W tym tygodniu trenowałem w różnych strefach geograficznych i klimatycznych, ale zawsze w zimie.
Najpogodniej było we wtorek rano w Rzeszowie. Małgosia, jedna z bohaterek reportażu, która też biega (choć reportaż wcale nie sportowy) powiedziała mi, że podbiegi mogę zrobić na Lisiej Górze, od rynku wzdłuż Wisłoka, minąć tamę i wybiec za miasto. To naprawdę przyjazne miasto, skoro z centrum do granic biegnie się 15 minut. Nawet wyszło słońce i nie było śniegu.
Wieczorem przejechałem do Rabki i to było coś jak rajd transsyberyjski. Do Nowego Sącza ok, ale potem zaczęło sypać jak z brody świętego Mikołaja, przyprószyło drogę, zwoniłem do 50, potem 40, 30 km/h. Przed Kasiną Wielką miejscowością Justyny Wielkiej jest wielka góra. Na poboczu stały TIR-y na awaryjnych, które nie dawały rady podjechać, jedna osobówka pewnie na letnich oponach, wjeżdżałem na jedynce. Zakopałem się dopiero w Rabce, kiedy elegancko zjechałem na skraj drogi, żeby przepuścić inny samochód i potem przez 10 minut wyrywałem się z zaspy.
Na środę wypadło długie wybieganie. Skróciłem je do 25 km, bo przez godzinę przedzierałem się przez śnieg po kolana. Możecie sobie wyobrazić bieg w tempie kilometr w jakieś 11-12 minut? Powinienem właściwie włączyć awaryjne.
Na koniec wybiegania powinno być ośmiokilometrowe przyspieszenie do tempa maratonu. Niezbyt mi to wyszło, bo zamiast kilometra w 4:00 udało się utrzymać tempo 4:30. Albo ja się nie nadaję do takich treningów, albo to wina zlodowaciałych chodników w Rabce, albo nie wiem co.
W czwartek robiłem kilometrówki, trening pod superkompensację, jak naucza guru Skarżyński. Już w domu, w Warszawie, ale też przez śnieżną krainę. Tyle śniegu w całym mieście, nie widziałeś tego jeszcze przynajmniej w przededniu kwietnia. Normalnie załamka. Przez ten mróz miałem dziś podły nastrój i brakuje mi Mojej Sportowej Żony, w pracy zepsuł mi się telefon, myszka od komputera wysiadła, a drukarka nie chciała wydrukować mojego rozliczenia delegacji do Amelii z Lublina. Jedno dobre, że Wysokie Obcasy potwierdziły, że biorą tekst o Amelii, pójdzie tydzień po świętach.
A kilometrówki też nie imponujące. 5 razy w tempie po 3:59-4:00, czyli raczej na maraton, nie połówkę. Dopiero szósta w 3:49 czyli szybciej niż będę biegł w niedzielę półmaraton.
W piątek przylatuje do Polski Maria z Libanu. Mam być jej pacemakerem, atakujemy rekord Libanu (kobiet) w półmaratonie: 1:23. Dziś dotarła do mnie odpowiedzialność: normalnie, jak pobiegnę trochę gorzej, to mogę poprawić wynik w następnym biegu. A tu zadanie jest bardzo konkretne i nie ma poprawek.
Trzymajcie kciuki, w następnym odcinku napiszę, jak nam pobiegło.
sfx
2009/03/27 07:05:24
A u mnie zgoła inne klimaty.
Ale po pierwsze, jak sobie życzysz… życzę powodzenia jako pismejker
Co do klimatow Koszalina i okolic, to wczoraj mialem 14k w szybszym tempie w drugim zakresie (wyszlo 4:55). Ale nic to w porownaniu do pogody.
10 rano. Zero wiatru. Zero chmurki. Temperaturka ok. 8 w skali znanego nam typka. Nic, tylko rozłożyć się na plaży, do której w trakcie całego biegu mam 100m. Przy tym super lasek na końcu Łazów pięęęęknyyy. A do tego rozciąganko przy szmerze niemal lustrzanego Bałtyku. Ehhh.
O 16 była spacerowa powtórka lokalizacyjna przez półtorej godzinki po plaży 🙂
–
truchtacz
2009/03/27 20:58:31
Opuchlizny każdego dnia ubywa. Chodzę już normalnie (bezboleśnie). Jutro spróbuję przebiec kilka kilometrów i ocenić swoje szanse na przetrwanie 21km w niedzielę.
–
pict
2009/03/28 09:48:36
U mnie przygotowania do półmaratonu w sumie też były przy okazji przygotowań do debiutu 3 maja na Silesia Marathon, ale do środy liczyłem, ze uda się może złamać życiówkę (1:30:58). Niestety czwartkowy trening wypadł przez przeziębienie, więc może być różnie. Katar wciąż jest (może za 24 h już go nie będzie) – a za chwilę wychodzę na ostatnie leciutkie rozbieganie. Tak czy inaczej powinno być fajnie jutro – jak nie życiówka, to fajne zawody.
–
johnson.wp
2009/03/28 10:40:57
Oj przydałby mi się taki pacemaker ale zeby mnie ciagnął na lejcach 🙂 trzymac kciuków nie obiecuję bo w niedzielę będa mi sie rączki pociły…
–
wqu
2009/03/28 21:35:49
Wojtku, piszesz, że trening wytrzymałości tempowej pod superkompensację robisz w czwartek i dodajesz, że tak radzi guru Skarżyński. Ale Skarżyński w „Biegiem przez życie” pisze, że robił go w środę, ale … jak był młody. Po trzydziestce przesunął go na poniedziałek, a jeszcze pięć lat później – na niedzielę. I pisze na ten temat tak: „Po 35 roku życia daj organizmowi cały tydzień na odpoczynek, biegając już tylko rozbiegania z przebieżkami”. To jak ma być?
–
truchtacz
2009/03/29 14:36:54
Pobiegłem spokojnie i dobiegłem poniżej 2h. Stopa na szczęście nie dawała powodów do niepokoju, chociaż ciągle jest lekko napuchnięta i jeszcze lekko boli przy wyginaniu na boki.
–
sfx
2009/03/29 19:39:54
Gratuluje wszystkim Waszych połówek.
Po wyniku widze Szkielet 1:24 z zaplanowanych 1:23. Daj szybko znać czy to wystarczyło do rekordu.
A ja muszę się pochwalić. Zrobiłem długo i powoli.
Wyszło 24,5km w tempie 5:24!!! przy srednio 147bpm. hurrra. Pierwsze 21097 wyszło 1:53:30, patrząc od końca byłoby ostatnie 21097 w czasie 1:54:33, czyli szybciej niż moja pierwsza oficjalna połówka w Pile (1:56:12)
–
sfx
2009/03/29 20:14:37
A biegłem trasą:
Dom – Mielno – Dom 🙂
–
wojciech.staszewski
2009/03/29 20:17:08
tak, do rekordu Libanu zabrakło minuty. podbieg na Sanguszki okazał się gorszy od górek w Bejrucie. więcej jutro.
wqu – guru Skarżyński rzeczywiście zaleca kilometrówki pod superkompensację o dzień, dwa wcześniej. dla mnie to za późno, muszę mieć bodziec bliżej startu, sprawdziłem na własnej skórze. wy też sprawdźcie na własnej, jaki moment jest optymalny dla was.
–
wqu
2009/03/29 22:26:42
A mnie się Wojtku wydaje, że nic Wam nie zabrakło. Nie wiem jak Twój GPS, ale mój zmierzył 21,3km. Nie sadzę by mógł się aż o 200m pomylić. Może się mylę, ale jak patrzę na mapę trasy, to z Królewskiej na Wierzbową mieliśmy biec przed samym Grobem Nieznanego Żołnierza. A biegliśmy naokoło placu. A to jest 200m róźnicy. Dwieście metrów więcej lub mniej i tak bieg był super. Wspaniałe przeżycie. I mam swoją pierwszą życiówkę półmaratońską 1:54:43 🙂
–
pict
2009/03/29 23:14:26
U mnie też jakieś 150 metrów więcej, ale to przez mijanie innych pewnie.
W każdym razie moje obawy okazały się bezpodstawne i udało się pobiec 1:28:15 – teraz czas na debiut maratoński 3 maja.
–
johnson.wp
2009/03/30 19:10:18
W Poznaniu też biegali 🙂 Było nas ponad 1700, pogoda znakomita, a nawet ciut za bardzo, bo słońce wręcz prazyło. Mam nową życiówkę – 1:44:39, czyli prawie dwie min lepiej od planów! SFX – forma widzę znakomita, no nie wiem jak długo pobiegniemy razem w Krakowie, bo możesz mnie zarżnąć 😉 Ja mimo wszystko robię to na wyższym pulsie. Nie wiem co otym mysleć. Pólmaraton biegłem na pulsie 170, co dało srednio 5:04, a potem miałem 6 km finisz w tempie 4:42 przy pulsie 177+/-2. Zupelnie to nie pasuje do przepowiedni mądrych głów. Co do tygodnia przed startem to z powodu snieznej nawalnicy – ostatnie szybkie bieganie było w srodę, natomiast w sobotę moja żona zaproponowała mycie okien i to był chyba mój strzal w dziesiątkę ;))
–
sfx
2009/03/30 19:43:23
johnson… no tak… tylko ty jestes rocznik 65, a ja 77… wiec 12 latek roznicy… moje osiagi sa tym samym bez porownania o ponad dekade gorsze 🙂