Lipiec to nie jest zwykły miesiąc. Lipiec to jest ten miesiąc, kiedy kuszą kryniczne potoki, szum fal nadmorskich i wakacje w odległych destynacjach. Lipiec to jest ten miesiąc, kiedy możesz zaprzepaścić jesienne starty.
Nie, żebym straszył. Wyciągam wnioski. Choćby z zeszłego roku – była pandemia, potem wirus był w odwrocie, były wybory, nie było zapisów na maraton. W końcu były i w końcu gdzieś na początku sierpnia, zdecydowanie po naszym Mobilnym Obozie Biegowym w Beskidzie Sądeckim zmobilizowałem się do przygotowań do maratonu na serio. A raczej już nie na serio, bo już było za późno.
Wyszło, co wyszło: 3:09 zamiast 2:59. Może byłoby o kilka minut lepiej, gdyby nie mrożąca krew w tętnicach pogoda, ale szansę na szczęście we wrześniu trzeba zasiać w lipcu. Inaczej nie wzejdzie.
Zdjęcia z niedzielnych kajaków. Od wielu lat staram się – co przy moim wolnym zawodzie jest w miarę łatwe – moje pięć treningów zrobić do soboty, a niedziela jest na rodzinne aktywności. A jako że jesteśmy rodziną aktywną i w dodatku odnaleźliśmy bratnie dusze w szkole Małego Yody, to są to często aktywności sportowe.
W niedzielę było 15 km kajakowania na Liwcu z małą wstawką siatkarską na popasie. Kinga nie odbijała, bo chora, coś jej wlazło w zatoki. Raczej klimatyzacja, nie koronawirus, bo po powrocie z Grecji trzeba było robić testy. A klimatyzacji się wystrzegajcie jak pogardy.
Kończą mi się zdjęcia znad Liwca, a nie dotarłem jeszcze do meritum. Usiadłem ze sobą i podyskutowałem o tym, jak pięknie można schrzanić przygotowania do Maratonu Warszawskiego w tym roku. Jak można sobie biegać, człapać i znów pobiec jak stado owiec. Bez przekonania.
A na jaki pomysł wpaść, żeby być do maratonu przygotowanym? Tu jedna uwaga – nie ma reguły. Nie sprzedam Wam recepty, tylko podam długopis. Chodzi o to, żeby pomyśleć, czego twojemu organizmowi brakuje i jakiego sposobu możemy użyć, jak go stymulować, żeby tę cechę rozwinąć do poziomu 2:59. U jednego biegacza to będzie zwolnienie w końcu na długich wybieganiach, żeby nie robić ich na granicy strefy mieszanej, tylko w pierwszym zakresie. U drugiego większy akcent na ogólnorozwojówkę, żeby całe ciało uczestniczyło w biegu, a nie nogi osobno, góra osobno. U trzeciego więcej siły biegowej na początku przygotowań.
Mnie ewidentnie brakuje szybkości. Ona z wiekiem ucieka, jak lato z ptakami odchodzi. A ze mną nigdy jej nie było do pary. Lubię wspominać, jak dwa tygodnie przed półmaratonem nie byłem w stanie osiągnąć tempa półmaratońskiego na osiemsetkach, a potem przebiegałem nim 21 km.
Otóż teraz będę szukał widełek 4:10-4:15. Samemu ich nie znajdę, zrobienie takiego przyspieszenia 1-2 km na koniec długich wybiegań, to dla mnie samotna walka, kończąca się często kilkusekundową porażką. Więc wymyśliłem. Wykorzystać parkrun, który mam przecież pod domem. W każdą sobotę, kiedy będę w Warszawie zamierzam o 7:59 ruszać spod domu na godzinę easy, docierać na parkrun – i przebiec go w 21:00.
Jeśli chcę tym tempem przebiec we wrześniu maraton, to muszę już teraz w lipcu wymyślić sobie ścieżkę do tego. W sierpniu, we wrześniu będzie za późno. Jest chyba ten aspekt treningu biegowego jakąś wielką metaforą życiową. Na przyszłe sukcesy musisz sobie wcześniej zapracować po cichu. Wyjście na scenę i ukłon, kiedy tłum szaleje i klaszcze, a wolontariusze wręczają medal – to efekt tej długotrwałej, cichej pracy, a nie jednego strzału. Nie tylko w bieganiu.
A jaki Ty masz pomysł na swój makrocykl, jaką ideę zrealizujesz? Bo bieganie bez pomysłu – niektórzy lubią, wiem – to nie dla mnie.
2 thoughts on “Co masz osiągnąć jutro, zrób dziś”
Miałam ten sam pomysł. Myślisz Wojtek, że szybka piątka to jest bodziec treningowy dobry?
Pict, szybka piątka to akcent podobny do interwałów. A taka nie do końca szybka piątka, bo po godzinie wolnego biegu – to dla mnie idealne rozwiązanie. Bo ja się inaczej za Chiny nie zmobilizuję do takiego odcinka w TM.