Jak spędziłem wigilię wiosny? Wydeptałem sobie w śniegu 150-metrową ścieżkę i robiłem podbiegi. Wyżej wbiec się nie dało, kopny śnieg.
W piątek pojechaliśmy do Zakopanego na dopięcie szczegółów w pensjonacie, w karczmie. Ubrałem się w marynarkę, żeby wyglądać na pana młodego, a nie zbłąkanego turystę i kląłem potem z zimna. Wiało, śnieżyło, mroziło.
Po południu zrobiłem porcję podbiegów. Taki trening na śniegu to podwójna siła, bo nogi grzęzną, jest ślisko, trzeba tupać z góry. Ścieżka, którą dałem radę wydeptać była krótka, więc zrobiłem 12 powtórzeń. Prysznic, obiad i czułem się jak młody bóg.
Aż do momentu, kiedy wieczorem odwiozłem Moją Sportową Żonę do Krakowa, czekaliśmy na autokar, którym MSŻ miała jechać na kurs (instruktora narciarstwa), wiało i mroziło, ja cały zakapturzony, ona uszczęśliwiona perspektywą wyjazdu i promieniejąca jak nastolatka, podchodzi kierownik wyprawy, wita się z dwoma kursantkami, rzuca okiem na mnie i wypala: – Tatuś?
O rany, ale się obciachowo poczułem. Całe to sprawne, trenowane na ścieżkach ciało w sekundę stało się flakiem. Można gonić młodość, ale zorane czoło i tak cię zdradzi.
– Nie, mąż – odparowała MSŻ, bo ja stałem jak zamurowany. W tym momencie facetowi zrobiło się głupio, a ja marzyłem, żeby się obudzić.
Po pięciu minutach zaczęliśmy się z tego śmiać. A po dziesięciu postanowiłem, że nie będę tej pestki dusił w sercu, tylko opowiem o tym wszystkim w realu i w sieci. Ale uwiera.
W sobotę trenowałem szybkość, po Rabce, na bocznych uliczkach i po nieodśnieżonych chodnikach. Moje ulubione 6 interwałów – 3 minuty szybko, 2 wolno (na początku biegajcie odwrotnie – 2 szybko, 3 wolno). I zaliczyłem 7 zjazdów z Maciejowej z córką przedszkolakiem. Ależ zrobiła postępy, skręca nie jak dziecko, a jak narciarka.
Plan treningowy miałem zaliczony, ale i tak w niedzielę pobiegałem. Bo o 11. córka przedszkolak poszła do drugiego taty, a ja jechałem do pracy (do Krakowa, a potem Rzeszowa) dopiero o 16. Mamusia i tatuś MSŻ pojechali na narty do Szczyrku, więc pogadaliśmy trochę ze szwagierką o perspektywach życia w Irlandii, obejrzeliśmy Justynę Kowalczyk (jest wielka!) i zaliczyłem jeszcze raz Maciejową. Tym razem na spokojnym godzinnym bieganiu (nie treningu), bez trzymania tempa, tętna, tylko dla przyjemności, żeby poczuć powiew górskiego wiatru na pooranym zmarszczkami czole.
ocobiegatu
2009/03/23 17:24:49
Temat tak mi bardzo bliski , ze muszę nawiązać..).
Otóż miałem lepszy numer , kilkanaście lat temu na wakacjach nad Balatonem recepcjonistka w hotelu uznała mnie za …męza mojej teściowej.
Moja żona ( nie sportowa tylko zwykła) pekała ze śmiechu , jak i wszyscy…
Urlop przechlapany – teściowa ciągle mówiła – mężu zrób mi kawy….) Pocieszałem sie , że recepcjonistka owszem polski zna ale nie do konca albo i tym , że teściowa strasznie młodo wygląda..No fakt , wtedy nie biegałem albo bardzo mało i waga była z 10kg więcej…)
–
johnson.wp
2009/03/23 18:03:35
Panowie, jest na to wszystko rada – wkrótce prawdziwa wiosna i wreszcie będziemy mogli pokazać nasze młode nogi! Ja mam zamiar się wyeksponować już w niedzielę na półmaratonie poznańskim. Niech patrzą…
–
szewc
2009/03/24 09:45:58
Szkielet nie pękaj – „praw fizyki Pan nie zmienisz…”, ale pomyśl sobie jak kolega mądrala, próbuje wytrzymać Twoje tempo chociaż na 10K; pomoże na pewno
–
truchtacz
2009/03/24 17:16:02
Dziś rano źle nastąpiłem na stopę i lekko skręciłem ją w kostce. Oczywiście pojawiła się opuchlizna i lekki ból (szczególnie po dłuższym siedzeniu). Od razu obłożyłem ją workiem żelowym i aplikuję na opuchliznę Altacet. Czy jest jakakolwiek szansa, żebym do niedzieli poczuł się pewnie i mógł wystartować w Poznaniu? Oczywiście już bez szaleństw – byle ukończyć…
–
starywilma
2009/03/25 17:11:52
Truchtacz
Mnie taka kontuzja kiedyś wyłączył z treningów na 3 tygodnie, ale może dlatego, że ja już mam dawno za sobą 60-tkę i pewno regeneracja już nie taka.
–
wojciech.staszewski
2009/03/25 17:48:05
truchtacz – w zeszłym roku identycznie „załatwiłem” biegającego szefa na wspólnych kilometrówkach (bo to ja wymyśilłem, żeby je robić w pełnym nierówności lesie kabackim) – w czwartek przed poznaniem i nie było szans, żeby pobiegł.
jedno co możesz teraz zrobić to lodowaty żel, altacet i jeśil wierzysz w Boga, to modlitwa.
musisz niestety zmienić końcówkę przygotowań, żadnych kilometrówek, ostrych treningów. w piątek spróbuj potruchtać, to ci da odpowiedź.
trzymam kciuki.
–
kwasizur.4
2009/03/25 18:00:38
dawno nie pisałem, Mój ostatni ” wyczyn” : przełajowe 8 km. w Blachowni, czas 43.57. , niestety. Szkielet , porwałem sie na niemożliwe, 13 września zamierzam pobiec we wrocławskim maratonie, mam nadzieje że mogę liczyć na cenne porady.Pozdrawiam