Brudne ciuchy po bieganiu

Stałem po bieganiu pod prysznicem opłukując zarówno siebie jak i zbrudzone do technicznej nitki spodnie dresowe i drzwi łazienki się nagle otworzyły, po czym wjechała przez nie Moja Sportowa Żona z ryczącym wściekle odkurzaczem. Poczułem się jak w niezłym sitcomie. A o co poszło?

Leje jak wściekłe. MSŻ jeszcze wychodzi z choroby, więc z umówionych wcześniej romantycznych podbiegów w lesie – nici. Odwożę Małego Yodę, jadę pod las, robię 10 razy 50 sekund. Leje cały czas, spodnie mam mokre, katar mi nawraca, ale co tam, jadę do domu ciepłego, przytulnego i marzę o herbacie.

  • Zobacz jak wyglądasz – MSŻ zatrzymuje mnie na dywaniku w przedpokoju. No i zaczyna się. Wyglądam, jakbym właśnie ukończył Spartan Race i Runmageddon jednocześnie. Przynajmniej MSŻ tak to widzi. Ja widzę trochę błota na butach, trochę na spodniach i odrobinę na biegowej kurteczce.

90 proc. naszych kłótni rodzinnych dotyczy czystości. O pieniądze się nie kłócimy, nie przyszło nam to nigdy do głowy. O zajmowanie się dziećmi bardzo rzadko, chyba że ktoś przepracowany. O wyjazdy wakacyjne nie, bo jestem, jak to mówi Kinga „posłuszny”. Po prostu fajnie się dogadujemy we wszystkim – z wyjątkiem czystości. Kinga mówi, że mamy różne biografie w tej kwestii.

Znacie to? Wchodzicie do tej samej kuchni. I ty widzisz tam idealny porządek, wszystko poukładane, nożyk na desce do chleba wesoło zaprasza do przygotowania posiłku, herbata z pudełka już chce wyskoczyć do szklaneczki, a dwa kubki w zlewie nie mogą się doczekać nowych kolegów i frajdy ze wspólnego zmywania. A ona? Syf totalny, w zlewie góra naczyń, na blacie naświnione po śniadaniu, pełno okruchów, wszystko się lepi, podłoga nadaje się chyba do renowacji, a lodówka rzęzi, bo zatyka sobie nos z oburzenia.

Prawda leży tam, gdzie leży. W tym wypadku gdzieś pośrodku. A w wypadku biegania?

Powstaje seria dylematów. Gdzie zdjąć brudne spodnie? Zrobię to w przedpokoju, to podłoga będzie nadawała się do renowacji. Przejdę ostrożnie pod prysznic, tam się rozbiorę i spodnie wypłuczę, tak samo. Wyjdę na klatkę i będę świecić publicznie majtkami – no nie, protestuję. Przechodzę pod prysznic, a MSŻ łapie za odkurzacz wyczyścić ścieżkę, po której stąpałem.

Kurteczkę otrzepuję na klatce, kwalifikuje się do suszenia. Chociaż odpowiednie na to miejsce znajdziemy dopiero, jak emocje opadną czyli za pięć minut, tyle co kilometr w tempie easy. Ubłocone buty zostawiam przed drzwiami i nie wiadomo, co z nimi zrobić.

A co będzie, jak człowiek będzie biegał w krótkich spodenkach? To zdjęcie z biegu w Kabatach w 2006 roku. Co tu widzicie? Ja widzę bardzo złą technikę, przykurczone, nie pracujące ręce. Ale są pewnie tacy (takie), którzy (które) widzą tu błoto na łydkach.

KONICA MINOLTA DIGITAL CAMERA
Fot. Archiwum X

Trzy pytania. Też tak macie? Jak to rozwiązujecie? I co zrobić z butami? Bo chociaż zdążyliśmy się już przytulić z MSŻ i obiecałem jej, że całą historię opiszę z miłością, a nie złośliwością – to buty ciągle stoją na klatce.

Komentarze

9 thoughts on “Brudne ciuchy po bieganiu”

  1. slasz 🙂 To dlatego zima wraca?
    dj rav – są tacy, którzy uważają, że buty niszczą pralkę 😉
    a problem jest poważny

  2. Prywatny niebiegowy obóz rodzinny w Jaworkach – dzień pierwszy.
    Cała Polska dzisiaj na szosach więc dojeżdżamy ok. 16:00. Zapowiadany śnieg nie pada więc trzeba wykorzystać te kilka godzin na to co najbliżej czyli Homole.
    Ostatni raz byłem tu jakies 12 lat temu. okazuje się, że jest wyciąg. Wjeżdżamy więc sobie kawałek i patrzymy na Radziejową, Przechybę, Lubań i wystające Trzy Korony. Potem myk błotną ścieżką i już jesteśmy w wąwozie. Chyba nigdy nie szedłem tędy w dół, też fajnie. Ludzi mało, Homole piękne.
    Taka uwertura do majówki… Zobaczymy na co pogoda pozwoli!

  3. Dzięki za wszystkie rady. Będę pracował nad Kingą, że jednak pralce się nic nie stanie od jadowitych butów 🙂

    Każdy sprzedawca butów mówi, że nie wolno prać w pralce. Ale bardziej przypomina mi to ulotkę od lekarstw, na której jest jest napisane, jakie straszne są skutki uboczne, a przecież je łykamy.

    Rozwiązaniem u nas będzie szafka od liczników na korytarzu, używaliśmy jej z powodzeniem, na razie jest remont windy, ale jak skończą to wrócimy tam. Póki co jednak sytuacja robi się konfliktowa, kiedy spada deszcz. A w kwietniu padało chyba non stop, jak pamiętam.

    Emilia – pewnie nie są zachwyceni. Śmieci nie wystawiamy.

    OK – pozdrów ode mnie Radziejową, jak dojdziecie 🙂

  4. Ja miałem taki zwyczaj, że prałem biegowe ubrania co drugi dzień. Biegałem codziennie i po biegu wywieszałem brudne rzeczy na kaloryfer i czekały sobie na pranie cały dzień aż skończe kolejny bieg. Bo po co pralkę obciążać. Potem przyszły czasy panowania żony. Okazało się, że te ciuchy ponoć śmierdzą potwornie. Z pomocą przyszedł program krótki 20minut w nowej pralce. Teraz mam nakaz umieszczania ciuchów pobiegowych w pralce i włączania jej w ciągu 10 min od wejścia do domu.
    Czasami tylko, kiedy jestem sam w domu, zwlekam nawet do 30 min i cieszę się z władzy i mocy swojej.

  5. Tu Dziki
    Jest na to patent. Na przykład w Decathlonie. To okrągły, nieprzemaklalny, jakby dywanik o średnicy około 1 m. Wchodzisz do niego, zdejmujesz wszystkie nieczystości, zaciągasz wszytą w dywanik gumką i brud zostaje w środku, a ty, czysty, wchodzisz na nieskazitelne posadzki. Gorzej jak stopy są brudne mimo butów i skarpetek. Miałem tak raz po setce w Puszczy, wtedy wyszła mi ta setka bokiem… 🙂
    Dziki

  6. Prywatny niebiegowy obóz w Jaworkach dzień drugi.
    Rano myk kolejką na Palenicę i lecimy przez całe Małe Pieniny: Szafranówka, Łaźne Skały, Rabsztyn, Durbaszka, Wysoka, Smerekowa, Wierchliczka. Na Przełęczy Rozdziela skończyły się nam Pieniny… więc powrót do Jaworek przez Białą Wodę. W sumie 8 godzin, 20 km i 1700 m podejść.
    W górach bardziej pachnie nadal zimą niż wiosną, temperatura ok. 8 stopni, dużo błota.
    Wieczorem zanurzylem się po uszy we Wrocławiu sprzed stu lat dzięki najnowszej powieści Krajewskiego.
    To był bardzo udany dzień.

  7. Prywatny niebiegowy obóz rodzinny w Jaworkach dzień trzeci. Czy ja mówiłem wczoraj coś o zimie? Bo dzisiaj to już wiosna pełną gębą: rano jeszcze plus dwa ale po południu już siedemnaście.
    Myślę, że jest w tym jakąś perwersja, żeby wybrać w majówkę szlak, który wg Nyki jest jednym z najpopularniejszych szlaków w Polsce. Uratowało nas tylko to, że wcześnie wystartowalismy i zdążyliśmy przed kolejką. Krościenko – Zamek Pieninski – Trzy Korony – Czorsztyn. Łomnica i Gerlach z Trzech Koron na wyciągnięcie ręki. Na horyzoncie piramida Babiej chociaż to ponad 60 km. Pogoda i widoki tak rozleniwiają, że siadamy na każdej łączce i chloniemy.
    Tylko 12 km, 800 M podejść i 5 godzin. Czy to już lato?

  8. Wojciech Staszewski

    oki – boję się tylko, żebyś nogi nie złamał. tak się chyba kończyła relacja z poprzedniego obozu 😉

Leave a Comment

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.