Opowiem wam, jak zostałem narciarzem. Szybko. W całej Polsce jest teraz chyba jeden region, gdzie leży śnieg. To Podhale. Na całym Podhalu w drugim dniu świąt było jedno miejsce, gdzie otworzyli wyciąg. To Kluszkowce. Pojechaliśmy tam z rana. Moja Sportowa Żona, jej coraz bardziej sportowa siostra ze snowboardem i mega sportowa koleżanka, która ma w Rabce Zdrój monopol na fitness i u której na zajęciach MSŻ stawiała pierwsze kroki chasse [czyt.: szase]. Góra z wyciągiem w Kluszkowcach (za Boga nie pamiętam, jak się nazywa) to jedno z najpiękniejszych miejsc świata. Na szczycie duża polana z widokiem na Jezioro Czorsztyńskie zamknięte poszarpanym zygzakiem Tatr. Z lewej jakby ktoś dobudował z klocków Pieniny, z tyłu dywan Gorców. Nawet pobliskie dolinki z chatkami przypruszonymi lekkim śniegiem nabierają bajkowego charakteru. Można na szczyt też wbiegać, robiłem to w sierpniu. III zakres i trening siłowy w jednym. Teraz naśnieżyli stok sztucznym śniegiem i można było pojeździć. Dla mnie jazda na nartach to jak seria skoków wzwyż. Każdy zakręt na stromym stoku jest jak przeskoczenie wysoko zawieszonej poprzeczki – czy uda się nie wywrócić, nie zachwiać jak pajac, nie wyhamować do zera. Na łagodniejszym stoku poprzeczkę sobie sam podnoszę, bo przyspieszam tak, że znów trzeba się mocno postarać, żeby się nie wywrócić, nie zachwiać, nie wyhamować. Bo ja na nartach nauczyłem się dopiero w zeszłym roku. MSŻ skombinowała mi narty, buty i wyciągnęła na pierwszą lekcję. Wcześniej miałem za sobą około czterech godzin prób w ciągu całego życia na oślich łączkach w Szczyrku i Zakopanem. Więc stanąłem na śniegu i robiłem ten słynny slalom pługiem dla początkujących wywalając się co chwila. Za trzy dni MSŻ wywiozła mnie na prawdziwą górę w Spytkowicach, potem na naprawdę sporą Maciejową. Poprzeczka w górę, ale ciągle dawałem radę. Jakoś. Przełom przyszedł, kiedy MSŻ zrobiła mi wykład na stoku, że skoro mam tak silne nogi, to ona chciałaby, żeby to było widać w mojej jeździe. Stanąłem mocno na nartach, zjechałem, dostałem buziaka w nagrodę i zostałem narciarzem. Sport to przyjemność. Nie musisz we wszystkim być najlepszy. To jasne, że nie będziesz mistrzem, skoro zaczynasz coś uprawiać w wieku przedemerytalnym. Ale wystarczy dotrzeć do takiego poziomu w dowolnej dyscyplinie, żeby sprawiała ona przyjemność. Ja już taką poprzeczkę w narciarstwie przeskakuję. I nie mogę się doczekać środy, bo znów jedziemy do Kluszkowców.
Nie ma możliwości dodania komentarzy do Archium Bloga.
Zapraszam do komentowania nowych wpisów ksstaszewscy.pl/blog/.