Witamina B12 i tempo 4:28

Jeśli chce się utrzymać dietę wegetariańską albo flexi-wegetariańską, trzeba suplementować witaminę B12. Dziś jestem w stanie utrzymać na pięciu kilometrów skromne tempo 4:28 min./km i przebiec parkrun w 22:17. To dwie najważniejsze rzeczy, których dowiedziałem się w sobotę.

Jeszcze w piątek ustaliliśmy z Małym Yodą, że startujemy razem w parkrunie – on na rowerku, a ja na nogach. Wymyślajcie takie rzeczy, jak się tylko da. Kiedy wszystkie parkruny zleją mi się kiedyś w pamięci w kilkusetkilometrowy i wieloletni bieg – to takie starty jak ten będę pamiętał.

Najbardziej bałem się incydentu zaraz po starcie, puściłem więc Małego Yodę ścieżką na pierwszej prostej. A potem Yoda wyrwał do przodu, podejrzewam, że chciał być pierwszy. Przez pół kółka prowadził, a potem trochę jednak zwalniał, widziałem go z daleka. Utrzymał się na trasie pół minuty przede mną. Niespełna sześciolatek na rowerku z kołem 16 cali zrobił pięć kilometrów w tempie 13-14 km/h. Jestem z niego strasznie dumny.

Fot. Ania Cybulska i Baba z Aparatem

Z siebie niestety mniej. Jesienny parkrun już po artroskopii przebiegłem w 21:31, teraz było więc znacznie słabiej. Wracam ostrożnie, trenuję lekko, ale zaskoczyło mnie, że jestem aż w takim dołku. Tempo 4:28 to perspektywa maratonu w 3:10. W to będę mierzył na wiosnę, muszę tylko zwiększyć „ośmiokrotnie” wytrzymałość, bo na razie mogę to tempo utrzymać nie na 42, tylko na 5 km. A na jesieni oczywiście cel jest jeden: dwójka z przodu.

Zlikwidowali nam orlenowski maraton w Warszawie. Absolutnie nie żałuję. Nie tylko dlatego, że dwa maratony w mieście były kuriozalne. I nie tylko dlatego, że Orlen nigdy nie był równy Maratonowi Warszawskiemu. Bo MW powstał dlatego, że ludzie, którzy kochali bieganie postanowili stworzyć taką imprezę, żeby inni mogli biegać. Za tą ideą poszedł pomysł biznesowy, bo idee muszą mieć twarde osadzenie w rzeczywistości. Geneza maratonu Orlenu była w oczywisty sposób inna – dział PR koncernu pomyślał, jak można pozycjonować markę i stwierdził, że odpowiednim kontekstem będzie bieganie.

Zawsze wiosną lubiłem gdzieś na maraton pojechać. Wrocław (dawniej był wiosną), Kraków, Łódź, pół Polski zjeździłem. A mając maraton pod nosem nigdy nie mogłem się zdobyć na taką wyprawę.

Za to w tym roku sobie odbiję. Inicjatywa Kingi, a przede wszystkim Renaty doprowadziła do wielkiej wyprawy na Maraton w Kownie – 26 kwietnia. Jedziemy tam sporą grupką Podopiecznych, jeśli chcesz dołączyć do drużyny – zapisuj się jako klub KS Staszewscy. Welcome.

A drugą część soboty spędziłem na konferencji Sportowiec Amator, bo wtedy miały być najciekawsze wykłady. Wcześniejsze wyglądały na skierowane raczej do lekarzy niż do sportowców-amatorów. Ciasnota przedziałów powięziowych w sporcie. Mięsień wielodzielny w bólach krzyża. Dystalne uszkodzenia mięśnia dwugłowego ramienia. Jałowe martwice kości – prawda czy stereotyp.

Dobra, już się nie znęcam. Przysłuchiwałem się wykładowi sport watch – gadżet czy źródło istotnej informacji, jak czytać dane z zegarka. Dowiedziałem się, że zegarki sportowe pokazują wykresy tętna i mogą przeszacowywać próg mleczanowy, więc powinniśmy to kontrolować laktometrem.

Ilu sportowców-amatorów korzysta z laktometru?

Zaciekawiło mnie to: Najlepsze dni startowe, a cykl mensturacyjny. Najlepiej startować w okresie okołoowulacyjnym ze względu na wysoki poziom estrogenów i niski poziom progesteronu oraz dlatego, że kobieta ma wtedy wysoką samoocenę i większą chęć do rywalizacji z innymi kobietami. No, to z jednej strony oczywistości, ale osadzone w hormonalnych faktach były jakoś ciekawe.

Bo przy wcześniejszym wykładzie o suchym igłowaniu wymiękłem. Okazało się, że to nie chodzi o klawiterapię jak myślałem tylko o wbijanie długich na kilka centymetrów igieł w mięsień. Często sobie wbijacie takie igły. Na sali doszło do dyskusji między lekarzami, a fizjoterapeutami, czy fizjoterapeuta ma prawo do stosowania takiej techniki.

Z uwagą – którą obiecałem tu Pictowi – wsłuchiwałem się w wykład: Jak poprawić swoje wyniki po 40. roku życia? Zmiany metaboliczne w średnim wieku. Pict, dowiedziałem się tyle, że zwiększa się wydzielanie hormonów stresu – kortyzolu u mężczyzn i prolaktyny u kobiet. I że, aby poprawić gospodarkę hormonalną po 40. należy minimalizować stres (stosując techniki wyciszania), uprawiać sport, dbać o sen, o seks i o sposób odżywiania.

Mógłbym się jeszcze trochę więcej popastwić. Zrozumiałem trochę, jak się czuje na lekcjach w liceum 17-letnia córka-licealistka, kiedy nauczyciele wygłaszają ex katedra mieszaninę naukowych mądrości bez związku z rzeczywistością i banalnych do bólu oczywistości. Nie wiem, czy przetrwałbym cały dzień w liceum.

Na koniec było o dietach w sporcie wytrzymałościowym – czy wegetarianizm nie przeszkadza w wynikach. Interesowało mnie to szczególnie, ponieważ, jak tu już czasem pisałem od sierpnia w zasadzie nie jemy z Kingą mięsa (w zasadzie oznacza, że jemy ryby, owoce morza oraz, że w czasie świątecznym zrobiliśmy odstępstwa – schabowy, stek, polędwiczka i koniec).

Tu udało mi się zanotować parę konkretów. Badania wykazały: dieta wege ani poprawia, ani nie pogarsza wyników. Ale pod warunkiem, że jednak myślimy, jak uzupełniać niedobory minerałów. Kiedy nie jemy mięsa powinniśmy się obawiać braku cynku, żelaza i witaminy B12 oraz białka. Ale: cynk i żelazo jest w dużej ilości w jajach i rybach, więc przy naszym flexi-wegetarianizmie spoko. No i w warzywach zielonych (szpinak, szparagi, brukiew, brokuły, soczewica) oraz pestkach dyni, nasionach sezamu i w tofu. Białko jest w ziarnach, zbożach (może ktoś dopowie, nie zdążyłem zapisać slajdu). A witaminę B12 trzeba łykać. Ja jeszcze dołożę do tego żelazo, zwykle przez miesiąc przed maratonem albo oddawaniem krwi i tak łykałem żelazo. Moje obecne 4:28 min./km każe mi wierzyć, że tu też będą rezerwy.

Powiecie, że mogłem se to wszystko wyguglać? Racja. Ale na konferencji można jeszcze było zrobić sobie fajne zdjęcie na ściance. Co chyba było najgłębszym sensem spotkania.

Acha – żeby się nie znęcać do ostatniej kropki: wydano na cateringowy lunch. I pierwszy raz jadłem pudding z tapioki z sosem mango. Pycha.

Komentarze

3 thoughts on “Witamina B12 i tempo 4:28”

  1. „Zawsze wiosną lubiłem gdzieś na maraton pojechać. Wrocław (dawniej był wiosną), Kraków, Łódź, pół Polski zjeździłem. A mając maraton pod nosem nigdy nie mogłem się zdobyć na taką wyprawę.”

    A wydaje mi sie, ze kilka lat temu razem bieglismy Orlen. Zreszta wyniki tez na to wskazuja 😉
    https://domtel-sport.pl/OWM2015/wyniki_zaw2.php?nr=6719
    No chyba, ze czegos nie zrozumialem…

  2. Rafał, no właśnie o tym piszę – że dawniej (bo moje bieganie zaczęło się naprawdę w poprzedniej epoce) lubiłem sobie pojechać gdzieś na wiosenny maraton, a od kiedy zrobili Orlen, to zawsze lenistwo mnie zatrzymywało w domu. Więc czuję się teraz paradoksalnie dobrze, że muszę się znów gdzieś ruszyć, żeby na wiosnę pobiec maraton.

  3. Juz wszystko jasne 🙂 A Kowno to spoko opcja. Bieglem tam polmaraton – impreza dobrze zorganizowana, trasa w porzadku (chociaz maraton to dwie petle), miasto ok, niedrogo i sympatycznie. Dobrze, ze przeniesli zawody z czerwca na kwiecien, bo jak bieglem to byl upal, 28 stopni w cieniu. Chociaz i w kwietniu moze byc roznie… Pozdrawiam

Leave a Comment

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *