Srebro, które nie cieszy

Gdybym miał szukać sportowej metafory dla tego, co zdarzyło się na Grand Press, to wyobraźcie sobie, że biegniecie w maratonie, dobry bieg na czas około 3:08-3:09. Wszystko idzie dobrze, przyspieszacie nawet. I na ostatnim kilometrze okazuje się, że nie myśleliście nawet, że jest aż tak dobrze. Że można teraz zafiniszować i zaskoczyć siebie oraz publiczność. I wpadacie na metę. Patrzycie na zegarek, a tu zamiast nieoczekiwanego złamania trójki 3:00:02. O włos.

Wynik dużo lepszy niż planowane 3:08-3:09. Ale rozczarowanie znacznie większe.

Tak było na wtorkowej gali Grand Press. Szedłem, przypomnę, z nominacją w kategorii wywiad za rozmowę z krakowską sędzią Moniką Nawarą-Chodak „Nigdy nie spotkałam diabła” w „Twoim Stylu”. Szedłem z satysfakcją, że znalazłem się w finale olimpijskim, że pobiegnę przed rozemocjonowaną publicznością, a potem sobie spokojnie zejdę do szatni. Czyli bez oczekiwania na zwycięstwo.

Oczywiście, że kiedy zaczęli wyczytywać nominacje za wywiad, to HR mi wzrósł do jakichś 170 na oko. I chociaż Kinga u boku mego, a Dziki przez esemesy mówili, że wygram, to wiedziałem, że ja mam tylko ładnie pobiec, a nie walczyć o zwycięstwo. Obstawiałem wywiad z córką Jacka Kaczmarskiego Izy Michalewicz, z przyjemnością ten tekst czytałem, jak się ukazał. A wygrał „Dom zły”, wywiad Magdy Kicińskiej z byłą żoną senatora PiS-u, o przemocy domowej, której b. żona doświadczyła. Brawo, koniec, bankiet. Mały bankiet, żeby nie budzić zazdrości.

No i wtedy z dwóch niezależnych źródeł powiązanych z jury dowiedziałem się, że „byłem o włos”. Po pierwszej turze głosowań prowadziłem, ale w finale, kiedy na bieżni pozostała tylko dwójka autorów, przegrałem z Magdą K. Co się stało?!

I w tym momencie zacząłem to przeżywać. Ach jakie by to było pięknie kiczowate, gdybym mógł będąc zwolnionym z „Twojego Stylu” dostać Grand Pressa za wywiad do „Twojego Stylu”. Nie spodziewałem się, że wyjdę na scenę i będę mówił, ale dziennikarz musi być przygotowany także na rzeczy, których się nie spodziewa, więc wiedziałem jak przez mikrofon podziękuję mojemu szefowi Jackowi Sz. za genialny pomysł. Kiedy wszyscy mówią o sądach wielkimi słowami, kiedy rządowa propaganda wywiesza na plakatach sędziego, co ukradł kiełbasę, my zrobimy to, co najlepsze. Reporterski wywiad z sędzią o jej pracy. Nie mówimy Ci, jak masz myśleć, tylko mówimy: popatrz, posłuchaj, wyrób sobie sam zdanie.

Przemowy nie wygłosiłem, to chociaż zapiszę główną myśl. A z tym żalem chodziłem przez parę godzin wieczorem i rano. Aż wyszedłem na bieganie, godzina powoli w niezłym jak na mnie o tej porze roku tempie średnim 5:19 min./km. Endorfiny wygasiły smutek. A potem przeczytałem jeszcze do śniadania na smartfonie tekst, który wygrał. Nie wstyd przegrać z takim wywiadem, świetny, czapeczki biegowe z głów, Magda. Tobie się należał puchar, mnie tylko numer startowy na pamiątkę.

Nie zakończyło się banalną puentą w stylu „zygu, zygu”. Zakończyło się piękną porażką, która daje do myślenia. Kiedy wracam – a wracam, niedługo będę mógł to wyraźniej napisać – do głównego nurtu dziennikarstwa, to potrzebuję napędu do walki. Czułem ten wiatr w plecy już siedząc na gali.

„Porażki, to jedyne co uczy”, coś w tym stylu pada w „Ostatnim Jedi”, ósmej części „Gwiezdnych Wojen”. Byliśmy na premierze z Dzikim. Świetny film. Wiecie, że to jest o Mocy. Moc to nie jest coś, czym możesz władać, jak mówi młodej padawance Luke Skywalker. Moc to jest coś, co możesz poczuć.

Gdybym wyszedł z tego Grand Pressa ze złotym medalem, byłbym jak ci uczniowie Jedi, którzy używają Mocy, by przesuwać kamienie. Z tą porażką wyszedłem, jak ci, którzy przesuwają kamienie, żeby ratować świat. Tylko muszą się tego nauczyć.

Komentarze

4 thoughts on “Srebro, które nie cieszy”

Leave a Comment

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *