W sobotę o 9.00 w wielu lokalizacjach parkunów zbierają się ludzie i nieoficjalnie, mierząc samemu czas biegną na rytualnych 5-kilometrowych trasach. Taka jest miejska legenda, więc w ostatnią sobotę poszedłem w ciemno na skrzyżowanie al. KEN i ul. Przy Bażantarni, żeby sprawdzić się na dystansie 5 km. To miała być czereśnia na torcie pierwszego tygodnia mocnego treningu.
Jestem dość zadowolony. 55 kilometrów biegania oraz pierwszy trening ponad 2 godziny easy od dawna. Konkretnie: treningowy półmaraton w 2:03:32. Trochę wolno, ale szybciej nie chciało iść. A może się bałem. W tym tygodniu zobowiązuję się do szybszego tempa. I wezmę tym razem picie na drogę.
Porządny trening w ostatnim tygodniu wyglądał tak. Poniedziałek – lekki kros po dużych górach, jeszcze w Rabce. Wtorek – podbiegi na Górkę Kazurkę (każdy z innej strony, pod innym kątem, o różnych stopniu nachylenia) z Podopiecznymi i Sympatykami na Treningu Wspólnym KS Staszewscy.
Tak wyglądaliśmy w perspektywie leśnej, a tak w miejskiej. Jak ja lubię ten mój Ursynów, te Kabaty.
Środa – półtorej godziny we w miarę przyzwoitym tempie 5:38. Do Konstancina, bo ten park też bardzo lubię, a mamy tam bliżej niż do Łazienek Królewskich. W czwartek było wolne od biegania, a w piątek pierwsze 2 godziny. Tu mi się włączył strach, że to dużo, że padnę, że nie wziąłem picia, więc padnę na pewno, że co to będzie. Było wolno, tempo 5:51. Drugi raz już wspominam o tym treningu, ale to dlatego, że wytrzymałość jest najważniejsza, zwłaszcza jak się szykujesz do maratonu.
Potem było jeszcze 30 km na rowerze po mieście, wolno, bo w cywilnych ciuchach, w sprawach zawodowych. Ale na koniec padłem. Co sfotografowała córka licealistka.
W sobotę wymyśliłem sobie próbę na dzikim parkrunie na Ursynowie. Słyszałem, że na Polu Mokotowskim spotykają się tak ludzie co sobotę o 9.00. I założyłem, że tak musi być wszędzie.
Na zdjęciu głównym potężna grupa biegaczy zgromadzonych na starcie dzikiego parkrunu na Ursynowie w ostatnią sobotę. Potężna sercem do biegania. Czekałem od za pięć dziewiąta do pięć po dziewiątej. A potem pobiegłem sam, ścigając się ze stoperem. Ponieważ moja gospodarka hormonalna uruchamia się dopiero, kiedy obok stoją prawdziwi rywale, to z wyniku mogę być w miarę zadowolony. 20:58.
***
No i teraz Wam się przyznam: napisałem to co powyżej w niedzielę wieczorem. A dziś, na porannym bieganiu wkurzyłem się. Bo dalej jeszcze była puenta, taka bita śmietanka dla przegranych na pocieszenie – że o łamanie trójki będzie ciężko i tak dalej. A kto powiedział, że ma być łatwo?
Wkurzyłem się na tego Wojtka od ostrożnych kolan, racjonalnego w poddawaniu się zawczasu i negocjującego ze sobą: może biec na 3:15, może na 3:10 i tak dalej. Racjonalista-sracjonalista.
Zobaczyłem w Lesie Kabackim faceta bardziej siwego niż ja jestem łysy. Cisnął. Nie wiem, czy dociśnie do tego, o co mu chodzi, ale widziałem, że walczy. Że jak wychodzi na bieganie i robi 12 tys. kroków, to się 12 tys. razy nie poddaje, na każdym kroku walczy.
Przestałem na chwilę słuchać „Rzeźni numer 5” (niedawno sporo Vonneguta wyszło na audiobookach w Audiotece) i krótko porozmawiałem ze sobą. Więc po pierwsze walczymy o formę. Po drugie 20:58 na piątkę to nie jest żadna diagnoza tylko punkt odbicia i ja się od niego muszę wysoko odbić. Po trzecie już teraz wprowadzamy bodźce, które do tego posłużą, już na tym treningu. I zamiast spokojnego lelum polelum 1,5 godziny biegania (w średnio zadowalającym tempie średnim 5:44) ostatni kilometr pocisnąłem w tempie na maraton.
Pomyślałem, że niech będzie taka wróżba: w jakim tempie zdołam przycisnąć teraz, w takim pobiegnę ten maraton za pięć tygodni. No i wyszło 4:13, to jest na 2:58:40 w maratonie.
Ciśniemy. W tym tygodniu ma być więcej kilometrów, to cel numer jeden. W weekend będę żegnał wakacje na Rospudzie, a w kolejny może znów dziki parkrun. I może nie będę sam.
12 thoughts on “Dziki parkrun”
Wakacje na bis. Dzień drugi. Brzeziny – Murowaniec – Czarny Staw Gąsienicowy – Karb – Zielony Staw Gąsienicowy – Murowaniec – Brzeziny. 18 km, 820m podejścia, 6h45. Rano pięknie, ale już od 10:30 widoczność gorsza, na szczęście prognozy deszczowe się nie sprawdziły. Szarlotka w Murowańcu przyzwoita. Coś mnie dopadło, ledwo idę, wobec tego Kościelec odpuszczamy. Albo pomoże czosnek, albo będzie gorzej..
Ja – korzystając z tego, że chyba nigdzie nie startuję w tym roku (może Ultra Roztocze, ale to będzie bardo długi spacer) – eksperymentuję z treningiem. Eksperyment polega na tym, że w zasadzie ograniczyłem trening do trzech rzeczy: easy (60%), polski drugi zakres (35%) i około 5% III zakresu, ale nie biegam go interwałowo tylko w ciągu np. biegnę 2-3km III zakresu i na koniec 1km ile nogi dadzą. Nie robię w ogóle siły, nie robię „przebieżek” – skrajnie uproszczony trening. Póki co wchodzi, zobaczymy co z tego będzie.
Wakacje na bis. Dzień trzeci. Czosnek i wczesne pójście spać wpłynęło na zwyżkę formy, więc można ruszać. Łomnicki Staw – Rakuska Czuba – Zielony Staw Kieżmarski – Rakuska Czuba- Łomnicki Staw. Na Rakuskiej Czubie siedzimy chyba z godzinę żeby dobrze zapamiętać jak wygląda Kołowy, jak Kieżmarski, a jak Baranie Rogi – widać pięknie. Okazuje się że można jeszcze wjechać krzeselkiem na Łomnicką Przełęcz, a tam jest kawałek szlaku na Łomnicką Straznicę! Nie da się tam dojść, TANAP zlikwidował szlak 30 lat temu, trzeba wjechać, ale najlepsze 500 m zostało! Obłędne widoki na Łomnicę i Lodowy. 15 km, 900 m podejścia, 7 godzin. Cudowny dzień: odkryłem szlak w Tatrach Wysokich, o którym nie wiedziałem !
Boże, wracaliśmy oczywiście przez Rakuską CZUBKĘ, a nie Czubę!!!
Żeby ktoś nie pomyślał że wracaliśmy ta samą drogą…
Wakacje na bis, dzień czwarty. Jeżeli rzeczywiście chcemy pokazać dzieciom Tatry to nie ma co odkładać nieuniknionego. Palenica – Morskie Oko – Świstówka – Dolina Pięciu Stawów Polskich – Wielka Siklawa – Palenica. 20 km, 1030 m podejścia, 7h45. Asfalt odnowiony, tłumy tradycyjne, widoczność bez zarzutu. Tylko nie mogę się oprzeć wrażeniu, że 30 lat temu po przejściu tej standardowej trasy byłem jakoś mniej zmęczony… 🙂
Wakacje na bis, dzień piąty. Dzisiaj odpoczywamy – śpimy do ósmej, celebrujemy jajecznicę, a na obiad – góralskiego pstrąga. W przerwie spacer Cyrla – Kopieniec – Nosal – Kuźnice. 3h15, 8 km, 500 m podejścia. Ja wiem co wszyscy myślą o Kopieńcu i Nosalu, ale jednak jest na co popatrzeć. Po południu każdy zapada w swój leżak że swoją książką… Wakacje!
Odnowiony asfalt… piszesz… Jest szansa, że jutro wytoczymy nań nasz wózek i pomkniemy z Maćkiem do Moka na wieczorną przebieżkę. Nie mogę się oprzeć tej pokusie, choć zdaję sobie sprawę, że to trochę duży dystans przed startem w niedzielnym półmaratonie.
Ok123 – jutro też zobaczę Tatry!
Pjachu, asfalt jest palce lizać! W Tatrach piękne lato. Nic tylko korzystać!
Wakacje na bis, dzień szósty. W Tatry wróciło lato, więc czas na kolejny klasyk. Czerwone Wierchy z Kasprowego do Kir. 13 km, 620 m podejścia (i 1660 m zejścia!), 6h. Wycieczka z cyklu 10 pkt na 10. Pogoda, widoki, humory, radocha – czasami zadziała wszystko.
Wakacje na bis, dzień siódmy i ostatni. Dzisiaj to, co codziennie obserwujemy z balkonu czyli Tatry Bielskie. Byłem tu tylko raz i wiem, że tu nie ma krótkich tras. Zdziar – Przełęcz pod Kopą – Biały Staw – Dolina Rakuska – Tatrzańska Kotlina. 18 km, 1200 m podejścia, 7h30. Po drodze mijamy 120 biegaczy Biegu Janosik 80 km, każdemu głośno kibicujemy. I już. A przecież czekają jeszcze Rysy, Krywań, Czerwona Ławka, Orla Perć, Rohacze… Bardzo jestem ciekawy czy nastolatki złapały bakcyla tych wymagających gór – okaże się za rok!
Oki, fajnie się to czyta. Byłem przez parę dni poza zasięgiem wszystkiego i teraz czuję się, jakbym sobie połaził po Tatrach. Boję się tylko, że skoro tam zawsze były tłumy, to teraz kolejka jak na Giewont stoi nawet na Kasprowy.
Mały Yoda za parę lat do tego dorośnie i też będziemy robić rytualną Palenicę. Ale chyba rzeczywiście skupię się na słowackich Tatrach, będzie parę miejsc, których nie znam.