To już jutro! Ujawniamy datÄ™ wiosennej PolskiBiega i ogÅ‚aszamy sensacyjny nabór! A dziÅ› dopadÅ‚o mnie zmÄ™czenie. DogoniÅ‚o mnie na 15-16. kilometrze dÅ‚ugiego wybiegania i poszÅ‚o sobie dopiero, kiedy pół godziny przesiedzieliÅ›my razem przy stoliku w gazetowej stołówce nad talerzykiem saÅ‚atki Å›ledziowej i ze styropianowym kubeczkiem coli wielokrotnie napeÅ‚nianym. UmówiliÅ›my siÄ™ o 8.40 pod GazetÄ… z biegajÄ…cym szefem. MiaÅ‚o być wolno, bo jak może pamiÄ™tacie biegajÄ…cy biega za szybko. Nasz duet ma sens, bo ja z kolei biegam za wolno. WiÄ™c razem biegniemy na kompromis i efekt treningowy jest bardzo sensowny. DokÄ…d? WzdÅ‚uż trasy siekierkowskiej, a potem waÅ‚em siekierkowskim. Kapitalna trasa, cztery minuty od redakcji czÅ‚owiek już biegnie jakby parkiem tyle że z drogÄ… szybkiego ruchu nad gÅ‚owÄ…. A 20 minut od redakcji, na wale, wbiega w Mazowsze, po prawej ziemia orna, a po lewej wiÅ›lane chaszcze. Chaszcze jeszcze tu wrócÄ…. Ile czasu? NieÅ›miaÅ‚o zaproponowaÅ‚em półtorej godziny. BiegajÄ…cy podbiÅ‚ do „dobrej półtorej godziny", a ja sprawdziÅ‚em, że „chÄ™tnie dwie". Czyli lecimy godzinÄ™ przed siebie. SÅ‚owo lecimy jest tu jak najbardziej na miejscu, bo popychaÅ‚ nas lekki wietrzyk w plecy. Po godzinie, hen za kopalniÄ… piasku, zawróciliÅ›my i okazaÅ‚o siÄ™, że ten wietrzyk jest teraz huraganem prosto w twarz. Co robić? Nic, trzeba biec. W pewnym momencie wymyÅ›liÅ‚em, że zbiegniemy na dół, może bÄ™dzie mniej huraganowo, akurat jest Å›cieżka w chaszczach. Pierwsze co siÄ™ staÅ‚o na dole, to poÅ›lizgnÄ…Å‚em siÄ™ na bÅ‚ocie i z trudem utrzymaÅ‚em równowagÄ™. Drugie – biegajÄ…cy siÄ™ w tym samym miejscu przewróciÅ‚. Trzecie – Å›cieżka siÄ™ skoÅ„czyÅ‚a po 100 metrach, trzeba byÅ‚o wracać na górÄ™. Czwarte – po kolejnych 200 metrach biegajÄ…cy odkryÅ‚, że nie ma iPoda, który mierzyÅ‚ nam dziÅ› dystans, tyle że z 10-procentowym przekÅ‚amaniem. PiÄ…te – wróciliÅ›my 200 metrów i znaleźliÅ›my iPoda. Szóste – pobiegliÅ›my dalej, ale byÅ‚o już mocno ciężko. KoÅ„czyliÅ›my w milczeniu, w tym stanie, kiedy czÅ‚owiek koncentruje siÄ™ tylko na wÅ‚asnych ruchach, stara siÄ™, by byÅ‚y oszczÄ™dne, mechaniczne, maszynowe. Nie zmniejszyliÅ›my nawet specjalnie tempa (choć trochÄ™ spadÅ‚o z jakichÅ› 4:50 na poczÄ…tku do 5:20 pod koniec – ale te różnice to bardziej oddziaÅ‚ywanie wiatru niż gorsza praca mięśni). DobiegliÅ›my z ciaÅ‚ami udrÄ™czonymi i umysÅ‚ami w nirwanie, czyli gotowi do przestawienia funkcji życiowych – posadzenia ciaÅ‚a na fotelu w siedzibie korporacji i uruchomienia umysÅ‚u. WÅ‚aÅ›nie dopiÅ‚em colÄ™. PamiÄ™tacie o nawadnianiu? DzieÅ„ przed ważnym biegiem kupujÄ™ sobie półtoralitrowÄ… mineralnÄ… i – niezależnie od herbat, Å‚yków coli, szklaneczek soku – wypijam całą butelkÄ™. Może to, a nie wiatr albo odzwyczajenie od dÅ‚ugich wybiegaÅ„, byÅ‚o głównÄ… przyczynÄ… dzisiejszego masakrycznego zmÄ™czenia. Nie powinno siÄ™ takiego treningu robić po jednej herbacie. Biegacz musi pić. Â
Nie ma możliwości dodania komentarzy do Archium Bloga.
Zapraszam do komentowania nowych wpisów ksstaszewscy.pl/blog/.