Łąkotka. Żółty alarm

Po co Ewa Witek-Piotrowska z Ortorehu wbija mi gwoździe w brzuch? I jeździ po udzie nożem, który nazywa się kat? Żeby pomóc mi zaklinać łąkotkę przyśrodkową nogi prawej. Czyli tej drugiej, nie tej po artroskopii sprzed dwóch lat.

Czytałem, że tak może być. Jeśli jedna łąkotka nie wytrzymała, to znaczy, że jest dysfunkcja w układzie ruchu. I za chwilę nie wytrzyma druga.

Można by to ująć krócej: artroskopie chodzą parami. Oby jednak nie.

Ale w weekend KS Staszewscy mieli swoje radości. Dwie największe miały na imię Basia i Dorota.

Podopieczna Basia wzięła sobie chyba do serca to, co napisałem w przeddzień nocnego Półmaratonu Wrocławskiego. W upały zaczynamy w tempie o 15 sekund na kilometr poniżej planów i ambicji. A we Wrocławiu słyszałem, że była najpierw sauna – gorąco i wilgotno – a potem ulewa. Basia zaczęła w 5:06 min./km, a kończyła w 4:54. Wyszedł dobry wynik 1:43:26, cztery minuty poniżej planu na okno niepogodowe. Basia, wróciliśmy na ścieżkę do życiówek!

Zdjęcia chociaż nieostre, wyraźnie to pokazują. Z lewej strony skoncentrowana przed, z prawej zadowolona po. Tak się biega półmaratony!

EDIT: Albo tak jak Podopieczna Agnieszka, która Wrocław ukończyła z życiówką 1:48 i właśnie wrzuciła info na FB. No no!

W niedzielę patelnia była mniejsza niż w sobotę, ale i tak Podopieczna Dorota nie miała prawa zrobić tego co zrobiła. Czyli życiówki na 10 km – 50:58. Przy dobrej pogodzie już by złamała barierę, ale dla mnie życiówka w ten upał to szok i dowód na tygrysi skok.

Dorota ma specyficzny problem – atmosfera startowa ją rozbija, wyniki z zawodów ma słabsze niż wynikałoby to z treningów. Fajnie nad tym ostatnio pracujemy i chyba z sukcesami. Radziłem Dorocie patrzeć w asfalt, w linię przerywaną na środku ulicy. Po to, żeby wyłączyła się z rywalizowania, skoncentrowała się na innym szczególe. To zdało egzamin np. na Półmaratonie Praskim. W niedzielę w Milanówku Dorota wymyśliła bardziej otwartą linię do śledzenia podczas biegu: – Gapiłam się na biegaczy, ich ubrania i czapki.

Przytaczam to, bo pomysł moim zdaniem świetny, chociaż może nie jest to odkrycie Ameryki. Ale Dorota zasłużyła na globus, została mistrzynią geografów.

Tyle części radosnej, a teraz bolesna.

Charakterystyczny tępy ból w części przyśrodkowej kolana gonił mnie od maja. Pojawiał się i znikał. Tak samo opuchlizna: jest, jest i nie ma. Przypomina to wypisz wymaluj sytuację z drugim kolanem trzy lata temu. Czyli żółty alarm. Postanowiłem zacząć działać, zanim kolano zamieni mi się w banię z ogniskiem bólu po środku.

Do Ortorehu, starym tropem. Ewa Witek-Piotrowska, znamy się z 20 lat. Jej ręce, które czują wszystko, jej głowa wszystko rozumie. Porozmawialiśmy sobie przy tym o psycho-biologii, to nowy kierunek, w którym Ewa mocno idzie. Z jednej strony nie wierzę za bardzo w chińskie medycyny, ale z drugiej stara ścieżka fizjoterapii (boli mięsień X, to go opracowujemy i kropka) już mi nie wystarcza. Patrzenie na ciało jak na mechanizm i ignorowanie aspektu psychicznego – to dla mnie również przestarzałe myślenie. Człowiek to taśmy mięśniowe, powięzie i psychika.

Nie wierzycie? A nigdy Wam stres nie wszedł w obręcz barkową?

Ewa pooglądała, podotykała, zrobiła testy. I postawiła diagnozę, która grozi perspektywą artroskopii. Ból rzeczywiście jest w rejonie łąkotki przyśrodkowej. Może to być uszkodzenie – wtedy trzeba zrobić rezonans i szukać szpitala. Czy ktoś wie, czy można zrobić w Warszawie rezonans na NFZ. Jeśli termin będzie nawet kilkumiesięczny, to luz, bo kolano jeszcze całkiem dobrze funkcjonuje, po kilku dniach roztrenowania większość bólu zniknęła.

A jest szansa, że czary Ewy, które mam sobie sam w domu powtarzać, pomogą. Bo może łąkotka tylko wysunęła się ze stawu kolanowego. Jak? Przez mięsień półbłoniasty, który jest u mnie przykurczony jeszcze bardziej niż pozostałe mięśnie. A pozostałe przykurczone są strasznie.

I wtedy Ewa wzięła gwoździe. To się nazywa klawitarapia. I najpierw kłuła mnie długo w brzuch w przyczepy mięśnia i inne punkty, których znaczenia nie rozumiem. A potem wzięła kata, tak się nazywa ten nożyk do papieru. I rozorywała mi napiętą szczelinę po wewnętrznej części uda.

Mam sobie to w domu powtarzać. Widelcem. Podziabać bolesne miejsce (to się nazywa chyba gradowanie albo jakoś tak – może ktoś wie?). A potem rączką widelca pojeździć sobie po szczelinie.

Zakończyliśmy z flossem. To taka gumowa taśma, którą się zakłada na kolano jak bandaż elastyczny. A potem robi się proste ćwiczenia, np. squaty, żeby pracowały mięśnie wokół stawu i żeby podczas rozkurczu napotykały blokadę w postaci flossa. – Taka odwrócona fizjoterapia – stwierdziła Ewa. Flossa można kupić w internecie. Ktoś używał? Jeśli nie, to pamiętajcie, że można ćwiczyć we flossie tylko siedem minut, bo utrudnia krążenie.

Mam przeczucie, że to się skończy artroskopią. Po pozytywnych doświadczeniach Podopiecznego Piotra z artroskopią na NFZ, też pójdę tą ścieżką. Tylko najpierw muszę złamać trójkę w jesiennym maratonie.

Komentarze

3 thoughts on “Łąkotka. Żółty alarm”

  1. Wojtku,
    Trzymam kciuki, żeby obyło się bez operacji..
    polecam sprawdzić CEPELEK na Koszykowej, względnie niedługie terminy jak na NFZ, nie wiem czy rezonans też można bezpłatnie.
    https://cepelek.pl/dla-pacjentow/badania-dla-pacjentow

    Z innej beczki, możecie polecić jakiś fajny bieg na dyszkę (z atestem lub bez) w najbliższym czasie w Warszawie lub okolicach.

    pozdrawiam
    Mateusz (od „małpek”)

  2. Staszewski Wojciech

    Mateusz, dzięki za podpowiedź. Będę podążał tymi tropami po powrocie z wakacji.
    A dyszka w Warszawie? Będzie nocny bieg w Markach, będzie dzienny w Konstancinie, a na koniec lipca nocny Bieg Powstania. Jeśli szukasz czegoś na szybko, to Marki będą najlepsze (chyba w ten weekend, nie pamiętam)

  3. Ja kiedyś (kilka lat temu) robiłem na NFZ rezonans magnetyczny kolana w Centrum Gamma Knife na Kondratowicza i czas oczekiwania na wizytę nie był chyba bardzo długi.

Leave a Comment

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *