Co się stało w 125 minucie biegu

W 125 minucie biegu niespełna półtora kilometra przed metą, stało się to czego wszyscy się obawiali. Kibole Szosta ostrzelali 41. kilometr maratonu z pancerfaustów, pociski wybuchały niemal pod nogami samotnie finiszującego Giżyńskiego.

Zaraz po ogłoszeniu, że tegoroczne SuperMistrzostwa Polski w Maratonie odbędą się w Poznaniu kibole Szosta ogłosili, że miasto należy do nich, a ich idol zostaje zwycięzcą biegu. Kiedy zaskakująco rosła forma Giżyńskiego, a kolejne starty kontrolne potwierdzały, że reprezentant Warszawy jest w świetnej formie kibole Szosta wydali oświadczenie, że jeśli Giżyński wygra, to medal dostanie dopiero w Warszawie. Związek postanowił przyjąć żądania kiboli po tym, jak z przygotowanego na uroczystość podium nieznani sprawcy odrąbali siekierą najwyższy stopień pozostawiając siekierę wbitą w jedynkę. Chociaż komentatorzy przestrzegali, że to oddawanie kibolom scenariusza mistrzostw.

Gdy zawodnicy wystartowali już na 3. kilometrze czekała ich zasadzka kiboli Giżyńskiego. Przywitali swojego faworyta brawami, a na widok Szosta zaczęli gromko ryczeć „Wypierdalaj, wypierdalaj”. Natychmiast interweniowały służby porządkowe mówiąc przez megafon „Zwracamy się z uprzejmą prośbą, o pełne poszanowanie dla sportowej rywaliza…”. Komunikat nie został dokończony, bowiem w kierunku ochrony ruszyła 30-osobowa grupa zamaskowanych kiboli uzbrojonych w bejsbole, łańcuchy i nuńczaka. Ochroniarze uciekli do bunkra dowodzenia i wezwali na pomoc policję. Ale policja powiedziała, że nie ma czasu, bo jest zajęta i mogą se zadzwonić po wojsko.

W tej sytuacji prezydent miasta zadzwonił do Armii Poznań, której doborowa Kompania Sportowa wsławiła się już opanowaniem wielu kibolskich zamieszek. Wśród największych osiągnięć kompanii można wymienić pacyfikację zamieszek podczas siostrzanego boju sióstr Radwańskich (kiedy na ulicach Sopotu zwolennicy obu sióstr stoczyli walną bitwę, w której zniszczono bezpowrotnie sopockie molo) oraz ujęcie Rycerzy Skry, którzy uzbrojeni w górnicze kilofy oblegali przez cztery dni halę Resovii trzymając jako zakładników sędziów i domagając się walkowera dla swojej drużyny po przegranym meczu w play-off.

Kiedy siły mundurowe skoncentrowały się na starciu z kibolami Giżyńskiego, okazję wykorzystali kibole Szosta. Udało im się odbić z rąk policji cztery samochody wyposażone w armatki wodne, co prawdopodobnie nie było trudne, bo policja miała akurat coś innego do roboty i prawdopodobnie postawiła samochody jedynie dla pozoru. Ruszyli z nimi na trasę biegu polewając kibiców i krzycząc hasła „Po nas choćby potop”, „Huligani niepokonani” oraz „Wyklęci i pierdolnięci”.

Nie udało im się jednak dogonić walczących już dobre 50 minut zawodników, ponieważ na miejsce dotarło wojsko, ustawiło zasieki i otworzyło ogień z broni. Kibole uruchomili drony, które zaczęły bombardować żołnierzy, a sami rzucili się przez Maltę na końcówkę biegu, żeby nie dopuścić do zwycięstwa Giżyńskiego.

Niezauważeni przez nikogo zawodnicy minęli już 35. kilometr i widać było, że istotnie w tym sezonie mocniejszy jest Giżyński. Kiedy zawodnik z Warszawy zyskiwał przewagę sympatyczna poznańska publiczność obrzucała go wyzwiskami, zgniłymi jajkami i zużytymi prezerwatywami. Ochronie biegu broniącej się walecznie w bunkrze dowodzenia wysiadł megafon, więc organizatorzy na Twitterze ogłosili apel do kibiców o „poszanowanie dla przeciwników”. Chcieli też wystosować jeszcze jeden apel, ale do bunkra podszedł jeden z kiboli krzyknął do okienka „No, kurwa”, na co ze środka wystawiono białą flagę i dobył się głos: „Przepraszamy bardzo panów kibiców”.

Tymczasem zawodnicy byli już na 40. kilometrze, przewaga Giżyńskiego nad Szostem wynosiła już ponad 200 m, w dodatku Giżyński cały czas ją powiększał. Kibole z Poznania widząc, że nie ma szans na zwycięstwo ich zawodnika uruchomili wóz bojowy ukradziony z Muzeum Powstania i butelkami z benzyną ukradzioną ze stacji Orlenu im. Jana Pawła II obrzucili ostatni zakręt kilometr przed metą. Ponieważ Giżyńskiemu udawało się omijać wybuchy, dymy i pożary powstające na drodze ukryta na 41. kilometrze biegu grupa specjalna użyła pancerfaustów i wojewoda powiedział wszystkim, że mogą pójść do domu. No to wszyscy poszli, kiedy policja już wszystko pozałatwiała i miała czas przyjechać, to nie było nikogo, kogo można by było zatrzymać. Nie wiadomo też, czy Giżyński dobiegł do mety i czy dotarł za nim Szost, bo ktoś ukradł metę i nikt się tym finiszem nie interesował.

Zdjęcia: Agencja Gazeta/Piotr Skórnicki, Pixabay, Pixabay/ Prisma.

Podobieństwo do faktów zamierzone. Podobieństwo nazwisk głównych bohaterów też zamierzone, żebyście sobie, drodzy biegacze, lepiej mogli uzmysłowić, czym różni się nasz sport (a także tenis bądź siatkówka) od tego zoo, które w niedzielę widzieliśmy w Poznaniu.

 

Komentarze

8 thoughts on “Co się stało w 125 minucie biegu”

  1. Genialnie napisane, świetnie się czyta!
    Czytając ma się wrażenie że to jest tekst który autor pisał bardzo lekką ręką… Naprawdę świetny tekst.
    Szkoda tylko że życie przyniosło akurat taki temat…

  2. podopieczny_bartek

    Widzę, ze wszyscy szybko zapomnieli, jak to w tym sezonie kulturalni kibice z warszawki spuścili wpierdol swojej drużynie ma terenie swojego klubu, po tym jak legła legła w… Poznaniu

  3. Bartek, kulturalni warszawscy kibice powinni siedzieć choćby za transparent nawołujący do wieszania Lisa i Olejnik, za uderzenie Rzeźniczaka z liścia itd. Partia kibicowska, której jedno ze skrzydeł doszło właśnie do władzy jest ponadklubowa i ponadregionalna.
    Żeby nikt nie odczytywał tego tekstu jako „Warszawa śmieje się z Poznania”, na początku fabuły, na 3. kilometrze atakują kibole reprezentanta Warszawy.

  4. Co za bzdury! Nawołujesz kiboli by ruszyli z obelgami na biegaczy???? Czy nie lepiej nawoływać, by rodziny z dziećmi wybrali się wreszcie na mecz piłkarski?

  5. I jeszcze dodam. Jestem symetrystą ws kibicowskich. Nie ma najmniejszej różnicy między Lechem i Legia pod tym względem. O ile w polityce potrafię znaleźć drobne różnice między dwoma plemionami i wybrać mniejsze zło, to w Ekstraklasie nie widzę nic wartego uwagi z punktu widzenia kibicowskiego (ze sportowego zresztą też – każda liga transmitowana w Polsce jest lepsza i fajniej się ją ogląda niż ekstraklasa, gorsza jest tylko I liga polska). A trzeba Wam wiedzieć, że lubię football.

Leave a Comment

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *