Za siedmioma górami

Kiedy tu siedzimy, na polanie w Szczawniku – razem z kilkusetosobowym tłumkiem biegaczy – wiemy, że Tomek, Asia i Magda z #szykujsienaKrynice od wielu godzin są już na trasie. I że chyba już przebiegli.

  • Przed chwilą był Tomek – mówi mi nagle ktoś za plecami. To Wojtek, brat Tomka, suportuje go od rana na wszystkich punktach, wrzuca zdjęcia na fejsa, podaje międzyczasy. Wiemy, że Tomek idzie mocno, na czas z trzynastką z przodu. 13 godzin na tej trasie to dla mnie inny wymiar, bo ja tu biegłem raz i ledwo doczłapałem w 16 i pół godziny.

Wojtek opowiada, że Tomek trochę zwolnił, ale napiera. Od ciemnej nocy, bo Tomek biegnie pełną setkę. I jeszcze że Asia, żona Tomka, która wystartowała na 66 km, biegnie mocno, na dobry wynik. Magdy (ona biegnie na 34 km) Wojtek nie widział, dopiero później dowiemy się, że też już przebiegła razem z Marcinem, z którym poznali się na obozie w Rabce. I że Marcin całą drogę popędzał Magdę, a ona krzyczała, że go zabije.

Wiecie – szczerze, to nie jest najlepsza metoda na start w zawodach. Lepiej oszacować siły, zacząć w rozsądnym tempie, kontrolować sytuację. Ale to jest dobra scena do biegowego teatru, to jest nuta dramatyzmu i nuta poezji współczesnej. A gdzie jest na to miejsce jak nie w górach? Jak nie za siedmioma górami i siedmioma lasami, w Biegu Siedmiu Dolin na Festiwalu Biegowym w Krynicy?

Opowiem Wam baśń o rosole. Historię opowiedziała nam po biegu Asia. Rodzice Tomka mieli jej na półmetek (w Piwnicznej, mojej ukochanej Piwnicznej) przywieźć rosół. Serio, bo biegu ultra nie pobiegniesz na samych żelach i bananach, zemdli cię w końcu od tych słodkości. Ale Asia biegła szybciej niż myślała, w dodatku przed Piwniczną dogoniła ją dziewczyna biegnąca bardzo szybko setkę, Asia się z nią zabrała i w Krynicy była przed rosołem. Kiedy rodzice Tomka dojechali na miejsce, Asi już nie było, biegła na Kicarz, a raczej wchodziła, bo tam wszyscy wchodzą, a poza tym Asia zaczęła płacić za nadmierne przyspieszenie przed Piwniczną. Rodzice z rosołem ruszyli na kolejny przepak w Wierchomli, ale tam Asia zestresowana najgorszym miejscem na trasie – czekającym ją długim podejściem wzdłuż wyciągu – wysłała ich z rosołem na metę.

Z projektu #szykujsienaKrynice (kojarzycie – przez pół roku pomagaliśmy czwórce biegaczy nizinnych przygotować się do Festiwalu Biegowego w Krynicy, w końcu wszyscy wybrali start w Biegu Siedmiu Dolin, ale każdy na innym dystansie) jest tu jeszcze Kuba. Biegniemy tylko w 17-kilometrowym Runek Run, bo obaj za dwa tygodnie startujemy w Maratonie Warszawskim, dłuższy bieg byłby zbyt obciążający. Za to będziemy biec mocno, ścigać się. W Szczawniku Kuba wygląda tak:

Zgadnijcie, czy jest z prawej, czy z lewej strony Kingi (Moja Sportowa Żona, góralka, będzie pierwszy raz startowała w biegu górskich)? Zagadka jest o tyle zasadna, że kiedy wbiegamy na Runek Kuba jest jakieś pół minuty przede mną, ale potem włączam torpedę, jestem szybszy od wszystkiego, co nie ucieka na drzewo. Przeganiam Kubę („Tego się obawiałem” – rzuca mi w locie), wyprzedzam, wyprzedzam, wyprzedzam biegaczy, ale też grupkę nordic walkerów. A za minutę wyprzedza ich Kuba i słyszy komentarz teatralnym szeptem: – Popatrz, przed chwilą tu biegł drugi taki sam.


To też zdjęcie jeszcze przed startem – z Rafałem i Inną Asią z grupy Podopieczni i Sympatycy. Obok Kingi – Sabina, więcej niż siostra, też pierwszy raz pobiegnie w górach. Spotykamy parę osób, podchodzi nasz Marsz, rozmawiamy, ale nie pamiętam o czym, taki jestem skupiony na starcie. Marszowi pójdzie dobrze, biegnąc na luzie będzie 8 w kategorii M-50.

Ja celuję w podium w tej kategorii. Już na pierwszym kilometrze widzę koło siebie prawdopodobnego rywala. Zagaduję i rzeczywiście, obaj jesteśmy w M-50. To Witek z Krynicy, mówi, że przed nami jest chyba jeszcze dwóch. Mówię, że chyba będziemy się ze sobą ścigać, na chwilę nawet wychodzę na prowadzenie, ale kiedy robi się bardziej stromo, Witek mnie wyprzedza i powoli metry przewagi. Szacuję, że na Runku będzie miał z pół kilometra.

Ja naprawdę słabo podbiegam, dużo wolniej niż powinienem. Ale zbiegam lepiej niż bym sam siebie o to podejrzewał. Więc gnam na złamanie barier, Garmin pokaże mi potem „1 nowy rekord- najszybsza mila, 6:01”, a rekordowy kilometr z góry, po kamulcach i korzeniach wychodzi mi w 3:45. Wyprzedzam tych, co mnie wyprzedzili pod górę. Tylko Witka nie ma.

Dostrzegam go dopiero na deptaku. Jest dobre kilkadziesiąt metrów przede mną. Gnam jak dziki, zbliżam się, ale jest za późno. Potem sobie będę wypominał, że gdybym podchodził troszeńkę mniej na Runek, gdybym nie zwolnił na błocku koło ogródków działkowych tuż przed asfaltem w Krynicy, gdybym. Dobiegam 7 sekund za Witkiem, netto tylko 4 sekundy. I wiecie co – jestem bardzo zadowolony, bo to piękna walka była. A piękno sportu polega na tym, że nie wiadomo, kto wygra. Nie wiem jeszcze co przegrałem – potem okaże się, że srebro. Czyli wygrałem podium, zrealizowałem cel przyszykowany na Krynicę. Gratuluję Witkowi (wygrania ze mną, bo jeszcze nie wiem, że on jest drugi, a ja trzeci) i idę szybko po depozyt, a potem krzyczeć na mecie Kubie, Kindze i Sabinie dawaj, dawaj.

Tyle że to Kuba podchodzi do mnie. Stracił tylko dwie minuty. Ale dałeś! 3:05 w maratonie pęknie, a z jakim hukiem to zobaczymy za dwa tygodnie.

Kuba dobiega w 1:26:24, ja w 1:24:22. Idziemy wrzeszczeć na finiszu Kindze (1:40:15, siedemnasta wśród kobiet!) i Sabinie (1:55:38 w ostrożnym biegu po skręceniu kostki, mega!). A wieczorem spotykamy się z ekipą #szykujsienaKrynice w salce forum. Obok Kuby siedzi Magda, która przebiegła 34 km w 4:49 (46. kobieta), dalej Tomek (14:04 na 100 km, o rany, o rany, co za wynik) i Asia. Asia rozbiła bank. Czas 9:02 na dystansie 66 km, a w kategorii kobiet K 40-49 pierwsze miejsce! Pierwsze! Zwycięstwo!

Asia zgłaszając się do projektu napisała, że chce dogonić męża. W pewnym sensie jest o włos. Średnie tempo Asi na dystansie 66 km to 8:28 min./km, a Tomka na dystansie 100 km 8:27. Jeszcze sekundy brakuje 😉 Magda pobiegła w podobnym tempie na dystansie 34 km – 8:31.


Link do rozmowy przed kamerą z całą czwórką #szykujsienaKrynice jest TUTAJ. Koło mnie stoi Grzegorz, który w projekcie reprezentował Festiwal Biegowy w Krynicy. A ja jestem tutaj, z moim trofeum (zamiast pucharku), na deptaku w Krynicy-Zdrój, na zawsze:

Komentarze

8 thoughts on “Za siedmioma górami”

  1. byłem, wchodziłem, zbiegałem…
    gratulacje dla wojtka i całej ekipy – naprawdę imponujące wyniki, powodzenia na maratonie!
    marsz
    ps. da się wojktu wynik z tego biegu przeliczyć w kalkulatorze (albo w głowie) na wynik w maratonie?

  2. Dziękuję 🙂
    Marsz – przychodzą mi do głowy dwa przeliczniki. Jeden – sprawdzasz stratę do Staszewskiego (1:24:28) i mnożysz przez 2 – wynik na maratonie będzie 3 godziny plus ta podwójna strata. Chyba że byłeś przede mną i Cię nie zauważyłem w strefie ani przy depozytach.
    Drugi sposób – sprawdzasz w wynikach trzy osoby przed Tobą i trzy za Tobą (pomijasz Janów Kowalskich, potrzebne charakterystyczne nazwiska), po czym na stronie enduhub.com sprawdzasz ich wyniki w wiosennych maratonach.

  3. Wojtku Gratulację za 2 miejsce .Kuba Tobie też duże graty .Jednak podobni jesteście nie ma co dywagować .Dwóch Brateł z różnych Tateł i Mateł ?Gratulacjię daa Was Wszystkich za udaną Krynice .

  4. Brawo! Brawo! Gratulacje Wojtek! Jesteś Mocarz, Gratulacje Kinga, Sabina, Asia i Asia. I Wszyscy pozostali, których nie wymienię – jesteście Mocarni! Gratuluję Wam – góry to piękne bieganie 🙂 Pogodę też mieliście piękną 😉 żeby tak po biegu posiedzieć na polanie:)

Leave a Comment

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *