Rehabilitacja do maratonu

Maraton Warszawski, moja miłość. Od 1996 roku nie startowałem w tym biegu dwa razy – raz, kiedy miałem wyprawę życia w Himalaje i drugi raz, kiedy nie doceniłem potencjału partyzanckiego biegu w 2002 roku bez atestu, po nocy, dookoła kwartału ulic w centrum miasta, po którym maraton się odrodził, że wow. Ja też się odrodzę, zobaczycie!

Maraton w tym roku będę świętować przy trasie. Staniemy z Kingą – i mam nadzieję, że tłumnie dołączycie, kto nie biegnie – gdzieś w okolicy 40. kilometra na Moście Świętokrzyskim ok. 11.30, żeby złapać naszych trójkołamaczy i będziemy krzyczeć maratończykom do okolic 13.00. Wypatrujcie pięknej kobiety z temperamentem i faceta z żółtą flagą KS Staszewscy, ale już bez kul.

Maraton świętowałem na projekcji filmu Agnieszki Niedojad „42,195. Maraton Warszawski – historia, która trwa”. To dokument o maratonie, mam tam parę swoich kwestii, opowieść o Podopiecznym, który na 39,5 km miał kilkuminutową nadróbkę nad balonami na 4:00, a skończył bodaj w 4:25. Albo wywód, dlaczego lepiej przebiec maraton w 3:14 niż w 3:02, po którym sala się śmiała, co uznałem za sukces.

Stąd to zdjęcie „ze ścianki”. Od lewej Marcin Rosłoń, były piłkarz, obecny dziennikarz, biegacz, a na maratonie człowiek z mikrofonem. Marek Tronina, więcej niż dyrektor maratonu. Kasia Dydo-Rosłoń, dziennikarka i kobieta-mikrofon. I Staszewski – jaki jest, każdy widzi.

Najbardziej mnie ruszyło, jak zobaczyłem na ekranie Podopiecznego Michała – który rok temu przygotował się w KS Staszewscy do debiutu w maratonie. Wyliczyłem Michałowi prognozę 3:54:04, wyszło niemal idealnie 3:55:06. Ale nie cyferki są tu najważniejsze, spójrzcie.

Ekipa też uznała, że to najlepsza historia „opowiedz mi o maratonie w trzy sekundy”, bo scena trafiła do 1-minutowej zajawki, którą można zobaczyć TUTAJ.

Michał! Te same emocje, co w debiucie już nie wrócą. Ale każdy maraton to święto dla serca. A kto debiutuje w niedzielę, niech się koniecznie poryczy na mecie! Chłopaki płaczą, dziewczyny też, jak mają powód.

Ja jestem teraz na początku drogi do maratonu. Dostałem w zeszłym tygodniu zgodę od pana doktora – Biegającego Ortopedy, na chodzenie bez kul nie tylko po domu. Na jazdę na rowerze stacjonarnym. Wynegocjowałem, że zgoda obejmuje też dojeżdżanie z Małym Yodą do przedszkola, a już na własną rękę w czwartek zrobiłem na rowerze 30 km, bo tyle miałem pilnych spraw, a nie po to człowiek ma nogi sprawne i rower, żeby wsiadać do blaszanej puszki.

Łukasz ze SportsLab usprawnia nogę jak może. I zapowiada, że jeszcze spotkamy się raz na terapię manualną, a potem przechodzę do drugiego rehabilitanta, na ćwiczenia.

Już dziś mam zresztą prace domowe. Np. małyszki (siadasz na krześle i wychylasz się do przodu, jak na skoczni narciarskiej) – 10 razy 1 minuta, dacie radę? Uda się robią z żelaza. Kupiłem sobie też taśmy BlackRolla, bo wydały mi się fajniejsze od lateksowych. I rzeczywiście, do użytku domowego, bomba, nie zwijają się, więc cisnę po 10-20 liftów w seriach na stojąco, na leżąco, pod różnym kontem i z różnymi obciążeniami. Czuję, że wreszcie zrobię pośladki (tak to się mówi, dziewczyny?).

Tak się zaczyna droga do maratonu. Biegający Ortopeda powiedział, żeby zacząć biegać pod koniec września. To będzie akurat weekend maratoński. Mały Yoda startuje w Biegu Krasnala w sobotę, w niedzielę idziemy na kibicowanie przy Maratonie Warszawskim. Więc inauguracyjne truchtanko będzie chyba w piątek.

Na razie wsiadam na rower i robię wydolność. Moja trzydziestka na rowerze, to wydolnościowy odpowiednik przebiegniętej dychy. Wracam, powoli, ale wracam.

Na koniec zdjęcie znad zimnego Bałtyku. Tak się bawi Podhale, a jak się wieczorem wybawi, to rano idzie na bieganie po plaży. Kinga z Sabiną jak jadą na narty, to tylko na otwarcie wyciągu, bo muszą mieć idealnie wyratrakowany stok. I podobno im plażę wyratrakowali. Serio, Kinga mówiła, że jakiś walec ją musiał ubić, bo biegło się idealnie bez grzęźnięcia w piachu.

Czy ktoś znad morza wie coś o ubijaniu plaż walcami?

Komentarze

7 thoughts on “Rehabilitacja do maratonu”

  1. Ja debiutuję na dystansie maratonu. W niedzielę. W Warszawie. Wymarzyłam sobie, że mój debiut będzie wyjątkowy. Nie będę walczyła o czas, a i tak życiówka będzie. Startuję ze Spartanami. Biegnę w drużynie 10 osób znajomych nieznajomych. Za nasz bieg zostaną przekazane pieniądze na konto pewnej chorej dziewczynki. Udało nam się zebrać możliwie największą drużynę.
    Taki będzie mój debiut.

  2. Staszewski Wojciech

    Marzena, to jeszcze z takim przesłaniem będziesz miała podwójną dawkę emocji. Nie bierz tylko zbyt ciężkiego ekwipunku. Piotr Pacewicz po swoim pierwszym maratonie mówił, że w pewnym momencie chciał zdjąć nawet koszulkę – z emocji, i z przegrzania 🙂

  3. Cześć.
    Też przebiegłem ten maraton:). DEBIUT!
    A przygotowałem się w 4 miesiące. No…plus trzy miesiące wcześniej do półmaratonu w Lublinie!
    Miałem w planie po prostu dobiec, ale ambicje, jak to w debiucie, złamać 4 godziny. I udało się! 3:52 i coś tam. Na mecie żałowałem, że nie przyspieszyłem bardziej (choć ostatnie 6 km bardzo przyspieszyłem:)) i nie zszedłem do 3:49, bo tu już wygląda na wyczyn…Pomyślcie tylko jak się poczułem, jak podczas grawerowania otrzymałem medal z czasem 3:49:45! W emocjach zapomniałem o czasach netto i brutto. CZAD!!!!
    A na moście (za drugim razem) spotkałem gościa, na podstawie którego treningu przygotowywałem się do tego debiutu (może Pan pamięta, przybiliśmy piątke i mówiłem właśnie, że biegnę z pańskim planem:)). Potem za mostem Eye of the tiger i już nie dało się nie dobiec. Mega emocje, polecam wszystkim. Tylko co teraz??? Pozdrawiam wszystkich biegaczy:)

  4. @Marcin Długosz
    I co dalej?

    To samo pytanie zadałem po moim debiucie.

    Ktoś mądry mi powiedział: namawiaj innych na bieganie.

    I faktycznie daje to ogromną satysfakcję. Zobaczyć jak ktoś przeżywa podobne emocje – niekoniecznie na maratonie.

    A samemu można odnaleźć w maratonie jeszcze kilka wymiarów – napisałem o tym parę razy na ganianie.pl
    – pokonywanie siebie, turystyka maratonowa, bieganie z innymi, podziwianie innych, wolontariat na maratonie.

    Ja w ostatnim MW jeździłem jako obsługa trasy.
    Holowałem np. 68 latka z Colorado. Na mecie był tak przeszczęśliwy, że „make my all day” 🙂
    Ciesz się z debiutu – świetny wynik. A pomysł na potem przyjdzie 🙂

    @Wojtek
    „pod kątem” raczej. Nie, kontem 😉

Leave a Comment

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *