Podkowa na szczęście

Opowiem Wam o sobie. Jest połowa 2003 roku, biegnę ścieżką wzdłuż torów kolejowych WKD z Grodziska przez Milanówek do Podkowy Leśnej. Biegnę i myślę, że jeśli się naprawdę rozstanę z I., moją dziewczyną od ponad pięciu lat, to nie będę już biegał wzdłuż tych torów.

Pomyślicie, że to irracjonalne. Ale naprawdę pamiętam ten moment w życiu. Biegnę wzdłuż tych torów, trawy, drzewa, pociąg co kwadrans… Rozstaję się z I. chyba z siedemdziesiąty raz, nasz związek polegał na systematycznym rozstawaniu się. Nawet tak żartowaliśmy (w tych lepszych dniach), że czasem się pokłócimy i I. wychodzi do drugiego pokoju – a że mieszkaliśmy wtedy w jednym pokoju na warszawskiej Woli, to I. wychodziła/jechała do swojej kawalerki w Grodzisku, w tych nowych wówczas blokach od strony Milanówka.

podkowa tory

Biegnę i myślę, że będzie mi tego szkoda. Że nie potrenuję już na tej trasie. Że nie dobiegnę po 20 minutach do Podkowy Leśnej i nie wsiąknę najpierw w miasto-ogród (taką sławę ma w aglomeracji Podkowa), a potem nie zanurzę się w lesie. Z tej ścieżki skręcało się jakoś w prawo, w lewo, potem były jakieś górki. Chyba trenowałem krosy nie wiedząc o tym. Jak się pobiegło dalej to był jakiś poligon? Ogrodzony płotem młodniak? Jakiś betonowy mur w środku lasu?

Nie pamiętam. Bo się szczęśliwie rozstałem z I. naprawdę i nie biegałem już więcej po tych lasach. Wiatr poplątał drogi, pomylił ścieżki. Piaskiem niepamięci je zasypał. Nawet gdybym teraz wbiegł w ten las, to to już nie będzie tamten las.

Tamtego lasu już nie ma.

Zostały jakieś zdjęcia, ale nie w komputerze, bo cyfrowych zdjęć się wtedy nie robiło. To na otwarciu jest o rok późniejsze.Zdj_1

Podkowa jest. Podkowa Leśna, a w niej w niedzielę odbywa się Podkowiańska Dycha. Nasz Podopieczny Jacek, który ten bieg współorganizuje, zaprosił nas jako partnera sportowego, a ja w to chętnie wszedłem. Bo Jacek jest pozytywny, bo Podkowa jest miastem-ogrodem, bo biegać po lasach jest przyjemnie. Nie będziemy tam biec, ale włączymy się na kilka godzin w sportowe życie miasteczka. Kinga poprowadzi rozgrzewkę przed biegiem dzieci, przed biegiem dorosłych. Siądziemy przy stoliku pod naszym motywacyjnym transparentem. Przybijemy piątkę i zamienimy słowo z wszystkimi, którzy będą chcieli. Odpowiemy na wszystkie pytania, na które będziemy znali odpowiedź. Podzielimy się z Wami sportem. Kinga i ja.

I. nie znosiła sportu, biegania. W zasadzie to nie znosiła mnie. Biegałem wtedy maraton słabo, ciągle słabo, ciągle kręciłem się jak kot wokół swojego 3:30. Parę minut lepiej albo parę minut gorzej. Pięć lat stagnacji. We wrześniu 2003 ostatni raz nie złamałem 3:30 w płaskim maratonie i pewnie też we wrześniu ostatni raz biegałem wzdłuż torów z Grodziska do Podkowy. W październiku coś we mnie pękło. Pobiegłem w Poznaniu 3:07 czy 3:09, kosmicznie lepiej, z jakąś nową energią słoneczną. W zimie ostatecznie się rozstaliśmy z I., wiosną we Wrocławiu złamałem trójkę. 2:57, kropka nad I.

Podkowa Leśna. Na szczęście.

podkowa tory 2

 

Komentarze

1 thought on “Podkowa na szczęście”

  1. Kobieta – demotywator, zdarza się. Tu Dziki. Jak trzeba było zabiegać to gdzie energia, żeby biegać? Nie ma to jak Sportowa Żona! Nad Kingå nie stawia się kropki, przed Kingą się przyklęka. W siadzie klęcznym, plecy proste, brzuch napięty, pośladki zwarte, broda wysoko. I utrzymaj 3 minuty. Albo lepiej 50 lat. Na zdrowie 🙂
    Dziki

Leave a Comment

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *