Wolność od samochodów

Artroskopia zbliża się wielkimi wieloskokami. Dziewięć dni do operacji. Moje bieganie śpi snem zimowym przez co podobno robię się drażliwy, chociaż ratuję się rowerem na okrągło, kajakami drugi weekend z rzędu i pompka czelendż.

Doszedłem w poprzednim tygodniu do 80 pompek. Chyba najbliższy atak na rekord (wg planu ze 100pompek.pl za jakieś 5-6 dni) będzie od razu na 100. Ale muszę popracować też nad brzuchem. W sobotę byliśmy z Kingą i Małym Yodą na basenie w Powsinie i Kinga zmierzyła mi kulminacyjną serię 50 pompek. To trwało 2 minuty!

Dokładam tereaz do ćwiczeń deskę, na basenie zrobiłem sobie 4 razy po minucie. Bo zrobienie 100 pompek będzie wymagać wytrzymania deski przez ponad 4 minuty. Oczywiście na basenie nie pływałem, bo płetw, to ja naprawdę bardzo nie mam.

W niedzielę pojechaliśmy ponownie na Wkrę, na kajaki, tym razem w trochę szerszym gronie, jak widać na zdjęciu. Ten facet w seledynowej koszulce (trafiłem?) to Tomek. Tomek zwykle jest rowerem. Wiem, że jeździ samochodem, kiedy nagrywa np. byłych więźniów stalinowskich na zapadłych wsiach, ale ile raz się umówimy w Warszawie, przyjeżdża rowerem. Ostatnio przejechał w ramach wakacji blisko pół tysiąca kilometrów na rowerowym szlaku Green Velo.

Na kajaki do Pomiechówka Tomek też dotarł na rowerze. Najpierw metrem do Młocin, a stamtąd 36 km na miejsce.

Postanowiłem do niego dołączyć, bo rower daje mi teraz tyle przyjemności, co w młodości, kiedy nie miałem samochodu, nie znosiłem autobusów i jeździłem na rowerze wszędzie. Wrzuciliśmy na bagażnik Nissana mojego Authora i po kajakach, i obiadokolacji w Pomiechówku pocisnęliśmy z Tomkiem we dwóch do Warszawy. Dotarliśmy na metro Młociny po niecałych dwóch godzinach jazdy – jak się potem okazało w zasadzie w tym samym momencie, w którym Kinga dojechała samochodem na Kabaty. Pewnie, że to ponad 20 km dalej, że musiałem jeszcze jechać dobre 45 minut metrem – ale jednak w pewnej ekologicznej demagogii można powiedzieć, że razem dojechaliśmy do Warszawy, do celu.

Ale się jechało w ten letni wieczór. Jest coś, czego napisać nie umiem, w dociskaniu pedałów na bocznej asfaltowej drodze przez Łomną, Czosnów, Łomianki do celu, jak torpeda, jak strzała. W dawaniu sobie zmian, w draftingu, w patrzeniu na licznik, tam 23, 25, 24 km/h. Dla mnie utrzymywanie takiego tempa przez godzinę z hakiem non stop na trekkingowym rowerze jest osiągnięciem. Razem z odcinkiem po wąskim chodniku na mostach nad Narwią i Wisłą, z kluczeniem po ciemku przez Lasek Młociński średnia wyszła 20,7 km/h.

Znów liczby mnie cieszą, tak jak w bieganiu. Albo znów liczbami łatwiej wyrazić to, co inny napisałby wierszem.

Nie mogę się już doczekać artroskopii, a raczej tego, żeby już było po. Żebym już zaczął wracać do biegania, do pełnej sprawności. I przypomina mi się, jak to było trzy lata temu. Jak nie mogłem się doczekać,  kiedy dostanę od rehabilitantki zgodę na jazdę samochodem. I jak pisałem, że samochód to wolność – wchodząc przy tym w polemikę z weteranem warszawskiego biegania, Jangiem, którego może kojarzycie jako genialnego doradcę obuwia sportowego w sklepie Ergo. Jang pisał, że samochód to zuo.

Jang, miałeś rację. Samochód na siódemce, na mitycznej Route 66 albo na autostradzie do Pragi jest spoko, połyka kilometry, wiezie nas do celu. Ale samochód w mieście, to niewola klaustrofobicznego pudełka wklinowanego między inne pudełka wytwarzające wspólnie trującą śmierć.

Po wrześniowej artroskopii dłużej poczekam na moją wolność. Aż kolano przekroczy w zgięciu kąt 90 stopni. Poczekam na wolność do jeżdżenia na rowerze.

A zdjęcie otwarciowe – z zielonego chwilowo Placu Bankowego, uwolnionego od zaparkowanych tam zawsze samochodów. Oglądałem go zbierając materiał do tekstu o „wojnie zielonego z samochodami”. Tekst napiszę obiektywnie, po dziennikarsku, ale wiedzcie, jak jest poza tym: rowerowy pluton, to właśnie ja.

Komentarze

7 thoughts on “Wolność od samochodów”

  1. Dołączam do klubu czekających na artroskopię…
    Nagle, bez ostrzeżenia…
    Wstępna diagnoza jeszcze do potwierdzenia MR, więc nie wiem kiedy będzie zabieg (w grę wchodzi tylko NFZ – lipa)
    W powodzi spraw codziennych brak biegania, to dziesięciorzędna sprawa. Mimo to czasem smutno, bo dobrze mieć „coś swojego”
    Zdrówko!

  2. Stanisław Łukoś

    Autorowi życzę szybkiego powrotu do formy, a z przed piszącym komentującym nie zgadzam się fundamentalnie , że brak biegania to dziesięciorzędna sprawa. Dla mnie bieganie jest częścią życia i finalnie bardzo to życie zmienia, w tym sprawy pierwszo, drugo i trzeciorzędne i w tym sensie staje się samo sprawą pierwszorzędną 🙂

  3. Grzegorz Ziembinski

    Mnie aż w żołądku ściska jak czytam o tej przerwie w bieganiu i będę się cieszył wielce jak do niego wrócisz. Reakcja tak silna spowodowana jest chyba tym, że w około nienajmłodsi już przyjaciele nieustannie walczą w przeciwnościami losu, żeby do tego biegania wrócić. Jak fajnie móc rozpocząć i przejść w zdrowiu cały sezon przygotowawczy do np. maratonu. Wpaść w tą rutynę, czuć to zmęczenie, ból i radość z codziennego prawie biegania. Z cyferek i podsumował omawianych z kumplami.
    Sam w 2019 roku doczekałem się takiego czasu dopiero w lipcu i doceniam każdy zrobiony tydzień.
    Mój najlepszy przyjaciel walczył z kontuzją po maratonie w Londynie tylko po to, żeby bardzo boleśnie spaść z roweru pod koniec kontuzji i pauzuje nadal i widzę jak to na niego wpływa. Ale w sumie to odliczanie czasu też jest jakoś ekscytujące… ja kupowałem buty biegowe i szykowałem plany akcji 🙂
    Powodzenia za dni 9!

  4. Mega ze masz rower! Wokol tyle ludzi co to :gralem kiedys w siatkowke ale cos mi pyklo woec teraz siedze i hoduje cukrzyce. Odwagi i radosci tymczasowej z innych sportow!.
    Teraz to mi trudno sie przyznac,w obliczu Twojej sytuacji,no ale powiem ze zaczelam biegac i juz jest ten etap ze biegne i nie odliczam kazdych 10 sekund,30min geriatrycznym truchtem daje tyle radochy.cel:parkrun Kabaty ,pewnie juz na wiosne.
    Ktos biegnie w polmaratonie w sobote (waw) oprocz Michal_obozowicz /moj osobisty mąż ?

  5. Moja artroskopia – 9.09 Dwa tygodnie przed Festiwalem w Lądynie. Będzie nas tam kuśtykać trzech starych łojantów.
    Wojtku – dzięki za telefon. Trzymał będę kciuki!
    Stanisław – wspinanie (a potem bieganie), to część życia – rzecz oczywista. Ja żyłem wspinaniem i ze wspinania. To pięknie buduje człowieka. Jest to też czysty egoizm. I dlatego mogę z tego łatwo zrezygnować, co nie zmienia faktu, że głęboko to we mnie tkwi.
    Zdrówko!

  6. To ja może o kajakach pod Warszawą…
    Moje hity lata 2019 to Liwiec i Radomka. Cudowne!
    Dzisiaj w Liwcu chyba więcej plywalem wpław niż w kajaku…
    Odradzam Świder. Brudny i uciążliwy. Na Wkrę jakoś nie dotarłem ale obiecuję nadrobić.

  7. Pjachu – powodzenia, będziemy mniej więcej razem wracać.
    Ok – przetestuj Wkrę i napisz jak wypada w porównaniu. Mnie się Świder podobał właśnie ze względu na większy stopień trudności. Radomki nie znam.
    Marta – ja tu widzę bardzo duże zmiany ogólnosportowe. I gratulacje dla Michała za półmaraton, ładny wynik : )

Leave a Comment

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *