„Sztuka zwycięstwa” Phila Knighta – dostałem tę książkę jeszcze na newsweekowy adres, papierową. A teraz biegam z tą historią na uszach i z Philem Knightem, Billem Bowermanem i paroma jeszcze zapaleńcami w sercu.
Znajomy z wydawnictwa przysłał mi tę książkę licząc, że w Newsweeku coś o tym napiszemy. Powiedziałem, że bez szans, bo łatwo sobie mogłem wyobrazić entuzjazm kolegium do opisania biografii twórcy Nike. Sam też tego entuzjazmu nie czułem.
Zdziwiłem się, kiedy w dziale kultury ukazała się recenzja tej książki. Oo, co jest?!
Znajomy podesłał mi audiobooka „Sztuka zwycięstwa” Phila Knighta, miałem chęć, ale niestety. Kończyłem poprzednią książkę „Wojna z Rosją 2017”. Można posłuchać, chociaż czasem razi, jak autor – generał – jest rozmiłowany w wojskowości i chętnie by sobie postrzelał. Jednocześnie przez łąkotkę moje bieganie kulało, więc książka się przeleżała. Wiedziałem, że bez szans, żeby napisać recenzję przed Świętami.
No i teraz kończę słuchanie. I chciałbym Wam napisać: jeśli dostaliście pod choinkę bony do Empiku, to warto je zamienić na „Sztukę zwycięstwa”. Dla jasności: produkt nie jest lokowany, tylko nadesłany.
Chłonę tę książkę każdym neuronem. Po serii opowieści „byłem takim sobie biegaczem, pojechałem do Afryki względnie Ameryki Południowej i teraz startuję wyłącznie w wyścigach 100-milowych względnie dłuższych”, które zajmują u mnie pół półki „Sztuka zwycięstwa” to wielkie, olśniewające odświeżenie. To jest historia: „byłem niezłym biegaczem i wymyśliłem, żeby zostać dystrybutorem japońskich butów Tiger, dogadałem się z Japończykami, chociaż to było tuż po wojnie, zaproponowałem współpracę gościowi, który przysyłał mi kilkanaście listów tygodniowo, a ja je olewałem i to był mój błąd…”. I tak dalej. Napisana bardzo szczerze, jest tam miejsce i na rodzinę, i na kłopoty z pracą i na jogging, i na buty oczywiście. Bowerman, który dotąd kojarzył mi się tylko z notką w Wikipedii i butami Nike o tej nazwie, które kiedyś miałem, jest mi teraz bliski jak Tarahumara po „Urodzonych biegaczach”. Teraz biegałbym w Bowermanach z szacunkiem i pieczołowitością.
Świetna jest ta historia na granicy pasji i ekonomii. Phil (możemy być po biegowemu na 'ty’?) robi biznes w bieganiu nie dlatego, że jest małym fiutkiem wykorzystującym biegaczy, tylko dlatego, że jest wielkim człowiekiem z pasją zarówno do biegania, jak i do biznesu. Łączy to i uzyskuje wartość dodaną. Legendę, którą zaszywa w podeszwie każdego buta ze swoim logo. Brawo ty.
Zdjęcia z dzisiejszych sanek z Małym Yodą, bo innych nie mam. Na górze Mały Yoda jako zjeżdżacz, a za nim zbiegacz. Minus trzynaście, a można biegać? Można, przynajmniej powoli.
A zdjęcie niżej to „miś świata” (z hasłem „sztuka zwycięstwa” ma to zresztą coś wspólnego). Na górnym ma trzy tygodnie, na dolnym prawie trzy lata. Jak ten czas biegnie.
Po tygodniu wydawania #blogcodzienny rysuje mi się tygodniowy rozkład jazdy. Ale podam go w poniedziałek, bo Moja Sportowa Żona mówi, że już za dużo napisałem.
5 thoughts on “Sztuka zwycięstwa i Miś Świata. Piąteczek dla biegaczy”
Wojtek,
w odniesieniu do ilości tekstu, który stworzyłeś, nie słuchaj Żony, choć raz 😉 Pisz dużo, bo tego chcemy my – czytelnicy 🙂
pozdrowienia
Tu Dziki
Coraz trudniej mi się czyta i coraz trudniej mi się pisze.
Żeby to napisać musiałem rozwiązać kilka łamigłówek i udowodnić, że nie jestem robotem…
A Dziki dziś 19,5 km z Truskawia na Trytew, dalej wioska widmo czyli Ławy, potem rympał do Krzyża Powstańcóww Zaborowie Leśnym, dalej Krętå Drogą przez wiatrołomy do Karczmiska, mostkami przy rezerwacie Cyganka do Truskawia i koniec. Dwie godziny w poślizgu wstecznym. Śnieg wydaje wysokie dźwięki, im niższa temperatura tym wyższy dźwięk. Dziki
I takich to dożyliśmy czasów, że zdrowiej jest usiąść z piwkiem przed telewizorem niż pobiegać w lesie…
(smog oczywiście).
Świat się kończy!
Hej! No właśnie się zastanawiam, czy z tym smogiem to przesadzone, czy naprawdę można sobie zaszkodzić… słów brak.
Melduję, że syn mi się narodził i bieganie poszło w odstawkę. Cieszę się małym gnojkiem oczywiście, ale martwię, że ciężko będzie wrócić. Najpierw chyba trzeba sen uregulować i jak będzie z min. 5 godzin to jakoś rozpocznę negocjacje z żoną…niby śmieszkowy temat, ale to naprawdę wyzwanie/problem – biegacz musi biegać, a tu życie. Jakaś porada by się przydała… nie chcę brzmieć jak bezuczuciowy egoista (którym jestem oczywiście jako biegacz), ale niech ktoś pocieszy, że jeszcze potrenuje poważnie, a nie już tylko jako pan tatko-sratko
Ok – będzie dzisiaj
Gz – będzie chyba w środę