Jak przebiec 5 km i na mecie cierpieć ze szczęścia? W sobotę mogłem to oglądać z bliska na parkrunie Ursynów. Konkretnie z rowerowego siodełka.
Podopieczny Adam 20 minut na piątkę złamał tylko raz, ale po pierwsze o trzy sekundy, a po drugie było z górki. Potem przez dwa sezony ciągle był blisko, ale bardziej pracowaliśmy nad wytrzymałością, były życiówki w maratonach, ale piątka stała w miejscu. Albo odwrotnie: nie dała się dogonić.
Adam próbował tydzień temu, tak jak było w planie, ale paru sekund zabrakło. Do powtórki (zrobiliśmy korektę w planie przed startem Adama w Ostatnim Maratonie w Europie, bo psycha i „jesteś zwycięzcą” też się liczy na biegu) Adam przygotował się metodycznie. Jakby był dyrektorem w wielkiej firmie, którym zresztą jest. Więc na start idzie na czele.
Przed startem parkrun Ursynów rytualna fota. Zawsze stoję tam, dziś z drugiej strony. Zadanie: znajdź pięć szczegółów.
Przed Adamem Marek – kumpel na co dzień i zając na medal. Przed Markiem – Darek mój znajomy z biegania, z którym się często ścigamy. Wygląda na to, że Adam znalazł się korespondencyjnie w moje okolicy.
Po pierwszym kilometrze Marek mówi, że mają 12 sekund nadróbki. Dobrze, nie wierzę w negative split. Jadę do przodu pozdrowić Andrzeja. Ścigaliśmy się latami, teraz jest poza zasięgiem. I to nie tylko dlatego, że teraz każdy kto biega byłby poza zasięgiem, bo ja mogę biegać tylko „na Karino”. Koń kuleje – młodsi: Google.
Na ostatnim kółku ciągle jest nadróbka i to większa. Adam zaczyna się cieszyć, ale biegnie tak szybko, że na zdjęciach się porozmazywał. Zamiast tego fota legendarnej Mel, szefowej parkrun Ursynów, która zamyka peleton opowiadając napotkanemu biegaczowi o istocie treningu biegowego.
Na ostatniej prostej jadę koło Adama. Marek wypruł parę sekund do przodu, ciągnie go jak zając pociągowy. Widzę tę radość z życiówki, której już nikt człowiekowi nie zabierze. Jeden pedał naciskam – zazdroszczę Adamowi, że może biegać, bo człowiek w trakcie kontuzji robi się gorzki. Drugi pedał naciskam – cieszę się, że widzę z bliska sukces Podopiecznego. I tak na zmianę.
Przed metą przyspieszam, żeby zrobić im zdjęcie na finiszu. Rower generalnie dobrze mi robi na kontuzjowaną łąkotkę, ale za to przyspieszenie zapłacę paroma godzinami „koń kuleje” w trakcie rodzinnego spaceru.
Adam z Markiem na finiszu: 19:39. I za metą:
Dużo o bieganiu było. A blog jest „o bieganiu i życiu codziennym”. Moje życie codzienne, to rehabilitacja w ośrodku. Moi nowi koledzy i koleżanki to emeryci o kulach, chrome emerytki i renciści z III grupą. Noga raz boli, raz prawie nie boli. Siedzę teraz z zamrożonym woreczkiem lodowym na kolanie, ale problem, bo sobie już przemroziłem skórę w najbardziej bolesnym miejscu i piecze. Mrożę teraz trochę obok.
Wierzę w krio.
Życie rodzinne ciekawie zamanifestowało się w niedzielę. Chcieliśmy pójść z Małym Yodą do jakiegoś muzeum czy na wystawę, żeby nie było, że samym sportem i hulajnogą człowiek żyje. Ale nic nie wyguglaliśmy i uznaliśmy, że – cóż, proza życia – jedziemy do Obi po klej montażowy, bo trzeba kupić (ciągle nam wieszaki w łazience spadają – znacie naprawdę dobry klej?).
I to było najlepsze muzeum, jakie Mały Yoda mógł sobie wyobrazić. Co to? Farba. Co to? Impregnat do drewna. Maluje się go, żeby drewno nie nasiąkało wodą. Co to? Panele podłogowe, układa się z nich podłogę. A przy bateriach łazienkowych Mały Yoda dostał emocji, jak w Luwrze.
Na koniec selfik, który zrobiliśmy sobie z Adamem i Markiem za metą. Chciałbym kiedyś jeszcze stanąć w środku takiego zdjęcia, w miejscu dla bohatera.
W piątek Bieg Niepodległości. W czwartek w tej sytuacji kolejny odcinek bloga. I wieczorem oraz w piątek rano obstawiamy wynik Mojej Sportowej Żony. Będzie nagroda i nie będzie to plan 🙂
9 thoughts on “Parkrun na medal”
Kolega, który kiedyś pracował w Casto… mówił, że najlepszy tam był klej Mamut. Podobno całą halę nim smarowali 🙂
Czterdziecha już minęła u mnie, ale ja też do Obi/Castoramy/Leroy jak do muzeum chodzę :).
Nowy śrubowkręcik do kolekcji zawsze się przyda.
46:36 🙂 go for it Kinga
a do montowania na ścianach te taśmy montażowe Tessa lub Scotch – na taka przykleiłam ramkę ze zdjęciem do ściany! na zawsze!
anonim czyli ja .. kwasnaali!
Wojtek oszukuje. W sobotę wcale nie był Karino. Świadkiem byłem, w Lesie Kabackim. Ale gwoli ścisłości na sportowo też nie był, ot, trener po cywilu. Panie kołczu, uszy do góry. Kolano jak to kolano u biegacza: czasem boli, ale potem znów jest wiosna!
Norbert, to był początek spaceru. Sprawności starczyło łękotce na dojście do szlabanu, około kilometra. Powrót to już był Karino 🙁
Alicja – a da się tą taśmą montażową przykleić mini-wieszaczek, kółko o średnicy 9 mm?
Biegaczu – dzięki, idę zaraz kleić tym, co wybraliśmy, a Mamut będzie następnym wyborem 🙂
wszystko się da. A jak siętrzyma!!
46:10 Powodzenia Kinga!