wunderteam – 17 sierpnia 2007

Właśnie zaliczyłem "bieganie miesiąca", tam gdzie trenowali kiedyś mistrzowie Wunderteamu. Zostawilem Moją Sportową Żonę na deserze truskawkowym w Karpaczu, samochód zawiozłem do Szklarskiej Poręby i wróciłem do niej między reglami – dwie i pół godziny, ponad 25 km. Jezu jak cudny jest las iglasty. Powiesz: góry, jak góry, ale to nieprawda. Karkonosze są całe najeżone igłami od sosen i świerków po kosodrzewinę. Biegłem zatopiony w tym zielonym dywanie (widziałem go potem z góry, satysfakcja mi wracała) z mapą w ręku. Mijałem Przesiekę (to chyba tam była legendarna baza legendarnych polskich długodystansowców), liczne ośrodki sportowe, przy jednym biegały dzieciaki w jednakowych koszulkach przy drugim do treningu zabierali się kolarze chyba górscy w profesjonalnych ubraniach z emblematami kadry Rosji. Do tego świeciło słońce, sportowa sielanka. Pobiegłem jak zwykle bez picia, czego nie powinno się polecać. Ale czasem człowiek robi głupie rzeczy. I nigdy cola nie smakuje tak jak po takim biegu. Utrzymałem ładny pierwszy zakres na podbiegach przed Bierutowicami przechodzący w drugi. Ciekawe, dlaczego rząd nie zdekomunizował jeszcze Bierutowic? A potem przez dwa i pół dnia wędrowaliśmy do samochodu przez Samotnię, Śnieżkę, Odrodzenie i Łabski Szczyt. Koło Samotni też jeszcze sobie pobiegałem, 30 minut w drugim zakresie. Najpierw kwadrans poskakałem po kamykach, co miało bardziej walor turystyczny niż treningowy, a potem 18 minut wbiegałem drogą robiąc sześć przyspieszeń po 2 minuty z minutowymi przerwami w truchcie. Szlakiem niebieskim. Czwartkowe bieganie wypadło mi już w Rabce, w rodzinnych stronach MSŻ. Nie miałem już hartu ducha, żeby wbiegać na szczyty, obiegłem miasto, spojrzeć na nową fontannę z czterema słoniami i galerię Gazda przemianowaną niedawno z domu handlowego Gazda. Trochę serca człowiek tu zostawił. I trochę potu. Dziś dołożyłem sporo, bo wprawdzie trening tylko 45-minutowy, ale w tym pół godziny biegu ciągłego w drugim zakresie. Czyli w takim tempie, w którym mówi się urywanymi zdaniami i trenuje prędkości bliskie startowym.

A najwyższy czas na to. Pierwszy jesienny start – 1 września w Kabatach. Potem pewnie jakiś kontrolny półmaraton, a pod koniec września – Maraton Warszawski. Zamierzam tam pobić rekord życiowy, uważam, że zrobiłbym sobie niezły prezent na czterdzieste urodziny (wypadają 10 dni później). Byłoby wunderfull.

Updated: 12 marca 2009 — 18:55

Nie ma możliwości dodania komentarzy do Archium Bloga.

Zapraszam do komentowania nowych wpisów ksstaszewscy.pl/blog/.