50 lat biegania

Była środa, 4 października, dokładnie tak samo, jak w tym roku. Nie wie, jak długo się rodził, bo przecież nikt tego nie wie, chyba że mu rodzice opowiedzą. Jemu opowiedzieli, że mama miała cesarkę, a potem, że tata odbierając go ze szpitala w beciku (bo wtedy beciki rządziły) pobiegł z nim do taksówki nie patrząc na mamę.

Podobno też, kiedy leżąc w wózku głębokim widział biegnących po ulicy chłopców (tak mu to opowiadano, ale chyba rzeczywiście dziewczyny wtedy nie biegały po ulicach, tylko ćwiczyły role małych księżniczek z siatami w przyszłości), więc kiedy widział tych biegnących chłopców, to z emocji kopał nóżkami w kolorowy, kraciasty kocyk.

Z tego co pamięta lubił biegać zwłaszcza za piłką, bo wtedy wszyscy biegaliśmy za piłką, chociaż mama bała się, czy się synek nie zgrzeje. W podstawówce był najsłabszy w piłkę z tych, którym się chciało. Więc kiedy w międzyszkolnych zawodach na Chomiczówce zajął piąte miejsce w biegu na 1 km, to było lekkie zdziwienie.

Był wstydliwy, nieśmiały, skrzywiony. To zdjęcie zrobili mu w przedszkolu i krzywi się tu przez czerwony sweterek – gruby, wełniany, gryzący – na szczęście rodzice nie kazali mu go zbyt często zakładać, tylko do zdjęcia. Można powiedzieć trochę odludek. Nie dlatego, że w liceum zaczął jeździć samemu w góry, najdłuższą wyprawę zrobił ze Zwardonia do Piwnicznej, 13 dni. Ale że po lekcjach w V klasie miał kilka razy pomysł, żeby wyjść na szkolne boisko i zrobić 25 okrążeń. To musiało być dziwne dziecko.

W liceum dowiedział się trzech najważniejszych rzeczy: że Hłasko rządzi, że nie zostanie jednak matematykiem i że można sobie trenować bieganie. Na licealnym obozie biegali we dwóch dookoła jeziora Garbaś. Potem – kiedy już studiował Polonistykę, miał pierwszą żonę i drugie dziecko w drodze – biegali raz na parę tygodni we dwóch po Puszczy Kampinoskiej, tylko musieli umawiać się o świcie, bo żony nie lubiły ich biegania. Rozwiedli się też mniej więcej w tym samym czasie.

Potem bujał się w życiu tak, że nie trzeba go za to lubić. On też nie jest z tego dumny, ale ma poczucie, że wtedy kręgosłupem, który trzymał jego życie w pionie było bieganie. Jedyna dyscyplina na jaką było go wtedy stać. Jedyne zen, chociaż nie jest pewien, czy to dobre określenie, bo tylko podczytywał wtedy „Zen i sztukę oporządzania motocykla” jeżdżąc zresztą na co dzień na rowerze. Kiedy po trzech latach terapii stanął na nogi, rozplątał drogi i ścieżki pomylone spotkał wreszcie dziewczynę – naprawdę nie myślał, że takie istnieją – która kocha sport.

Na pierwszą randkę umówili się w góralskiej knajpie, a na drugą już w górach, na Luboniu Wielkim. Ona uczyła go jeździć na nartach i pokazywała mu, że fitness to nie jest zabawa podrośniętych księżniczek, tylko ciężka napierdalanka. A on już wtedy biegał na całego, miał już w sobie tyle tego biegania, że zaczął innych uczyć jak biegać. Uczył czytelników „Gazety”, uczył wychodzących wtedy z ukrycia biegaczy w akcji „Polska Biega”, uczył czytelników bloga, który mu postawili wtedy na blox.pl. Uczył cały świat, tylko nie ją, bo ona długo nie chciała wejść w biegowy świat. Nawet kiedy zamieszkali ze sobą, kiedy się pobrali pod skalistymi wierchami, kiedy zaczęli organizować obozy biegowe pod Luboniem.

A teraz biegają razem. I kiedy szykują się razem do półmaratonu w Krakowie albo truchtają wspólnie na parkrun na swoich ukochanych Kabatach, to on sobie myśli, że ma niesamowicie sportowe życie. Wszystko się kręci wokół biegania,wciąż na ten kręgosłup są nakręcone plany rodzinne, spotkania z kolegami, nawet w pewnym zakresie praca dziennikarska. A Podopieczni mówią do niego „trenerze”.

Ciągle wierzy, że życie – a może Bóg, z roku na rok coraz bardziej chciałoby się, żeby był – będzie go pozytywnie zaskakiwać. Dostał parę ciosów, a jeden nokautujący, ale czeka z ciekawością, co mu przyniesie przyszłość. Kiedy miał trzydzieści lat, napisał piosenkę – bo zaliczył epizod bycia punkowym grajkiem – z takim rymem: „po drugie jestem sobie dziennikarzem, a co po trzecie – jeszcze się okaże”. Okazało się, że został trenerem biegania. A teraz, w przeddzień urodzin, ma jeszcze jedno marzenie, o którym pomyśli, kiedy będzie dmuchał świeczki na torcie.

Kiedy się zastanowi nad życiem, myśli, że chyba to jest najważniejsze w tym „byciu ciągle młodym”. Nie że się potrafi przebiec maraton szybciej niż większość dwudziestolatków, tylko, że się czeka z nadzieją na przyszłość, a nie tylko ogląda za siebie. Na biegach z zasady się za siebie nie ogląda nawiasem mówiąc. Wojtek Staszewski, zam. w Warszawie na wymarzonych Kabatach, ur. 4 października równo pół wieku temu.

Komentarze

18 thoughts on “50 lat biegania”

  1. Wojtek co prawda to jutro ale proszę przekaż Mu najszczersze życzenia zdrowia szczęścia i radości z okazji tej okrągłej Jego rocznicy.
    Mam nieodparte wrażenie że poznałem Go 13 lat temu jako ten wychodzący z ukrycia biegacz a po latach stał się też moim sąsiadem w miejscu największego zagęszczenia maratończyków/biegaczy na m2 w Warszawie.

  2. Pięknie opisane życie, Wojtku. Mam wrażenie, że jednak trochę zostało z tego chłopca w dorosłym. (i to nie tylko to skrzywienie 🙂 )
    Masz teraz dobre życie. Życzę Ci już dziś, żebyś zawsze z ciekawością mógł czekać na to, co przyniesie dzień. Żeby Twoje życie i życie Twoich Bliskich było po prostu dobre.
    Swoja drogą – jakie to szczęście mieć takie drugie połówki jak my… Prawda? Takie, które rozumieją ideę biegania.
    Wszelkie serdeczności niech na Ciebie spłyną na kolejne 50 lat, Wojtku.

  3. Wojtek wszystkiego co sobie zamarzysz na kolejną 50-tkę. Sportowych sukcesów Twoich i podopiecznych. Ale głównie życze Ci zdrowia, bo jak zdrowie jest to i życiówki się łamie. Oby tak dalej! Sto lat:)

  4. Mam 3 najmocniejsze wspomnienia-skojarzenia z Wojtkiem. Pierwszym jest wspomniana wcześniej agrafka na Supermaratonie Kalisia. Drugim wspólny pomiar Żółtej Trasy w LK. Trzecim Wojtek jako mój trener. A i jest jeszcze czwarte – SMŚ, na którym udał mi się żart.
    Poszperałam i z okazji urodzin wspominkowo wrzucam link do moich treningów pod okiem Wojtka. Fajnie było!!!
    https://www.maratonypolskie.pl/mp_index.php?dzial=2&action=44&code=2917 (przesuwa się korzystając z niebieskiej strzałki)

  5. Szok, 9 lat temu pobiegłam pierwszy maraton podpatrując Wojtka plany treningowe online -Polska Biega Nawet Maraton. Wojtek … i Kinga inspirują ❤️ Wszystkiego, co najpiękniejsze Wojtku dla Ciebie i Rodzinki ?

  6. Dziękuję Wam wszystkim (wszystkim dobrze mi życzącym) za worek życzeń. Wzruszliwie było zwłaszcza zobaczyć dawno nie widzianych i rzadko widywanych 🙂 Biegniemy dalej! 🙂

  7. Dużo zdrowia bo chcieć to Ci się zawsze będzie, ten typ tak ma 😉

    Zabawne, też jestem z 4 października tylko kilka lat później.
    9 lat temu zacząłem bieganie z Twoim planem z Polska Biega, wcześniej biegałem zawsze za różnymi piłkami, nie cierpiałem biegania dla samego biegania.

Leave a Comment

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *