Powiedzcie jej o podium

Powiedzcie jej o podium, jaki jest stamtąd widok, jak się wtedy stoi mocno na nogach, jak się uśmiecha od środka chociaż na dworze taka plucha jak w ostatnią niedzielę. Powiedzcie jej, niech chociaż wie. Bo chociaż w niedzielę pojechała na Bieg Kobiet, żeby tam stanąć i chociaż sobie to w biegu wywalczyła – to nadal nie wie.

Kiedy była małą dziewczynką, a potem dużą dziewczynką – nie umiała przegrywać. Do małych zawiści doprowadzali ją wszyscy, którzy w jakichkolwiek zawodach ją pokonali. Potrafiła posuwać się nawet do oszukiwania w chińczyka, kiedy graliśmy we trójkę, z córką wówczas przedszkolakiem.

Od kiedy poczuła się pewniej na świecie, wszystko sobie poukładała – potrafi cieszyć się z innych miejsc niż pierwsze. Ale ma w sobie tę góralską zadrę, którą pokochałem, to co na nizinach nazywamy ambicją albo zadaniowością. Cel na niedzielny Bieg Kobiet był jeden: podium w K-30, zwłaszcza, że w tym sezonie żegna się z tą kategorią.

Stanęliśmy z Małym Yodą w najlepszym miejscu do kibicowania nad stawem na Szczęśliwicach. Widziałem ją na pierwszym kilometrze, kiedy biegła około 20 miejsca w 1300-osobowej stawce. Za nią nie ciągnął się wąż ludzi, tylko całe plemię w różowych koszulkach charytatywnej intencji. Widziałem, że kontroluje wszystko, strzeliłem fotę i czekałem aż pojawi się tu znów za niecałe 10 minut.

Przybiegła na półmetek na 10 miejscu w stawce. I już wiedziałem, że ważny cel „być w dziesiątce open” zostanie zrealizowany. Podałem jej w biegu wodę, bo się uparła, że nawet na 5-kilometrowym biegu musi się napić w połowie. I chyba jej organizm rzeczywiście tego potrzebuje, bo potem opowiadała jakiego kopa jej ta woda dała. Zdążyła mi jeszcze krzyknąć 4:25. Zegarynka cholerna. Jak postanowi, że biegnie w 4:25 min./km, to jest 4:25, a nie 4:27, bo to dla niej zupełnie inne tempo. W 4:27 zamierza zacząć Bieg Niepodległości. Więcej czułości nie było, bo wróciłem szybko do Małego Yody; bałem się, że włączy się do biegu i poleci za mamą i biegaczkami w różu.

Przeszliśmy na ostatnią prostą i kiedy zobaczyłem ją na siódmym miejscu, poczułem potężną dumę. Nie tylko dlatego, że to moja żona i moja Podopieczna. Ale dlatego, że ten cały zachwyt, który w niej ulokowałem przed laty, to świetna inwestycja emocjonalna. Ona po trzech latach biegania jest już lepszą biegaczką niż ja biegaczem.

Nie przesadzam. Ja jestem szczęśliwy po świetnym biegu w sobotę w Kabatach. Złamałem na leśnej trasie 39 minut, na finiszu walczyłem z samym (b.) Podopiecznym Bartkiem – nawet go wyprzedziłem kilometr przed metą, ale skontrował mocno na ostatnich 200 metrach. Pobiegłem co najmniej w równym tempie, a może nawet z małym negative splitem. Pokonałem chyba drugi raz w życiu samego Jacka Gardenera. I zająłem 16 miejsce na jakieś 300 startujących. A ona dobiegła w niedzielę w pierwszej dziesiątce na 1300 osób. Brawo Ty!

Dlaczego napisałem „w pierwszej dziesiątce”. Bo tu zaczynają się schody czyli liczby. W nieoficjalnych wynikach była na 9. miejscu, bo klasyfikacja – poza pierwszymi trzema zawodniczkami – jest wg czasów netto. A dziewczyna, którą pokonała o kilka sekund na finiszu wylądowała w klasyfikacji sekundę przed nią. Oprócz tego zawodniczka sklasyfikowana na miejscu 4. najwyraźniej pomyliła liczbę okrążeń – pierwsze przebiegła powoli, dwa razy wolniej od czołówki, a na drugie nie skręciła, tylko pobiegła do mety. Ostatecznie więc Moja Sportowa Żona zostanie sklasyfikowana na 8. miejscu, dwa razy wyższym od mojego z Kabat.

Liczby są ważne, liczby to konkret. Konkret, który dotarł do nas esemesem, kiedy usiłowaliśmy pilnować Małego Yodę, żeby nie rozjeżdżał biegaczek pod sceną zjeżdżając z górki na rowerku, był smutny. Czwarte miejsce w kategorii wiekowej. Idziemy. Idziemy na obiad, bo Mały Yoda woła jeść, on zawsze woła jeść. Idziemy, bo jest nam wszystkim zimno, dusze nam marzną nieogrzane. Idziemy, bo jest nam smutno, w końcu po to tu przyjechaliśmy, żeby ona stanęła na podium i spojrzała na świat z góry. Choćby przez chwilę, choćby z trzeciego miejsca, ale z tym poczuciem, że się wdrapało na szczyt, przynajmniej na Trzecią Koronę.

Zastanawialiśmy się, potem przy makaronie, czy to nie małostkowe. Czy to nie wstyd się przyznać do tego nie tylko mężowi, ale całej Polsce – że chciałoby się stać na podium. Czy to nie dziecinne, czy to nie próżne, czy to nie jakieś tam. No i nie. Nie, po trzykroć nie. Sensem biegania jest dążenie do celów. Dla jednych to leśne Zen, dla drugich mniejsza waga, dla trzecich dokonywanie (do niedawna) niemożliwego. Dla niej teraz, w tę niedzielę, celem było podium. Wymarzona chwila, kiedy ona będzie na pudle, a ja zrobię jej zdjęcie na blog ajfonem. I esemes brutalnie nam tę chwilę odebrał.

Że esemes kłamie przyszło nam do głowy w samochodzie, kiedy już odjeżdżaliśmy z bagażnikiem pełnym smutku. Ale nie chcieliśmy sobie dawać nadziei, żeby nie przeżyć jeszcze jednego rozczarowania. Człowiek nawet w zabawie ma ograniczoną odporność na smutki.

Dopiero na obiadku, kiedy Mały Yoda dostał już kotlecika i przestał nudzić, udało nam się zobaczyć w telefonie nieoficjalne wyniki. Pierwsze trzy zawodniczki (z których jedna była w K-30) nie są uwzględniane w kategoriach wiekowych, więc Kinga zajęła w kategorii 3. miejsce. Tak jest zapisane w wynikach. A esemes tego nie uwzględnił.

Zostaliśmy ze smutnym, jesiennym makaronem. Zadzwoniłem do pani organizatorki, nagrodę pocieszenia – bo na podium były wręczane nagrody – prześlą pocztą w tygodniu. Tych dziesięciu sekund na pudle zapakować się nie da, nie ma na świecie takiego pudła.

Dobry makaron przywraca człowiekowi siły i optymizm. Pod koniec obiadu odgrażała się, że czuje się teraz mocno przed Biegiem Niepodległości i zamierza złamać 45 minut. Podium za to nie dają, przynajmniej nie w K-30, ale nie zawsze musi być podium. Liczy się cel.

Komentarze

11 thoughts on “Powiedzcie jej o podium”

  1. Powiem szczerze, że zawsze mnie wkurzały te reguły, że jak ktoś jest w Open to nie jest w kategorii itd. Najgorsze jest to, że raz jest tak, a kiedy indziej inaczej. Trochę tego nie rozumiem, chociaż generalnie mnie to nie dotyczy – miałem kiedyś „pecha”. Byłem 6 w dość sporym maratonie (Toruń), 5 wśród mężczyzn i …. 4 w M30 😉 pucharki się dublowały, więc nie było dla mnie podium (co akurat akceptuję 😉

  2. Gratulacje dla obu! Forma jest.

    Ja mam ostatnio inne przemyślenie pod kątem czy to nie wstyd, czy to nie dziecinne lub głupie – otóż zapytała mnie ostatnio nowo poznana osoba na spotkaniu towarzyskim „what do you do” – co robisz? / kim jesteś? No i kurde w trakcie odpowiadania co robię (biuro, komputer itd.) sam prawie zasnąłem ze znudzenia. Rwało mi się z serca, że jestem biegaczem. Ale jak ja mogę być biegaczem? Nie zarabiam z biegania, mam 36 lat, osiągami nigdy nie zbliżę się do sław. Żyję tym – prawda, ale to co najwyżej hobby. Ogólnie jakoś tak wstyd mi się byłoby tak określić przed innymi, bardziej pożądanymi przymiotnikami (specjalista ds.., ekonomista, pierdzista). Bo mam rodzinę i powinienem ambitnie się piąć po szczeblach, dążyć do bla bla. A ja (tak trochę prymitywnie i ograniczenie wedle wielu) tylko o tym bieganiu. Jak kuń.

    p.s. City Trail Poznań w sobotę zeszłą – co za wyścig, co za poziom. Tyle twarzy znanych z blogów, z podiów (podiumuf), ścigaczy, że hej. Byłem 7 w Open, z czasem netto 16:33 (życiówka). W następnej edycji mogę podobno zapomnieć o top 10, bo wielu hartów pauzowało ze względu na innej biegi, więc poziom jeszcze wyższy będzie.

    Pozdrawiam!

  3. Nie wstyd, nie wstyd przyznać się do marzeń, a jak się tak biega, to te marzenia są w zasięgu ręki. Ja zwykle marzę, żebym nie była ostatnia, stąd szczerze podziwiam i trzymam kciuki za kolejne starty ?

  4. Kinga, brawo!! 3 miejsce w K-30 to ogromny sukces! 🙂 Jeszcze staniesz na podium! To co że w K-40?:) tu podobno tez jest piękny widok:) Gratuluję! I mocy na Niepodległosci!

  5. Pict – jedno i drugie rozwiązanie ma plusy i minusy, wady i zalety. Niby dlaczego ktoś, kto dostaje nagrodę za I miejsce w open, ma dostać jeszcze za I miejsce w kategorii? A niby dlaczego ma nie dostać? Dla mnie: jest jak jest 🙂
    Gz_81 – ależ wynik. 16:33 – to nie jest czas, o którym mógłbym marzyć w najlepszych latach i w najśmielszych marzeniach. Czapeczki biegowe z głów. A bycie biegaczem – to kwestia definicji, tego, kim się człowiek czuje, a nie wyników. Myślę, że wielu z nas jest biegaczami, możemy zmienić pracę, nawet zawód, ale ciągle tydzień będziemy zaczynali planować od: dzisiaj siła biegowa, jutro regeneracja, w środę wytrzymałość 🙂
    Basia – dzięki za zrozumienie 🙂 Każdy biega w tempie, w jakim biega – ale skoro marzysz o przedostatnim miejscu, to pewnie masz duże perspektywy poprawy i dużo radości przed sobą.
    Andrzej – my wiedzieliśmy. I wiedział informatyk wprowadzający wyniki na stronę www (tam Kinga jest 3. w kategorii). Nie wiedział o tym informatyk wprowadzający wyniki do rozsyłanych po biegu wiadomości SMS, dostaliśmy wiadomość, że Kinga jest 4. i uwierzyliśmy. Nie mieliśmy podstaw, żeby w to nie wierzyć, skoro prowadząca imprezę osoba ze sceny zapowiadała „Zaraz otrzymacie sms z wynikami”. Gdyby mówiła „Zaraz otrzymacie sms z wynikami, ale musicie sobie odjąć jedno miejsce w kategorii”, to byśmy wiedzieli, co zrobić 😉
    Alicja – wiesz co 🙂

  6. Tu Dziki
    Podium przychodzi wtedy, jak się tego nie spodziewasz. Tak miał Dziki parę razy.
    Nie ma podium wtedy, kiedy idziesz na dekorację jak po swoje. Tak Dziki też miał parę razy.
    Bieg Marszałka w Sulejówku, najszybsza dycha jaką Dziki przebiegł w życiu, 38:37 to moja cyfra, raczej do końca życia.
    Jestem w czołówce, trzech młodych odbiega, za nimi jeszcza grupka małolatów, niech biegną, Darek Król jedyny na oko z mojej kategorii jest poza zasięgiem, Dziki się ściga, biegnę z Mariuszem z Łomży i z Wojtkiem Wanatem, to rywale w kategorii, nie mam zaufania do mojej głowy na ostatniej prostej, więc Dziki atakuje kilometr przed metą, „brawo Dziki”, woła Mariusz, Dziki utrzymuje tempo, jeszcze doganiam jednego młodego, finisz na stadionie, 11 miejsce open. Na dekorację idę jak po swoje, córka Marszałka Piłsudskiego daje nagrody, złote monety o wartości po 500 pln, uczesany i pięknie wyprostowany idzie Dziki na zasłużoną dekorację. Już moja kategoria. Trzecie miejsce Dariusz Król! Ale Darek zawsze wygrywa… Nie tym razem. Przyjechali koledzy z Ukrainy, byli szybsi. Kocham Braci Ukraińców, ale wtedy na chwilę przestałem kochać 🙂 Nagrody były łączone, obaj mieli pudło open…
    Inne zawody. Trail Marathon. Maraton zaczyna razem z półmaratonem, nie wiadomo kto twój rywal a kto nie. Trasa maksymalnie krosowa, kłody do przeskakiwania i do schylania, buty mokre po kilometrze, wciąż nabieramy wody, bo szybciej wbiec niż obiec, każdy się gubi, potem wraca, nie wiem jaką mam pozycję, myślę, że słabo, meta i jakoś mało umorusanych ludzi widzę, ósmy open, mówi sędzia. Drugi w kategorii. Tym razem trofea nie były łączone. Jakby były, Dziki zająłby trzecie miejsce i też byłoby pudło. Nie spodziewałem się 🙂
    Inna historia o tym, że trzeba walczyć do końca. Półmaraton w Tarczynie. Mam gorączkę, ale chcę złamać 1:30. Po 15 kilometrach staje się jasne, że to się nie uda. Dziki odpuszcza, biegnę wolniej, mija mnie kilkanaście osób, nie przejmujë się, bo za dwa tygodnie mam inny półmaraton na atakowanie 1:30, robi się przyjemnie jak na długim wybieganiu, dogania mnie Andrzej P., motywuje ” Dziki, chodź ze mną”, mógłbym, ale po co? No po to, że z wynikiem mety 1:33 zająłem 4. miejsce w kategorii, trzeci był kilkanaście sekund przed Dzikim, te kilkanaście sekund, a nawet minutę – półtorej, miałem spokojnie w zakresie możliwości, ale odpuściłem… Jeszcze nadzieja przy dekoracji, może nagrody nie będą łączone, bo pierwszy w M-40 był drugi open. Niestety, nagrody łączone. ” Trzeba walczyć do końca” – ze współczuciem powiedział Dzikiemu Andrzej P.
    Tak, Kinga. Podium jest i jeszcze będzie.
    Dziki

  7. Nie no bez przesady.informatycy to piszą systemy.przeciez nikt nie wklepuje wyników ręcznie do smsów.dopiero sędziowie to weryfikuja i to wyniki oficjalne są ludzka reka weryfikowane ale nie jakiegoś mitycznego informatyka ale po prostu sędziów którzy maja formularze na stronce.wyniki automatycznie trafiają z chipow itp.system zle napisany.moglby przeliczac po kategoriach od razu.

  8. Przemek – absolutnie nie chciałem godzić w dobre imię informatyków :-). Dokładnie o to mi chodziło: system na smsy był inny niż system do tabelki na www. Ktoś go źle ustawił, wiadomo, że problem nie we wklepywaniu

Leave a Comment

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *