10 km czy maraton? Poradźcie!

Sreberka. Moglibyście na nas mówić sreberka i do tego ze złotkiem w bonusie. Dziesiątka Babicka zakończyła się dla drużyny dobrze. A dla mnie – znakiem zapytania. I w tej kwestii proszę Was o radę: zapisać się na Orlenie na maraton, czy na poprawkę 10 km?

Dojeżdżamy do Starych Babic w ostatniej chwili, bo GPS wyprowadził nas dosłownie w pole (wpiszcie w Google Maps „Stare Babice” i zobaczycie, gdzie wylądujecie). Piątka z Jadzią i Wieśkiem w locie, rozgrzewka z Kubą, Mariuszem w przelocie. Miga Marek-Rakieta, w drodze na start zaczynamy się z Kingą kłócić, Dziki na rowerze każe się nam pogodzić.

Dzięki Dzikiemu mam tę fotę z trasy. To jest już po nawrocie, kiedy biegniemy pod wiatr. Wiatr rozwiewa złudzenia. Złudzenie było takie, że wiało na początku w plecy, na półmetku wyszło 18:58, o 10 sekund lepiej niż na ostatnim kontrolnym parkrunie i z perspektywą 38 minut z malutkim haczykiem na mecie. Byłem bogiem, wyobrażałem sobie. Że mam dzień konia, że trening szybkościowy przyniósł efekt, że szybkość została odzyskana.

Liczę, że nawet gdybym każdy kolejny kilometr biegł po 4:00 (12 sekund wolniej niż na pierwszej piątce), to mam złamane 39 minut, czyli cel-zadowolenie. Ileż takich pomylonych obliczeń wykonaliście na zawodach? Bo ja mnóstwo bardzo wiele.

Na ostatnim kilometrze robi się pod górkę. A liczę, że muszę przyspieszyć do 3:52, żeby złamać o sekundę 39 minut. Umawiam się z Opatrznością – której istnienie łatwiej mi sobie wyobrazić przy tętnie powyżej 180 niż poniżej 80 – że mogę przegrać ze wszystkim z tej grupki, byle złamać te 39 minut. Żeby coś pękło i z hukiem obwieściło: Wojtek odzyskałeś szybkość.

Na finiszu zbieram worek małych porażek. Netto 39:02, a z większością grupy przegrywam. Dopiero na mecie okazuje się, że najboleśniejsza będzie 2-sekundowa porażka z biegaczem w niebieskiej koszulce obok mnie (pech pechów, bo w wynikach netto okaże się, że byłem o 1 sekundę szybszy, ale pierwsza 50. jest klasyfikowana wg czasów brutto). Bo on dostanie brązowy medal w M-50, czego mu właśnie gratuluję. A ja będę mógł robić zdjęcia spod sceny.

Kindze – za 2. miejsce w K-40! Na luzie (chociaż jak doniósł z roweru Dziki „z pianą na ustach”) przebiegnięte 46:17. I 8. w klasyfikacji open kobiet. W statystykach nie mam z Kingą szans.

Było jeszcze pierwsze miejsce Marka-Rakiety w M-40, z wynikiem 34:56, tylko 6 sekund poniżej życiówki, a nie planowaliśmy tego. Była złamana po raz pierwszy czterdziestka Kuby, świetne wyniki Krystiana (gościnnie w drużynie), Roba (ale nam miło, żeś się dopisał), Mariusza, wsparcie Andrzeja, Bartosza, Michała i Jadzi. I fiku-miku – wskoczyliśmy na drugie miejsce w klasyfikacji drużynowej.

Tu mam nasz drużynowy puchar w ręku. Chyba będziemy sobie musieli założyć gablotkę w KS Staszewscy, jak w każdym Klubie Sportowym.

Konferansjer – bystry i miły, zresztą Kinga kazała napisać, że wszyscy mili i życzliwi, przy depozytach (gdzie zostawiała ulotki KS Staszewscy), przy zapisach, przy wydawaniu makaronu – więc konferansjer zapowiadał nas właśnie tak: Klub Sportowy Staszewscy, co bardzo mnie ucieszyło. Że chociaż na chwilę „odczepiła się” od nas „Kancelaria Sportowa”.

Z Kancelarią zresztą są małe jaja – bo w systemie Orlen Warsaw Marathon mam zarejestrowany właśnie kancelaryjny adres, a on nie istnieje i od trzech dni nie mogę się zapisać na bieg (korespondujemy z biurem, jak to rozwiązać). No i bardzo dobrze wyszło!

Bo – teraz prośba do Was o radę – nie wiem co zrobić. Czy zapisać się na Orlenie (za dwa tygodnie) na maraton, czy na 10 km. Plan był taki, że na wiosnę trenuję do dychy, bo trzeba poprawić szybkość po 39:09 w Biegu Niepodległości. W Starych Babicach odzyskuję certyfikat „około 38:00 na dychę” (to ważne, bo moje własne Liczydło Biegowe wymaga takiego właśnie wyniku od przeciętnego biegacza, do złamania 3 godzin na maratonie). A potem z tego treningu trochę eksperymentalnie biegnę wiosenny maraton w Warszawie. I na jesieni z podbitą szybkością przygotowuję się już na serio do maratonu.

Oczywiście plan zakładał też walkę o złamanie trójki, bo na razie każdy mój start w asfaltowym maratonie będzie zakładał przynajmniej złamanie trójki. I oczywiście to może być trudne lub bardzo trudne. I może się nie udać. Ale maraton, to jest maraton, to jest gra, w którą warto grać.

Ale teraz, kiedy Babice wyszły na pół gwizdka, poprawieniem tylko o 7 sekund jesiennego wyniku, może zmienić plan? Zrezygnować z wiosennego szybkiego maratonu. Pobiec na Orlenie dziesiątkę, przeskoczyć tam wszystkie bariery, a pozostałe złamać. Dotrenować szybkość, która przez cały marzec zamarzła zamiast rozkwitnąć. I zawalczyć.

Ale jak ta walka przyniesie np. 39:01, sekundową poprawę? Albo nawet 38:55. Czy to warte rezygnacji z wiosennego maratonu?

Co biec? Dychę czy maraton? Poradźcie, plis, napiszcie argumenty. Daję sobie czas na decyzję do czwartkowego bloga.

Komentarze

12 thoughts on “10 km czy maraton? Poradźcie!”

  1. Zawalczyć o szybkość!. Rób to konsekwentnie, jesienią będzie pięknie na maratonie. Na Orlenie może jeszcze się nie uda (choć na pewno będzie chłodniej, no i w masie łatwiej) ale jeszcze wiosną gdzie indziej się o to 37 z przodu otrzesz 🙂

  2. Maraton!
    Będzie dłuższa relacja po biegu i więcej do czytania! 🙂
    Dyszka szybko przeleci i po sprawie. Nuda! Uda się parę sekund lub nie. Ty jesteś maratończykiem! Tam czas mniej ważny, a przygoda na wieki. Valhalla!
    p.s. Sam biegam dyszki i marzy mi się maraton, więc subiektywnym bardzo

  3. Wojtek,
    To Ty możesz nam doradzać, a nie my Tobie. Znasz lepiej swoje możliwości i pokusy 🙂
    Ale skoro pytasz opinię publiczną….
    Bardzo dużą wagę przykładasz do tych sekund (na szczęście nie setnych sekund), więc rozpraw się z dychą, a potem z maratonem. Jeśli teraz będziesz niezadowolony z maratonu, bo sekunda albo dwie, bo brutto i netto, to będziesz miał podwójnego kaca startowego.
    Chyba, że chodzi tylko o eksperyment. 🙂
    Na dyszce będziesz musiał się bardziej przepychać niż na maratonie.

  4. Wojtek,
    Z treningu pod dychę ciężko pobiec dobrze maraton tak samo jak z objętościowego maratońskiego nie pobiegniesz rekordowej dychy – to raz.
    Dwa – jesteś już w M50 więc i tak chyba czas najwyższy przestawić się na jeden maraton rocznie. Trzy – zerknąłem na Twoje GC i zdaje się ostatnio nic powyżej 2h nie biegałeś, a to co biegałeś – z wyjątkiem Półmaratonu Warszawskiego – biegałeś dosyć wolno. Myślisz, że na łamanie trójki to może wystarczyć? Nie sądzę, żeby wynik +3h Cię interesował.
    Natomiast Babicką dziesiątką fajnie podbiłeś formę i powinieneś to wykorzystać na Orlenie. Masz 2 tygodnie i na jakiś dobry trening pod dychę i na regenerację.
    W zeszłym roku złamanie 39 minut na Orlenie dawało 312 miejsce, 64 osoby zmieściły się w zakresie 38′-39′ więc nawet jeśli warunki pogodowe nie będą idealne to na 100% będzie się „za kogo schować” przed wiatrem i nie będziesz musiał „dawać zmian” jak Chabowski na Maniackiej 🙂 Pamiętaj też, że w Warszawie trasa sprzyja szybkiemu bieganiu.
    Wg mnie absolutnie biegnij dychę.

  5. No i odpowiedź zaczyna się powoli klarować. I w komentarzach, i w mojej głowie. Jak dojdzie do serca, to się zarejestruję, a w czwartek napiszę na co 🙂

  6. Biegnij 10 km. Konsekwentnie i cierpliwie rób swój plan 🙂 Nie zmieniaj go, bo coś tam trochę jeszcze nie zagrało. Ten start w Babicach to przecież też środek do poprawy szybkości.
    Pozdrawiam

  7. Nie doradzam. Wiadomo, że ja bym wolała pobiec maraton, choćby dlatego, że po maratonie jest masaż.
    U mnie był w sobotę sukces. Pierwszy parkrun bez przerw na marsz (od czasu operacji). Czas 32:18. Zamierzam niebawem biegać regularnie i to częściej niż raz w tygodniu, żeby łamać 30′. Na razie włączyłam codzienny rower. Jak obstawiacie – kiedy złamię?

  8. Staszewski Wojciech

    No dobra. Będzie dycha. Mocna jak ogień. Uzasadnienie w poniedziałek na blogu 🙂 A teraz na trening!
    Dzięki wszystkim za rady, głosy – mogłem zobaczyć z czym się zgadzam, z czym nie i czego ja właściwie teraz chcę 🙂

Leave a Comment

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *