15 lat jak jeden dzień

15 lat temu, dokładnie 15 lat temu w Siwym Dymie w Rabce czekała pewna dziewczyna, z którą rozmawiałem do tej pory tylko na Gadu-Gadu, której nigdy nie widziałem na żywo. I nie przyszło mi do głowy, że za 15 lat będziemy mieszkać na warszawskich Kabatach, prowadzić szczęśliwe życie i firmę KS Staszewscy, odchowamy dużą Olę i będziemy odwozić na rowerze/hulajnodze do szkoły Małego Yodę.

Więc dziś wpis skrótowy. Zdjęcie główne ze Starych Wierchów nieopodal Rabki sprzed tygodnia. Kinga w Rabce zawsze mówi: chodź pobiegniemy na Stare Wierchy.

Tam poszliśmy na naszą trzecią randkę. Zima 2005 jak widać na zdjęciach była śnieżna, mroźna, sroga. Schronisko nieogrzewane, puste po świętach, tylko obsługa i miejscowi, którzy tu zaszli z Obidowej napić się wódki. A że mieliśmy wódkę w plecaku, bo jakże by inaczej, to przeżyłem najbardziej folklorystyczną imprezę w życiu, z piciem z jednego kieliszka (wyobrażacie sobie to w covidzie?), gwarą góralską jak chlebem powszednim i tą fantastyczną dziewczyną, którą już wtedy nazwałem Sarną z powodu tych pięknych oczu.

W 2005 Kinga-Sarna, ja i Stare Wierchy wyglądaliśmy tak:

Nie przyszłoby nam do głowy, że za 15 lat w niedzielę pojedziemy sobie razem na rowery na 15-kilometrową trasę dookoła Lasu Kabackiego. Bo kto by wtedy pomyślał o jeżdżeniu w środku zimy rekreacyjnie na rowerze? W Warszawie? Jak zakochana para?

Albo że w sobotę Kinga będzie miała trening personalny z ursynowską rodziną. A ja zerwę więzy krat (młodsi: google) i zrobię sobie dziki parkrun, skoro legalne są odwołane, i pościgamy się z Podopiecznym Rafałem na 5 km, i on wygra ze mną drugi raz w życiu, brawo Rafał. Pomogło nam jeszcze dwóch biegających kolegów, którzy dołączyli do nas po pierwszym kółku – Kamil ciągnął Rafała, a Antek mnie i obaj złamaliśmy przez to 21 minut, co na początek stycznia jest niezłym wynikiem. Swój sobie już zapisałem jako punkt odniesienia: 20:54.

A w czwartek, na zakończenie starego, maseczkowego roku zrobiłem sobie treningowy półmaraton. To mój nowy pomysł na mobilizację do bardziej atrakcyjnych długich wybiegań. Zadanie główne: druga połówka ma być szybsza od pierwszej. Czas – też do zapisania jako punkt odniesienia – 2:02:58.

Teraz nic tylko się rozpędzać. W bieganiu, w makrocyklu i w życiu. Zawsze mówiłem, że jestem maratończykiem, to moja osobowość, moja konstytucja. Po 15 latach pora na spokojne przyspieszanie, jak po 15 kilometrach. Jedziemy!

Komentarze

8 thoughts on “15 lat jak jeden dzień”

  1. Jak taka okazja to ja oldskulowo tutaj, a nie w social mediach- oby była okazja jakaś to opić w realu, czy to w Siwym Dymie czy Hulaj Duszy, Jasiu i Małgosi, Warszawskim Flipie, Sexy Duck, Miejscu czy gdziekolwiek. Tego życzę, buziaki.

  2. Pozdrawiam spod Wrocławia. Wpis, który wlewa ciepło w serce w tych ponurych okolicznościach za oknem.
    Przesłałam koleżance i mówię jej 'to ten Staszewski, który z nami kawałek maratonu biegł’ 🙂

  3. Pozdrawiam spod Wrocławia. Wpis, który wlewa ciepło w serce w tych ponurych okolicznościach za oknem.
    Przesłałam koleżance i mówię jej 'to ten Staszewski, który z nami kawałek maratonu biegł’ 🙂

  4. Dzięki Wszystkim za dobre słowo : )
    @Rafał C. Też mam nadzieję, że to opijemy w realu. Wkrótce.
    @Malwina B. Tak : ) Też pamiętam te kilkanaście minut (chyba tyle z Wami biegłem), odłączyłem się chyba gdzieś na rynku we Wrocławiu. Fajne migawki człowiekowi zostają w głowie, dzięki bieganiu : )))

Leave a Comment

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *