Operacja łąkotki była transmitowana na dwóch telewizorach po mojej prawej stronie. Myślałem, że nie będę patrzył, bo zawsze odwracam wzrok nawet przy głupiej morfologii, ale to było tak nierealne, że patrzyłem jak na transmisję z innego świata. Wyprawa do wnętrza kolana. A tam nieoczekiwanie okazało się…
Ale po kolei.
8.00. Odwożę Małego Yodę do przedszkola. Ostatni raz w styczniu, Moja Sportowa Żona się teraz najeździ.
9.00. Zgłaszam się do szpitala. Ameryka. Pani koordynator prowadzi mnie do jednoosobowego pokoju, odwiedzają mnie pielęgniarki, lekarze i robią wywiady (medyczne) jak z jakąś gwiazdą. Mam się wykąpać i wymyć odkażającym mydłem, ale nie mam ciągle czasu, bo załatwiam sprawy. Posiadanie w smartfonie komputera, studia filmowego i centrum zarządzania portalami społecznościowymi ma swoje wady i zalety.
Pytają, czy nie mam pytań. Mam jedno, czy mógłbym poćwiczyć chodzenie o kulach póki jestem dwunożny (tak jak poradził chyba Przemek, dzięki).
10.00. Rehabilitant przynosi mi kule. Po płaskim to banał. Wchodzenie na schody łatwe, intuicyjne. Schodzenie wymaga przestawienia się. Nie lecieć głową w dół jak na zbiegu, tylko odchylić się do tyłu wysuwając w przód chorą nogę.
Ciągle się nie wykąpałem.
11.00. Ciągle się nie wykąpałem. Przychodzi MSŻ, gadamy. Acha, nie mam żadnego stresu. Nie wiem dlaczego, ale patrzę z boku na swoje emocje. Luz z lekką domieszką nie możenia się doczekać.
Pielęgniarka przynosi Głupiego Jasia w tabletce. Mówi, żeby zanim się weźmie tabletkę, wykąpać się, bo „może być ciekawie”.
12.00. W końcu wykąpany i zdezynfekowany biorę tabletkę. Wrzucam fotę na Instagram (kto obserwuje StaszewskiBiega?) i Fejsa. Włączamy sobie jeszcze trzeci odcinek „Ucha Prezesa” (niestety słabszy od dwóch pierwszych, chociaż uśmiech Macierewicza z serialu zostaje w pamięci).
A potem pamiętam tylko, że przyjeżdża pielęgniarka z wózkiem, że mnie na tym wózku sadzają… Półgodzinna dziura w głowie. Z filmików – rejestracja operacji to zadanie MSŻ – dowiem się później, że grzecznie przebrałem się z ciuchów sportowych w szpitalne, potem zawieźli mnie do windy, kazali przejść na łóżko operacyjne. Że anestezjolog wkłuwał mi się w kręgosłup najpierw na leżąco, potem kazał usiąść. I że podobno całe to przygotowanie trwało dość długo.
13.30 Operacja. Doktor Łukasz mówił, że to będzie z 20 minut i podobno tyle było. Odzyskuję świadomość, a z nią prognozy, o których mówił mi doktor podczas wizyty w Carolina Medical Center we wtorek. Jeśli łąkotka będzie się nadawała do szycia, to po prostu mnie wyremontują i będę jak nowy, nieśmigany. Jeśli trzeba będzie ją usunąć, to mnie wyklepią – i wprawdzie będę mógł biegać, ale nie wszystkie ćwiczenia będą dozwolone.
No i wyobraźcie sobie, że w telewizji trwa akurat transmisja na żywo z dłubania jakimś narzędziem w ciasnym kanale. Potrzebuję kolejnych kilku minut, żeby zorientować się, że to wnętrze mojego kolana i lekarskie dłuto doktora Łukasza.
13.40. Gapię się raz w telewizję, raz w oczy MSŻ, które wystające ze szpary medycznego nikabu. Spójrzcie na zdjęcie otwarciowe, to będziecie wiedzieli dlaczego. Nic nie czuję, już wiem, dlaczego kobiety chcą rodzić w znieczuleniu.
I nagle lekarz na filmie, który oglądam mówi, że obejrzeli sobie przy okazji łąkotkę boczną (bo trafiłem tu z przyśrodkową). Pewnie, jak człowiek pójdzie sobie do muzeum obejrzeć Damę z Łasiczką, to też się porozgląda po innych salach. A jak się znajdzie w kolanie, to też sobie z przyjemnością poogląda drugą łąkotkę.
Więc obejrzeli tę łąkotkę boczną i ona się nadaje do szycia. No to zszywają.
A co z łąkotką przyśrodkową? Udało się ją uratować? Chyba próbuję nawet sformułować takie pytanie na głos. Ale nie wiem, skąd znam odpowiedź. Czy doktor Łukasz mi odpowiada na żywo, czy mówi to potem do kamery, czy może stąd, że powtórzyła mi to później MSŻ. Muszą usunąć 30 procent, bo się do niczego nie nadaje. Groch z kapustą i Olisadebe.
MSŻ robi przy okazji jedno z najlepszych zdjęć w swoim życiu. Kadr jak z filmu „Bogowie”. Może przesadzam, ale tam, wtedy, o 13.40 z minutami jestem właśnie w takim patetycznym nastroju. Ci ludzie oddadzą mi coś, czego nie możesz dostać od Mikołaja pod choinkę, w paczuszce na imieniny, ani od nikogo ze zwykłych śmiertelników. Oddadzą mi bieganie. Bieganie!
14.00. Lądujemy z MSŻ na sali pooperacyjnej. Tam robimy sobie selfika, którego wrzucę na koniec wpisu. Jest dobrze.
15.00. Ciągle jest dobrze. MSŻ jedzie po Małego Yodę. Ja trochę się bawię smartfonem, trochę się gapię w telewizor (telewizję oglądam w zasadzie tylko wtedy kiedy jest transmisja sportowa na żywo albo kiedy jestem chory, albo kiedy ludzie zbierają się pod Sejmem), trochę drzemię.
Ciągle nie czuję siebie poniżej pasa. Przedziwne uczucie, dotykam swoich ud, jakieś duże, ciepłe, obce ciało. Kolana też nie czuję. Tylko mam tam podłączony jakiś sączek, zapełniam butelkę czerwonym płynem.
17.00. Pierwszy gość, Mały Yoda z MSŻ. Boi się szpitala, nie chce się przytulić, bo przeraża go wenflon u mnie na ręce. Dostałem przez ten wenflon pierwszy napój od szklanki herbaty wypitej rano.
17.30. Przychodzi doktor Łukasz i podbija zestaw dobrych niusów. 30 proc. uszkodzonej łąkotki, który trzeba było wyrzucić, to nie jest najlepsza wiadomość. Ale – przyuważyła to na telewizorze MSŻ, a doktor Łukasz potwierdza – to nie polegało na „obcięciu tylnego rogu” (jak było w pesymistycznym planie operacji). Tylko zostało „ścięte z grubości, a owal został zachowany”.
Doktor podaje znów tygodnie do zdrowia. Nie jestem w stanie zapamiętać. Najpierw o kulach, pojechać samochodem będę mógł za dwa-trzy tygodnie, a wrócić do biegania za dwa-trzy miesiące.
Zaczynamy z MSŻ liczyć dni i nadzieje. Teoretycznie można by nawet pobiec w moim ukochanym (a dwa lata się nie widzieliśmy) Maratonie Mazury. Ale to będzie chyba zbyt obciążający dystans na wiosnę. Raczej Półmaraton Radomskiego Czerwca.
18.00. Kolacja. Mniam.
20.00. Schodzi znieczulenie, odzyskuję czucie w ostatnim organie, w którym go jeszcze nie było. To jest dopiero dziwne, nawiasem mówiąc.
Z kolana ciągle się sączy choroba, właśnie pielęgniarka przyniosła kroplówkę z lekiem na zmniejszenie krwawienia. Zaczyna boleć, mam zapisane przez anestezjologa leki, ale proszę, żebyśmy jeszcze trochę poczekali. Na razie nie ma dramatu, ktoś mi założył imadło na kolano, ale jeszcze nie dokręcił.
21.00. I zostaję sam z tym bólem. To znaczy przed chwilą był lekarz na obchodzie, pielęgniarka zagląda, ma zmienić butelkę na krwawy płyn, a pod ręką trzyma kroplówkę z ketonalem. Ale z bólem człowiek zawsze zostaje sam.
Dobranoc.
PS. Przepraszam, że zabrałem dziś na łąkotkę Czwartek Czytelników. Za tydzień dział powraca. Powiększycie bazę pytań?
16 thoughts on “Dzień Łąkotki. Na żywo”
Cenzura u Wojtka bojownika o wolność wypowiedzi? Kto by się spodziewał…
Wojtek
Fajnie że operacja już za Tobą.
Teraz dużo cierpliwości.
Trzymaj się!
Do biegania wrócisz za dwa – trzy miesiące. Czyli Milik!!!!
Wracaj do formy!
Pozdro trenerze! Nie martw się, że nie biegasz i tak śniegu tyle, że ciężko plany zrealizować, szczególnie w ich szybkiej części 😉
Zdrówka!
Pict szukaj odświeżonych chodników na szybkie końcówki.
Dzięki wszystkim za wsparcie. Dostałem ketonal i już mi się śmieje 🙂
Braciszku glowa do góry , czucie tam powróciło :)))))). Facet jesteś twardziel, wzmocnisz obręcz barkową, tricepsik podładujesz, może nawet utracisz szlachetność „szkieleta” 🙂 . Chrześniak cieszy się, że jego drugi Tato trafił również w znakomite ręce:)
P.S. Może wymiślisz jakieś raki na kule, miłośniku gór;)
Wow,ale opowiesc,kryminal jkaby,prawie przejechalam swoja stacje metra. Duuuuuzo zdrowia W!!!! Dobrze ze jestes I Twoj blog,fajnie Was miec.
Poznań Maraton 8.10.2017! 🙂 maybe?
To nawet ja, młody ojciec, bym się postarał to jakoś przygotować.
Szybkiej rekonwalenscentencji czy jakoś tak!
Kochani dzięki 🙂
Człowiek jest z bólem sam. Ale jednak wpisy, telefony, serduszka itp. pomagają poczuć się lepiej. Teraz leżę w łóżku z maszyną, która zgina mi kolano.
Marta2eyes – deszyfrujemy Cię z Kingą od wczoraj, ale nie mamy jeszcze pewności 🙂 Dzięki, takie dobre słowo pozwala się mniej przejmować atakami trolli
Gz_81 – Trzymam Cię za słowo. Jedziesz ten Poznań! Trenując z wózkiem 🙂
Szybkiego powrotu na trasy Kołczu! 🙂
Pewnie i tak się za kilka tygodni okaże, że, przy okazji, wszczepiłeś sobie jakąś sprężynę albo inny elastomer i życiówki będą się sypać, jak nie powiem co… 😉
„Nie umiem poważnie traktować publicysty, który wiele razy dziennie na Twitterze ma światu coś ważnego do zakomunikowania. Można mieć od biedy coś do powiedzenia raz w tygodniu, a i wtedy trzeba się nagimnastykować.” Sroczyński. Duży Format
Haloooo,no co wy,to ja,niebiegaczka Marta,zona Michala co kocha biegac (dzieki jeszcze raz za super prezent urodzinowy dla niego,ciagle wspomina fajnie Wasz wspolny trening), no I fanka bloga. Zdrofiaaaaa I duzo optymizmu. Sciski z Imielina.
Marta Niebiegaczka, jasne 🙂
To skoro się powiedziało A na blogu, to może czas na B w bieganiu? Pamiętam, że w okolicy tego prezentu jakieś aktywności outdoorowe chodziły Ci po głowie 😉
Oj ciiiiiiiiiii,bo ktos uslyszy! 😉 no ale fakt,ze tak powiem: przed bieganiem nie uciekne -po 30tce musi byc jakies kardio inaczej linia sie wybrzusza. Takze tak tak…kiedys…