Święta. Rabka. Maseczki

Siedem kilometrów radości po górach. W dniu, w którym internety pękają od informacji o nowym szczepie koronawirusa, w którym górale cieszą się z ostatnich siedmiu dni zarobku, Panie, zanim wyciągi zamkną – pojechaliśmy na narty do Białki. Co za rok.

Biegnę sobie dziś z Krzywonia do Rabki, tak jak co roku, myślę, co napisać na blogu, czy to co rok temu, o tym oddechu w bieganiu po górach, żebyście to powietrze w płucach poczuli i znów o kombinacji beskidzkiej, bo może nie każdy pamięta. Kombinacja beskidzka to narty z rodziną, a w drodze powrotnej powrót biegiem do domu. A przecież ten rok, ten czas jest zupełnie inny zupełnie inny. Maseczkowy.

Na zdjęciu Kinga instruuje Małego Yodę. Są ludzie z osobowością instruktorską, nauczycielską. To się nie zmienia. Tyle że jak podjeżdża do wyciągu, do kolejki, to podciąga maseczkę. A Mały Yoda jedną czwartą, a może nawet jedną trzecią świadomego życia przeżył w maseczkowym świecie.

W Białce sporo ludzi, chociaż tak jak my jeździmy (9.30-11.30), to w zasadzie do wyciągów podjeżdżaliśmy bez kolejek. Kinga musi mieć sztruks świeżo wyratrakowany. Córka-maturzystka w kurtce Kingi, Kinga w nowej. To się zmieniło. A ja w rowerowej, bo na rower zimą używam kombinacji stara kurtka narciarska, a na to za duża rowerowa wiatrówka. Bądź widoczny na drodze, bądź widoczny na stoku.

W drodze powrotnej Kinga wysadziła mnie koło kościółka na Piątkowej i pobiegłem sobie przez Krzywoń do domu, siedem kilometrów. Musiałem trochę pokręcić, żeby wyszła pełna godzina, odkryłem ze dwie nowe ścieżki na stokach Krzywonia.

I w tej ciszy jedną półkulą słuchałem audiobooka, a drugą myślałem o świecie. O moim pisaniu – bo Gazeta wydrukowała w ostatnią sobotę fragment o narodzinach Małego w warsztacie samochodowym w Murzasichlu (pod genialnym tytułem redakcyjnym „Józek, wydupcaj ze stajenki”). I jeszcze, bo w Rabce zaplanowałem autokorektę trzeciej książki, która ma kilka tytułów roboczych, ale żaden nie jest genialny.

O koronawirusie. Czytam, słucham o panice w Londynie, obawach w Niemczech, w całej Europie. O szczepionkach, które niosą światu nadzieję, a wielu ludziom przysparzają obaw. O szpitalach, Kinga czytała mi w sobotę na dobranoc rewelacyjny reportaż na Onet.pl, opowieść lekarki, jak próbuje ratować pacjentów mimo systemu. O szpitalach covidowych, bo to jest ciężka choroba, przynajmniej dla niektórych. Ona gdzieś atakuje, ona zakłada nam na buzie maseczki i dezorganizuje życie.

Ale w małym stopniu tutaj, w górach, na szlaku. Mogą zamknąć wyciągi, baseny, restauracje. Góry wprawdzie raz zamknęli, ale chyba nawet do nich dotarło, że to absurd epidemiologiczny.

Na ostatniej prostej do leśniczówki pod Krzywoniem, spotkałem zimę. Ładna?

Życzę Wam wszystkim dobrych świąt, w których mocniej poczujemy, jak to dobrze, że możemy usiąść razem przy stole. Albo zadzwonić do bliskich na gorącej linii. I dobrego nowego roku, a którym świat wyjedzie z pandemii. Zdejmie maseczkę i okaże się, że pod spodem ma twarz trochę lepszą, zmienioną. Obyśmy z tej pandemii wyszli trochę mniej zagonieni, a bardziej uśmiechnięci – do świata i do bliźnich.

Komentarze

Leave a Comment

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *