Wings For Life przez aplikację na całym świecie – to jest dobry bieg na czas pandemii. Ludzie łączą się przez sieć, znak czasów. Polacy znów w światowej czołówce biegu. Ale my w ogonku. Albo patrząc na tego łabędzia niżej – tam gdzie zaczynają się pióra tworzące skrzydła.
Skrzydeł dodało mi bieganie nad jeziorami. Łabędzie, widoki, płaski krajobraz nad wodą i wyniesione pagórki między jeziorami, tak zielone, jak z reklamy z krową. Krowa istotnie stała na takim wzgórzu kiedy obiegałem jezioro, ale nie użyłem telefonu, pilnowałem drogi przez GPS, żeby zrobić skrót nad jeziorem zamiast dużego łuku asfaltem. Wniosek? Jeśli na żadnej mapie nie ma drogi nad jeziorem, to jej tam nie ma, a niewierny Tomasz skończy z błotem w skarpetkach, bagnem na butach i tą radością, która zawsze towarzyszy mi przy takich zawieruszeniach.
25 km dookoła jeziora to mój najdłuższy trening po operacji. Wyszło wolno, takie samo tempo (po korekcie na zawieruszenie), jakie osiągnęły dwie dzielne biegaczki startujące w Wings For Life.
Jesteśmy w dziwnym czasie. Zawieszeni gdzieś między logiką bezprawnego prawa, a własnym odpowiedzialnym podejściem do pandemii. Między sensownością zaleceń, a brakiem logiki w decyzjach rządu (dlaczego to otwarte, to zamknięte, w tym momencie tak, w tym tak). Szacunkiem do wyrzeczeń społeczeństwa i trudnością w utrzymaniu stuprocentowej izolacji. Maseczką na twarzy dla spokoju przestraszonych, a wiedzą medyczną na temat szkodliwości maseczek. Dwumetrowym dystansem, a realiami życia. I tak dalej.
Staramy się – nie tylko ja czy Kinga, ale chyba wszyscy – zachowywać się jednocześnie przyzwoicie, jak i logicznie. Czy nam się to udaje? Koronawirus nas osądzi.
Łabędzie już odmrożone, jeziora. Kajaki jeszcze nie, dopiero od dziś. Trawa odmrożona, parki raczej też, stadiony z obostrzeniami, lasy na pewno.
Po półtoramiesięcznej przerwie na kontakt online wznawiamy w ten wtorek Treningi Wspólne dla Podopiecznych KS Staszewscy. Ze zwyczajowego grafiku wypadałyby Szczęśliwice, ale park to nie las, więc nie byłoby stuprocentowej jasności, czy można biegać bez maseczki. A w lesie jest jasność, biegniemy więc na pierwszy odmrożony trening do Lasu Kabackiego. W grupach do sześciu osób, chociaż tu też jest niejasność – taki limit obowiązuje na zamkniętym obiekcie typu stadion, a co z obiektem typu las? Ale podzielimy się na takie podgrupki, mamy dwoje trenerów i jedną asystentkę zgodzoną. Maseczki na powitanie, lecimy do lasu i tam dystans, ale bez maseczki.
Tak się odmraża rzeczywistość. I tak się wykuwają nowe realia. Na samym początku pandemii pomyślałem, że skończą się te buziaczki na dzień dobry, przytulasy. Może tak będzie, będziemy witać się, nie tylko na treningach, skinieniem ręki. Na pewno odruchem i dobrym zwyczajem będzie kasłanie w łokieć.
A propos – nie wiem, jak wasze obserwacje, ale od kiedy pojawił się koronawirus jestem zdrowy jak nigdy. Nie łapię żadnych infekcji. Ten zwiększony dystans, nawyk mycia rąk, więcej ogórków kiszonych czy jogurtu? Myślę, że to działa i że to też elementy nowej rzeczywistości. Plus aktywność fizyczna, co dla nas tu na blogu jest oczywistością, a dla niektórych może być odkryciem.
Dwie dzielne biegaczki ze zdjęcia (obie biegające normalnie, z pięty, jak widać) przebiegły w Wings For Life ponad 15 km. Skończyły z lekką zadyszką i doskonale odmrożone. Ze skrzydłami oczywiście.
D