tatuś? – 23 marca 2009

Jak spędziłem wigilię wiosny? Wydeptałem sobie w śniegu 150-metrową ścieżkę i robiłem podbiegi. Wyżej wbiec się nie dało, kopny śnieg.

W piątek pojechaliśmy do Zakopanego na dopięcie szczegółów w pensjonacie, w karczmie. Ubrałem się w marynarkę, żeby wyglądać na pana młodego, a nie zbłąkanego turystę i kląłem potem z zimna. Wiało, śnieżyło, mroziło.

Po południu zrobiłem porcję podbiegów. Taki trening na śniegu to podwójna siła, bo nogi grzęzną, jest ślisko, trzeba tupać z góry. Ścieżka, którą dałem radę wydeptać była krótka, więc zrobiłem 12 powtórzeń. Prysznic, obiad i czułem się jak młody bóg.

Aż do momentu, kiedy wieczorem odwiozłem Moją Sportową Żonę do Krakowa, czekaliśmy na autokar, którym MSŻ miała jechać na kurs (instruktora narciarstwa), wiało i mroziło, ja cały zakapturzony, ona uszczęśliwiona perspektywą wyjazdu i promieniejąca jak nastolatka, podchodzi kierownik wyprawy, wita się z dwoma kursantkami, rzuca okiem na mnie i wypala: – Tatuś?

O rany, ale się obciachowo poczułem. Całe to sprawne, trenowane na ścieżkach ciało w sekundę stało się flakiem. Można gonić młodość, ale zorane czoło i tak cię zdradzi.

– Nie, mąż – odparowała MSŻ, bo ja stałem jak zamurowany. W tym momencie facetowi zrobiło się głupio, a ja marzyłem, żeby się obudzić.

Po pięciu minutach zaczęliśmy się z tego śmiać. A po dziesięciu postanowiłem, że nie będę tej pestki dusił w sercu, tylko opowiem o tym wszystkim w realu i w sieci. Ale uwiera.

W sobotę trenowałem szybkość, po Rabce, na bocznych uliczkach i po nieodśnieżonych chodnikach. Moje ulubione 6 interwałów – 3 minuty szybko, 2 wolno (na początku biegajcie odwrotnie – 2 szybko, 3 wolno). I zaliczyłem 7 zjazdów z Maciejowej z córką przedszkolakiem. Ależ zrobiła postępy, skręca nie jak dziecko, a jak narciarka.

Plan treningowy miałem zaliczony, ale i tak w niedzielę pobiegałem. Bo o 11. córka przedszkolak poszła do drugiego taty, a ja jechałem do pracy (do Krakowa, a potem Rzeszowa) dopiero o 16. Mamusia i tatuś MSŻ pojechali na narty do Szczyrku, więc pogadaliśmy trochę ze szwagierką o perspektywach życia w Irlandii, obejrzeliśmy Justynę Kowalczyk (jest wielka!) i zaliczyłem jeszcze raz Maciejową. Tym razem na spokojnym godzinnym bieganiu (nie treningu), bez trzymania tempa, tętna, tylko dla przyjemności, żeby poczuć powiew górskiego wiatru na pooranym zmarszczkami czole.

 

Updated: 23 marca 2009 — 18:55

  1. ocobiegatu

    2009/03/23 17:24:49

    Temat tak mi bardzo bliski , ze muszę nawiązać..).
    Otóż miałem lepszy numer , kilkanaście lat temu na wakacjach nad Balatonem recepcjonistka w hotelu uznała mnie za …męza mojej teściowej.
    Moja żona ( nie sportowa tylko zwykła) pekała ze śmiechu , jak i wszyscy…
    Urlop przechlapany – teściowa ciągle mówiła – mężu zrób mi kawy….) Pocieszałem sie , że recepcjonistka owszem polski zna ale nie do konca albo i tym , że teściowa strasznie młodo wygląda..No fakt , wtedy nie biegałem albo bardzo mało i waga była z 10kg więcej…)


    johnson.wp

    2009/03/23 18:03:35

    Panowie, jest na to wszystko rada – wkrótce prawdziwa wiosna i wreszcie będziemy mogli pokazać nasze młode nogi! Ja mam zamiar się wyeksponować już w niedzielę na półmaratonie poznańskim. Niech patrzą…


    szewc

    2009/03/24 09:45:58

    Szkielet nie pękaj – „praw fizyki Pan nie zmienisz…”, ale pomyśl sobie jak kolega mądrala, próbuje wytrzymać Twoje tempo chociaż na 10K; pomoże na pewno


    truchtacz

    2009/03/24 17:16:02

    Dziś rano źle nastąpiłem na stopę i lekko skręciłem ją w kostce. Oczywiście pojawiła się opuchlizna i lekki ból (szczególnie po dłuższym siedzeniu). Od razu obłożyłem ją workiem żelowym i aplikuję na opuchliznę Altacet. Czy jest jakakolwiek szansa, żebym do niedzieli poczuł się pewnie i mógł wystartować w Poznaniu? Oczywiście już bez szaleństw – byle ukończyć…


    starywilma

    2009/03/25 17:11:52

    Truchtacz
    Mnie taka kontuzja kiedyś wyłączył z treningów na 3 tygodnie, ale może dlatego, że ja już mam dawno za sobą 60-tkę i pewno regeneracja już nie taka.


    wojciech.staszewski

    2009/03/25 17:48:05

    truchtacz – w zeszłym roku identycznie „załatwiłem” biegającego szefa na wspólnych kilometrówkach (bo to ja wymyśilłem, żeby je robić w pełnym nierówności lesie kabackim) – w czwartek przed poznaniem i nie było szans, żeby pobiegł.
    jedno co możesz teraz zrobić to lodowaty żel, altacet i jeśil wierzysz w Boga, to modlitwa.
    musisz niestety zmienić końcówkę przygotowań, żadnych kilometrówek, ostrych treningów. w piątek spróbuj potruchtać, to ci da odpowiedź.
    trzymam kciuki.


    kwasizur.4

    2009/03/25 18:00:38

    dawno nie pisałem, Mój ostatni ” wyczyn” : przełajowe 8 km. w Blachowni, czas 43.57. , niestety. Szkielet , porwałem sie na niemożliwe, 13 września zamierzam pobiec we wrocławskim maratonie, mam nadzieje że mogę liczyć na cenne porady.Pozdrawiam

Nie ma możliwości dodania komentarzy do Archium Bloga.

Zapraszam do komentowania nowych wpisów ksstaszewscy.pl/blog/.