Kto jedzie na mini-obóz

Kiedy półtora miesiąca temu wpadliśmy na pomysł wiosennego mini-obozu w Rabce, zastanawialiśmy się na głos, czy będzie śnieg i mróz, czy już minie. Cha cha cha.

Dalej to wiecie: rzuciliśmy hasło, znaleźliśmy w Rabce hotel idealniejszy na zimę (nie ma odkrytego basenu, a ma saunę i jacuzzi) nomen omen o nazwie Wiosna i chyba Wam się spodobało, bo miejsca rozeszły się, jak świeże buteleczki.

A potem zaczęliśmy myśleć, co my możemy dla Was zrobić. Super treningi, porządną prezentację o treningu, to się wie. Ja wprowadzę trochę twórczego chaosu, a Kinga nałoży na to pruski ordunk i dzięki temu będzie luz, a jednocześnie wszystko będzie grało. To oczywistości, kto nas zna (choćby z bloga, choćby jak Bartek w pomarańczowej bluzie, który zagadał do mnie na szóstym kilometrze w kabackim Grand Prix, że czyta, tylko się nie odzywa) – ten wie.

A potem pomyśleliśmy, że chcielibyśmy na stacjonarnych, naziemnych treningach dać Wam wodę do picia. Minęła era przyjaźni z producentem pewnego izotoniku, co nas o tyle nie martwi, że od paru lat chodzi nam po głowie hasło „Biegacze Piją Wodę”. Kinga od dawna jest ekoświruską, a mnie też się sporo w tej ideologii podoba, więc tym chętniej zaprzyjaźniliśmy się z dobrą wodą.

  • Napisz, że ta woda jest naprawdę dobra. Pierwsza niegazowana woda, która mi smakuje. Wzięłam sobie na fitness, tylko nie mogłam zdjęcia zrobić, bo światło nam się zepsuło na sali – powiedziała mi właśnie Kinga. To piszę. Gazowana też będzie, do wyboru, bo ja lubię gazowaną i chyba nie jestem jedyny.

Zaprzyjaźniamy się z Magnesią z radością, nawet zaczęliśmy ją jakby zdrabniać – czytamy nazwę nie „magnezja”, tylko „magnesia”. I zrobiliśmy jej sesję w lepszym świetle przed sobotnim Grand Prix w Kabatach.

To nasz drugi start w Kabatach w tym roku. Ja jestem zadowolony – poprawa o 38 sekund i 13 pozycji przy zbliżonych warunkach, to znaczy, że rozpędzam się już do lotu. Czyli znowu działa periodyzacja makrocyklu, zawsze mnie to zadziwia. Kinga 17 sekund wolniej (ale od razu wyjaśnię, że miesiąc temu śmignęła nadzwyczajnie), ale 2 pozycje lepiej. W kategoriach wiekowych oboje jesteśmy na trzecim miejscu, więc walczymy. Czas Kingi w sobotę 47:12, a mój 41:06.

Ciekawe spotkanie miałem na piątym-szóstym kilometrze. Ciągniemy równo z biegaczem w pomarańczowej bluzie i mu mówię, że lepsza przyczepność jest z boku, a on że na środku też i że czyta blog, ale się nie odzywa. I że zobaczymy, czy mu się uda mnie prześcignąć. Bartek, wiem, bo zapytałem zanim odbiegł do przodu. Młodszy jest, więc ma przewagę szybkości, tylko czy mu jej starczy na tak długi finisz.

Lecę więc za plecami Bartka, na siódmym kilometrze przestają odchodzić, a na ósmy zaczynam się zbliżać, jak Jakub Krzewina. I przypomina mi się stara ping-pongowa mantra: samo się nie wygra. Samo się nie wygra, Bartek. Tak sobie myślę, nie przeciwko Bartkowi, tylko żeby siebie zmusić do sięgania do rezerw energetycznych. Samo się nie wygra Wojtek. Dociskam, przechodzę i biegnę po moją nagrodę – złamanie 41 minut.

Nagrodę wyrywa Darek, znajomy z treningów w Centrum Biegowym Ergo (jak tak dalej pójdzie, człowiek będzie musiał w kółko robić przypisy) – wyprzedza mnie na dziesiątym kilometrze i zostawia 17 sekund za sobą. Samo się nie wygra, Wojtek.

Żeby nie było że wszystkie foty z Magnesią, na koniec zdjęcie z ludźmi. Od lewej: Mariusz, mocno zaangażowany Podopieczny, waleczny, dziś zły, bo pobiegł trochę poniżej swoich oczekiwań. Mariusz, periodyzacja zadziała. Marzena, z którą ciągle się mijamy na ścieżkach. Jacek, mój cień, mój rywal od dobrych 15 lat, znamy się i nieodmiennie ścigamy. Poprzednio on mnie o pół minuty, dzisiaj ja jego. Kinga, mistrzyni mojego świata. Grzesiek, torpeda i mąż Marzeny. I ostatni: Robin Hood w kretyńskim kubraczku.

A na mini-obóz jedzie z nami Magnesia.

Komentarze

12 thoughts on “Kto jedzie na mini-obóz”

  1. Ja wolę kranówę. Oczywiście, że warszawską.
    Kurczę, muszę robić tę deskę, bo czas leci, a ja nie ćwiczę wcale. Idę na deskę, pa!

  2. Właśnie miałem napisać to samo. Jeśli Kinga jest eko, to pomysł picia i kupowania wody butelkowanej w XXI wieku jest chyba czymś przeciwskutecznym.

  3. My akurat wczoraj w korpo dyskusja o tym, która woda butelkowana jest najlepsza i Magnesia wygrała. Dobrze więc, że dobrzy wspierają dobrą!
    Na Maniackiej w niedziele mam łamać 34 minuty. Niby tylko 16 sekund muszę urwać, ale tempo średnie 3:24 wygląda mi niesłychanie bardziej odrażająco niż 3:26. Oby to tylko w głowie.

  4. Czekamy na wpisy z pobytu w Rabce 🙂
    Grzesiek dziękuje za torpedę – tylko ma ona cokolwiek zepsuty napęd, ale… „będzie jeszcze przepięknie, będzie jeszcze normalnie…”
    Dobrej zabawy na mini – obozie 🙂

  5. Mi przynajmniej fajne zdjęcie z magnesią wyszło .?
    Wynik na zimno też okazał się przyzwoity jak na ten etap przygotowań ?.
    Powodzenia w Rabce

  6. Mel – wiem, że kranówa jest całkiem ok i nie jest szkodliwa jak się niektórym wydaje. Ale niestety smak taki sobie, z cytryną i miętą jeszcze ujdzie ;). Zwykle piję te wysokozmineralizowane wody, lub średnio gazowane – bo po prostu mi smakują, ale rzeczywiście niegazowana z butelki (większości marek) jest taka sama jak ta w kranie więc po co kupować. Najwstrętniejszą dla mnie wodą jest Kropla Beskidu, no nie daję rady nawet tej z gazem.
    Kuba – Wojtek ma swoją definicję „ekoświruski” czyli tej co nie je syfu, to znaczy ciastek, słodyczy, przetworzonej żywności, a na kolację wybiera avocado z jajkiem lub kaszę z twarogiem. Nie jeżdżę bronić Puszczy i piję wodę z plastiku, choć czuję, że można by było coś z tym zrobić. Ale śmieci już segreguję :).

  7. Bartek w pomarańczowym

    Pozdrowienia od Bartka w pomarańczowym. Na ostatnich 2 km mnie trochę odcięło i już nie powalczyłem. Wyszło 41:23. Może następnym razem. Ja wybieram kranówkę wzbogacaną jakimś izotonikiem w proszku. Korzystając z okazji, dla MEL. z Kabat też pozdrowienia. Pamiętasz Adventure Trophy w Arłamowie? Daliśmy czadu wtedy, nie? 🙂

  8. Bartek, a co mam nie pamiętać! 🙂 Ten czad to był najlepszy na tej ostatniej drodze do mety. Czad ludzi, którzy wyglądają jak z krzyża zdjęci po półtorej dobie nawalania na trasie. Po drodze też czadowo było, szczególnie w nocy, gdy się gubiliśmy i odnajdywaliśmy wielokrotnie. Ech…. młodość!
    Pozdrawiam! I zapraszam do Parku Przy Bażantarni na parkrun. Dziś był mój pierwszy jakby-bieg po dłuższym czasie przerwy. Jest źle (38:47), ale bywało gorzej, więc w tym sensie jest nawet dobrze. Idę robić deskę. Albo nawet ze 3.

  9. Aha, a ja jeszcze o tych plastikowych butelkach trochę napiszę. Bo bardzo dużo ich produkujemy pijąc taką kupowaną wodę. A mnie w ogóle śmiech ogarnia, gdy w moim korpo słucham ludzi, którzy narzekają na smog, a jednocześnie zajadają się żarciem kupowanym w plastiku (w tonach plastiku) i popijają kawą z jednorazowych kubków (choć mają do dyspozycji firmowe ceramiczne). Bardzo trudno jest zauważyć prostą zależność między tym czym oddychamy a naszymi codziennymi wyborami. Nawet takim wykształconym ludziom.
    Śmiech przez łzy.

  10. MEL – proste zależności krętymi drogami wiodą. Plastik do pieca. Przecież nie śmiecę – dbam o środowisko 🙁
    Zdrówko kranówą!!! Precz z plastikową Magnesią!

  11. Pjachu – szanujemy Magnesię, bo zasponsorowała nam wodę dla obozowiczów wiosennych i obozowiczów letnich. Ma więcej minerałów i jest smaczniejsza od kranówy. A plastik – nie spalamy go w piecu, zgniatamy i segregujemy, i mamy nadzieję, że wraca potem do nas w formie technicznych koszulek biegowych.

Leave a Comment

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *