Pomożecie? Na razie zdobyłem brązowy medal. To jest dobrze, brawo ja, ale chciałbym zdobyć złoty.
Piszę Wam tu od dziesięciu lat, jak trenuję. Jak żyję zresztą też, ale tym razem nie o to chodzi. Jak zwyciężam i jak przegrywam, i jak jest pomiędzy.
Teraz jest pomiędzy, a chcę wygrać w Krynicy, w Warszawie.
Na Festiwalu Biegowym w Krynicy biegnę w weekend w Runek Run. Chciałbym:
- Stanąć na podium w M-50. W zeszłym roku trzeba było złamać 1:40 na dystansie 17 km.
- Wygrać z Kubą z projektu #szykujsienakrynice, a Kuba jest ostatnio w wielkim gazie.
Na Maratonie Warszawskim chciałbym:
- złamać trójkę.
Brązowy medal zdobyłem w sobotę na parkrunie (wszystkie zdjęcia Aleksander Szeląg/parkrun Warszawa-Ursynów). Tak wyglądaliśmy przed biegiem:
Tak po trzech i pół kilometrach:
Obok mnie Bartosz, za mną Thomas. Cięliśmy się prawie przez pół dystansu. Półtora kilometra przed metą Bartosz wyszedł nawet do przodu na kilka metrów, zostawaliśmy z Thomasem z tyłu, ale wtedy stało się coś dobrego. Nie odpuściłem. Miałem moc. Vahanarra.
Ponieważ przede nami byli Przemek i Gaweł, to walczyliśmy nie o złoto, a o brąz. I poniżej widać biegacza, który ten medal zdobył. Uciąłem mu głowę, bo odchylił ją do tyłu i słabo to wygląda. Ale na zdjęciu otwarciowym macie finisz z głową.
Więc niby jest dobrze, jest się z czego cieszyć. I z miejsca. I z czasu – 19:09, season best poprawiony o kolejne 8 sekund. I z biegu – tempo spadało dopuszczalnie, a ostatni kilometr był najszybszy – tutaj to widać na Garmin Connect.
Ale nie do końca. Kuba, o którym już tu było wyżej i od którego na ostatnim treningu #szykujsienakrynice tempo progowe biegałem szybciej – w 3,5-kilometrowym biegu w weekend biegł w średnim tempie 3:45, a ja 5 km – w 3:51.
Żeby pobiec dobrze Krynicę i Warszawę muszę wskoczyć na wyższy poziom. Na którym nie ma dyskusji, jak przeliczyć te cyferki. Na którym nie ma domniemań, że dobrą płaską dziesiątkę pobiegłbym szybciej niż parkrun, bo parkrun zawsze biegam wolno. Na którym się po prostu w mięśniach, w głowie, w rdzeniu czuje, że się złapało glikogen w żagle.
Takiego kopa dałem sobie – i poczułem, tam gdzie się czuje kopa – w lipcu rozpoczynając program 3-godzinne wybieganie w każdym tygodniu. I było. Było nawet w tygodniu przed obozem, chociaż mieliśmy wtedy tyle organizacyjnych spraw, że musiałem rozpocząć trening o 6.30. Było w tygodniu przed półmaratonem, przesunąłem je wtedy na początek tygodnia. Było, bo jak program, to program i efekt jest.
Pociągnę to przez wrzesień do przedostatniego tygodnia przed maratonem. To dla mnie nie tylko trening wytrzymałości, ale też konsekwencji (raczej konsekwentności, ale to tzw. formacja potencjalna w języku nie występująca).
Ale teraz po tym niezłym parkrunie czuję, że muszę wrzucić na wrzesień drugi program. Wpaść na pomysł, który wyścigówkę zamieni w odrzutowiec.
Dlatego moja prośba – o wasze podpowiedzi. O burzę mózgów. Co Wam kiedyś pomogło w wejściu na wyższy level? Taki, na którym człowiek nie zastanawia się, czy pokona Kazachstan, tylko jak dokopać Niemcom w finale mistrzostw.
Podpowiecie?
20 thoughts on “Brązowy medal”
W ramach burzy mózgów moja odp. mózg, albo nawet Mózg.
zmniejszyc objetosc, podtrzymac intensywnosc 🙂
Zrezygnowac z biegania po 3h 🙂
Tak – trzeba biec dla Kogoś, to znacznie ułatwia zadanie 🙂
Beata Szydło otrzyma tytuł człowieka roku podczas festiwalu w Krynicy. Dopiero co Kaczyński został tym zaszczytem uhonorowany.
Taki prawy festiwal podczas apolitycznego forum…
Brawo, szkielet! Gratuluję tego 3-go miejsca, zazdroszczę walki i wygranej.
Jeśli mogę Ci coś doradzić, to teraz, kilka dni przed biegiem sam wiesz, że z formą nie zrobisz nic, jedyne co można teraz, to zepsuć.
Więc przygotuj się mentalnie – wizualizuj, poznaj dokładnie trasę (może już ją znasz) – jeśli nie całą w realu, to dokładnie na mapie, a w realu ostatnie 2 km, żeby wiedzieć, jak fajnie się tam zbiega. Bo na mecie to już doping kibiców będzie Cię niósł przez ostatnie 300 metrów.
I poznaj swoich rywali w kategorii. Po prostu sprawdź kto to jest, czy biegł już ten bieg, jakie wyniki ma ostatnio w biegach… etc. Poznaj się z nim/nimi na starcie i zapowiedz walkę w kategorii. A potem kontroluj sytuację. Jeśli nie zależy Ci na czasie, a raczej na miejscu, to pilnuj rywali i dociskaj w końcówce. Chyba, że zbiegi nie są Twoją mocną stroną, to raczej dociskaj pod górę. (Ja bym zaszalała sobie na zbiegach raczej).
Biegłam w ubiegłym roku Runek, bo awaria nogi wykluczyła mnie z biegu 66 km, a koniecznie chciałam brać udział w losowaniu samochodu, więc postanowiłam ten Runek z chorą nogą choćby przemaszerować. Noga tylko raz gdzieś się pod drodze zawieruszyła i na zbiegu rąbnęłam jak długa, więc na metę przyleciałam z pocharatanym kolanem, pociętym łokciem i ufajdana ziemią. W losowaniu nie miałam szczęścia, ale i tak nie żałuję, bo po długim czasie bezruchu znów czułam wiatr we włosach…
… Czego i Tobie życzę!
szanowny Anonimie, nie wiem co chcesz udowodnić i pokazać swoim wpisem Wojtek chyba dość wyraźnie (14 sierpnia) wypowiedział się co sądzi o bojkocie imprez z powodu takiego a nie innego patronatu tak więc Twój „ironiczny” komentarz jest przynajmniej nie na miejscu.
Dzięki, dzięki MKS (chociaż nie zrozumiałem, o co chodzi), Marcin (chociaż nie wydaje mi się, żeby to miało przełożenie – człowiek biega zawsze dla siebie), Mel (chociaż mnie nie tyle chodzi o uzyskanie sukcesu w Krynicy, co o wskoczenie na taki poziom, że nie będę się musiał zastanawiać nad tym, ile potrzebuję do trzeciego miejsca w M-50, tylko powalczę o pierwsze).
Dzięki Przemku za obronę przed trollem. Ja trolla ignoruję i już.
No i dzięki Krzysiek S. – chociaż nie ze wszystkim się zgadzam. Trzydziestek nie zarzucę. Trzydziestki spowodowały falę, która naprawdę wyrzuciła mnie dużo wyżej niż byłem. W nieźle pobiegniętym półmaratonie nad Pilicą na początku czerwca (fakt, że krosowym) nie byłem w stanie złamać 1:35. A tu walczyłem o 1:25. To zawdzięczam trzydziestkom.
Natomiast myślę o intensywności. Przesunąłem tempo easy już w okolice 5:30, ale pamiętam, że w zeszłym roku w formie ustaliłem je na 5:15. I rzeczywiście biegałem 5:15-5:20. Pierwszy zakres budujący to się nazywa. A ja biegam zbyt często w pierwszym zakresie regeneracyjnym. Wczoraj w drodze do pracy walczyłem o 5:20, niestety trochę zabrakło siły pod koniec (1,5 h) i wyszło ostatecznie 5:25. To już krok w dobrą stronę.
Ale proszę o dalsze podpowiedzi. Najdziwniejsze, takie najbardziej inspirują 🙂
Miałem na myśli Mózg (w głowie). Tzw „głowa”. Na sukces wg. mnie składa się praca/ciężka praca i wartość dodana wg mnie z Mózgu. Zresztą wiesz to bo o tym pisałeś w odc.. Pojąć Mózg (mechanizmy tam działające, wspierające, dołujące etc. ) i wiedzieć jak z niego wydobyć wartość dodaną.
Ubierz się w obcisłe – obcisła koszulka, spodenki, podkolanówki.
Jedz mało błonnika w dzień startu i przeddzień raczej też. Oczywiście nic ciężkostrawnego. Zadbaj o dobre wypróżnienie przed startem.
Zabierz ze sobą na trasę tylko symboliczne pożywienie (landrynki czy coś takiego) i minimum napojów (max 200 ml wystarczy), za to warto mieć przy sobie więcej napoju wcześniej, jeśli jedziesz autobusem i będziesz czekał na start.
Przez punkt odżywczy przebiegnij bez zatrzymania – chwyć 2-3 ćwiartki pomarańczy i glukozę w kostkach/czekoladę (co lubisz).
Na podbiegu mantra – jakiś dobry kawałek muzyczny, który Cię nakręca na odbiegach, w dół śpiewaj sobie w głowie coś lekkiego, co pozwoli Ci latać. Już teraz sobie przygotuj i poćwicz śpiewając na głos. Zrób sobie „ściągę” na nadgarstek, tak jak inni robią z międzyczasami – na wypadek, gdybyś zmęczony zapomniał słów.
Nie szalej z rozgrzewką, ale warto się porozciągać i dobrze rozgrzać stawy skokowe.
I śpiewaj / powtarzaj w myślach coś co pomoże zsynchronizować oddech z krokiem
Mój numer 1 ostatnio biegnąc 2 na 2 (jeden wdech/wydech dzielony na 2 kroki – po pół wdechu/wydechu na krok) pozwalający utrzymać tempo:
świn-ka pe-ppa, świn-ka pe-ppa ….
🙂
Runek jest techniczne banałem, nastawiaj się na wynik minimalnie lepszy niż byś miał na połówce. I nie spinaj się tak 😉
Uśmiech, Nawet uśmiech wymuszony, jest odbierany przez nasz mózg jako informacja że jest dobrze. Potem z mózgu idzie dalej takie info i rzeczywiście zaczynamy się czuć lepiej.często to stosuję na biegach, nawet bezwiednie. Uśmiecham się sama do siebie albo do innych i od razu biegnie mi się lepiej. Tak sobie skojarzyłam bo na tych zdjęciach biegowych masz mocno zaciętą minę.
Szkoda że o tym uśmiechaniu zapomniałam w Pile ale z bolącą nogą to chyba nie było łatwe.
Też miałem chrapkę na ten brąz
Bo w głębi serca On Jego lubi
Kochani 🙂
Dzięki. Inspiruje mnie ten pomysł z uśmiechem, pozytywnym podejściem, uruchomieniem maksimum możliwości. Boję się tylko, że będę biegł tego Runka ze Świn-ką Pep-pą 🙂 Z Małym Yodą też jesteśmy na tym etapie.
Bartosz – a może przyjdzie nam walczyć o srebro i spotkamy się na podium. I tak wszystko zależy od tego, kto przyjedzie, a kto nie. Jak mnie zobaczysz na starcie (a będę obrandowany KS Staszewscy), to podejdź, przybij piątkę 🙂
Myślę, że jeszcze nie raz będziemy rywalizować o jakieś dobre miejsce, może nawet o pierwsze, chociaż koordynatorka Basia jak mantrę powtarza, że nie liczy się miejsce a udział.
Ja nie lubię biegać w związku z tym ZAWSZE chcę być jak najszybciej na mecie. Myśl jak bardzo nie lubisz biec na Runek i chcesz to szybko skończyć 😉
Przemek, tylko że ja lubię biegać i bardzo lubię właśnie Runek. Zachwyciłem się tą górą, kiedy miałem 10 lat i szedłem tam z moim ojcem, potem byłem tam z córką, dziś dorosłą, mam jej zdjęcie w jagodach koło Runka w komputerze.
Ale sporo inspiracji zaczerpnąłem. DZięki 🙂
Bartosz, aluzję zrozumiałem. Znamy się (w moim przypadku – z widzenia) z parkrunu, tylko nie kojarzę Cię z imienia. Jest szansa się rozpoznać w Krynicy (obustronnie). Do zo
Bartoszu, ja czegoś takiego nie powtarzam. Powtarzamy razem z Sebastianem, że BARDZIEJ liczy się udział, zachęcając tym samym głównie osoby wolniejsze i biegające na luzie. Ale ja dopinguję i wspieram tych, którzy przychodzą się pościgać na parkrun. ZAWSZE. I szybszych zapraszam do pierwszego rzędu na starcie.