Łąkotka. Czerwony alarm

Krótka kronika katastrofy wygląda tak jak na tych zdjęciach. Ten facet radośnie pomykający na parkrunie, to ja. Wstawiam to zdjęcie, bo to ostatnie moje beztroskie bieganie przed drugą artroskopią – w drugim kolanie. Stało się. Zaraz opowiem, tylko mała zajawka puenty: nowe wyzwanie – 100 pompek. Ale k… na raz!

Zdjęcia (fot. Benek Gawlik) z poprzedniego weekendu z opóźnieniem pojawiły się na stronie Parkrun Ursynów na FB, dlatego wstawiam je tu dopiero dziś. Na drugim Mały Yoda, który pokonał mnie na rowerku. To w sobotę było.

A w poniedziałek pokonało mnie kolano. Wróciłem biegiem z Żoliborza, prawie 2 h i okazało się, że mam staw z drewna. I to nienaoliwiony. W nocy (to już było po zeszłotygodniowym odcinku bloga) nie mogłem spać z bólu, musiałem wstać, porozciągać się, ale i tak niewiele pomogło. Mrożenie też niewiele więcej. We wtorek powłóczyłem na Treningu Wspólnym. W środę było lepiej, a w czwartek mieliśmy w firmie Triumpf szkolenie dla biegaczy plus warsztaty. Otwierają się nam chyba nowe drzwi do świata.

W części marynarkowej było super. Na warsztatach zaplanowaliśmy około 2 km biegu z ćwiczeniami. I wszystko zostało na barkach Kingi, bo ja przebiegłem 200 m, a potem znów kuśtykałem i rozstawiałem talerzyki do ćwiczeń. Wieczorem mrożenie, całe szczęście, że dało się przespać noc.

Noga na zmianę boli i robi coś, czego nie da się określić cenzuralnym słowem. A rezonans pokazał, że łąkotka krzyczy o artroskopię. Są uszkodzenia, które można zaklinać i takie, które trzeba zoperować. To jest bezdyskusyjnie to drugie.

I nie byłoby problemu, bo czasem człowiek musi pójść do warsztatu, żeby się naprawić – gdyby nie Obóz Biegowy w Krynicy (i Beskidzie Sądeckim). Gdybyśmy mieli zwykły obóz stacjonarny w Rabce, to najwyżej bym nie pobiegł na jakiś trening, najwyżej bym wziął rower na inny. A tutaj decyzja musi zapaść przed wyjazdem – biegnę (100 km przez pięć dni plus treningi jakościowe popołudniami) czy roweruję.

Tak bardzo nie chcę jechać obozu biegowego na rowerze. Na obozie biegowym się z definicji biega. Kocham rower, tu zdjęcie z przejazdu po moście – nad rzeką samochodów. Ale prosiłbym, żebym mógł po moim beskidzie z dzieciństwa sobie pobiegać z Podopiecznymi. Poprowadzić grupę na Jaworzynę, na Runek, na Halę Łabowską, dookoła mojej Piwnicznej przez Radziejową, na której byłem pierwszy raz prawie pół wieku temu… Itd. W oczach to mam, w oczach to mam.

Na rowerze podjeżdżam sobie po mieście. Chociaż Biegający Ortopeda, mój medyczny anioł kazał się oszczędzać, oszczędzać, oszczędzać. Nie biegam jednak uczciwie. Biorę tabletki przeciwzapalne (napisało mi się najpierw „przeciwzabawne”, co jest dość śmieszne). I dzisiaj jest wreszcie pierwszy dzień, że nie kuleję.

Przed obozem będziemy w Rabce, tam sobie zaplanowałem dwie „próby ogniowe” – lekkie biegania po górach. Jak kolano znów napuchnie bólem, to biorę do Krynicy rower. Jak nie, to zapakuję do plecaczka biegowego niezły dylemat.

A ponieważ nie potrafię żyć bez wyzwań, bez treningu – możecie to nazwać „uzależnieniem” jak macie ochotę, to dobre uzależnienie jest – to mam cel na wakacje. Jaro Bieniecki, szef Runmageddonu powiedział mi o stronie 100 pompek. W dodatku jest apka, którą sobie ściągnąłem na telefon i z radością upgrade’owałem za 4,99 do wersji pro, żeby odwdzięczyć się jej autorom za super produkt. To program treningowy pozwalający w ileś tam tygodni dojść do 100 pompek. Na raz, nie w czterech seriach.

Na początku robi się test. Zrobiłem 42 pompki, ostatnie ciągnąłem już czując w mięśniach powietrze – ale chciałem dobić do magicznej liczby kilometrów na maratonie, bo nieraz mówiłem: dla mnie w bieganiu liczy się tylko maraton. Ale na potrzeby testu uznaję sobie 40 powtórzeń, wolę zacząć od niższego poziomu niż się zajechać lub zniechęcić.

Po teście był obowiązkowy dzień przerwy, a dziś będzie pierwszy trening. Pięć serii na przerwach 60 sekund w odpoczynku – 22, 24, 20, 20 i przynajmniej 25 powtórzeń w ostatniej serii.

Kto dołącza?

Tylko nie zawyżajcie sobie wyniku testu. Lepiej zaniżyć. Ja dodatkowo poprosiłem Kingę, żeby patrzyła z boku na technikę. Bo chcę dojść do 100 prawidłowych pompek, a nie takich z zapadniętym odcinkiem lędźwiowym albo pozornym ugięciem w stawach łokciowych. Dobra, wrzucam wpis i idę trzaskać trening.

Komentarze

2 thoughts on “Łąkotka. Czerwony alarm”

  1. 1. to kiedy ta operacja? nawet komercyjna to 2-3 tyg oczekiwania, trzeba zrobić badania złapać termin bo często jest mało okienek w tygodniu itp. Więc dobrze by to było zaplanować, mam nadzieję że plan już jest? Bo powinien być.
    2. bieg na obozie 5 dni z rzędu i tak będzie na dobicie się więc nie ma sensu nic testować, bo poskutkuje to być może podrażnieniem, tylko od teraz do obozu odpoczynek. Jak spuchnięte kolano to do ortopedy na punkcję, może coś też wstrzyknie chwilowo uśmierzającego. Albo z góry podjąć decyzję o odpuszczeniu, albo od teraz do obozu zero biegu. Mogą być pompki. Może się uda z rozpędu zaliczyć Wóz albo przewóz.

  2. Przemku, plan jest (jak wiesz po naszej rozmowie na treningu). A jak idzie z pompkami i co dalej z kolanem – zaraz piszę w nowym odcinku 🙂

Leave a Comment

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *