Z kontuzją nawet niebo jest bardziej zachmurzone. Ale przynajmniej słońca blask nie mąci obrazu świata.
Coś poszło nie tak. Jak widzę te chore kolana, naciągnięte czworogłowe, naderwane achillesy czy złamania zmęczeniowe pod blogiem, to dwugłowy napina mi się z przerażenia jeszcze bardziej. Niedługo administratorzy polskabiega.pl podłączą nam chyba zbiorową kroplówkę.
Jedni właśnie mają kontuzję, inni wracają do biegania. I będą biegać do następnej kontuzji. Na olimpiadach jest bieg z przeszkodami, ale to chyba my to bardziej uprawiamy. Ściślej: bieg z kontuzjami.
Co robimy nie tak, że nie biegniemy po zdrowie, tylko po schorzenia? Dziki – wiem, przeciążył się olbrzymim kilometrażem w dodatku dobił się zbyt szybkim tempem i brakiem regeneracji. Trafiony zatopiony. Quentino – wygląda to na efekt uboczny eksperymentu z nadmiernym tempem. Trafiony. Szkielet – na jesieni to było proste: rozciąganie po łebkach. Ale teraz – do zakopania jeden krok? Jeden fałszywy krok i efekt, jakbym kopał się z koniem.
A reszta? Przyznam, że zacząłem omijać opisy kolejnych podblogowych kontuzji, nie kojarzę dokładnie, kto w tej chwili leży w szpitalu, kto się rehabilituje, a kto próbuje kontuzję rozbiegać. Ale słyszę, że syreny karetek non stop wyją.
W piątek nie biegałem, zrobiłem tylko brzuszki, bo praca. Z przyjemnością za to przejechałem się na rowerze na rozmowę z rozmówcą po drugiej stronie Lasu Kabackiego. W sobotę przejechaliśmy się na rowerach po Ursynowie całą rodziną. I jeszcze uzupełnienie, ważne: były ćwiczenia propriocepcji (podnoszenie flamastra palcami u nóg plus wspięcia na palce) oraz płotki z kija od szczotki (wersja mało dynamiczna, ale poprawiająca ruchomość w stawach). Trening biegowy był dopiero w niedzielę.
Z dużą radością pobiegłem w niedzielę rano do Lasu Kabackiego. Czuję, że fajnie odpocząłem w czasie przerwy kontuzyjnej, tempo 5:00 na kilometr stało się moim naturalnym wolnym tempem. Urok lasu, ciepło z nieba, Seweryn Krajewski na słuchawkach i tłumy, naprawdę kilkadziesiąt osób, które spotkałem na ścieżkach – to wszystko tak mnie nakręciło, że po 40 minutach zdecydowałem się na BNP. Podkręciłem tempo do 4:30, potem do 4:15, a ostatni kilometr zrobiłem w 3:50.
Noga zaczęła boleć w okolicy tempa 4:20.
Po treningu się podłamałem. Mrozić? Rozciągać? Smarować? Nie pękać? Biegać? Nie biegać?
Nie wiem. Zadzwoniłem dziś do Ewy W., bo sama do tego zachęcała na wizycie w Ortorehu. Plan jest taki: parę dni bez biegania. Potem powrót do truchtania. Na razie naprawdę bez szybszych treningów. Kolejne zaplanowane na wiosnę starty stają pod znakiem zapytania i stoją tam tupiąc mocno, żeby zwrócić na siebie uwagę. Od siebie dołożę do terapii voltaren w tabletkach, tym razem nie w podwójnej, ale zwykłej dawce, żeby na dłużej rozłożyć leczenie. Ewa W. zaleciła jeszcze smarowanie voltarenem, to przynosi ulgę.
Wyjdę z tego, wrócę na ścieżkę. Ale jak nie wdepnąć zaraz w kolejną kontuzję?
Może każdy powinien sobie przemyśleć, co go gna do biegania? Mnie gna zabawa w sportowców. Może to znaczy, że trzeba trenować mądrze. Nie tylko realizować odpowiednią liczbę jednostek treningowych – wytrzymałości ogólnej, siły i szybkości (a raczej wytrzymałości szybkościowej). Ale uzupełnić bieganie gimnastyką, nawet jeśli brzmi to tak śmiesznie, jak w starej piosence Maryli R.
A może to nie wystarczy? Może się nie da bawić w ciężko trenującego sportowca i wytrzymać to fizycznie? Może próbujemy fiatem seicento (takim carem podrywałem Moją Sportową Żonę 😉 przejechać z Paryża do Dakaru?
A może jest jeszcze inaczej. Może sportowcami zostają tylko najtwardsi. Może cała selekcja, która dokonuje się w szkołach mistrzostwa sportowego, to nie wychwytywanie talentów, ale wychwytywanie organizmów, które są w stanie znieść lata ciężkiego treningu. Metodą prób i błędów. W jednej klasie 29 osób wcześniej czy później dorobi się kontuzji, a jedna wytrenuje się do poziomu mistrzowskiego? Nie wiem.
MSŻ wróciła właśnie z zajęć. Godzina stepu (wchodziliście kiedyś godzinę po schodach?) i godzina ABT (wzmacnianie mięśni brzucha, ud i pośladków). Ciekaw jestem, jak ona wytrzymuje swoją orkę bez kontuzji?
quentino-tarantino
2010/05/24 21:59:00
Wojtek – ja mimo wszystko patrzę w przyszłość biegową optymistycznie 😉
Co do Twojej diagnozy – być może masz rację ale przemyślałem podczas tej kontuzji (plus tego nieszczęścia) całe moje bieganie od początku. Moje wnioski:
– gołym okiem widziałem i widzę, że u mnie jest problem od zarania – mam „naturalnie skopaną” lewą nogę. I dotychczasowe kontuzje dotyczą wyłącznie jej…natura kulpa,
– mięśnie nóg chroniące przed kontuzjami – przez 39 lat były braki i zacząłem bieganie wzmacniając WSZYSTKIE INNE mięśnie tylko nie TE CO TRZEBA – moja kulpa,
– pojechałem ostro – moja kulpa.
Ale uczmy się na swoich i zaprzyjaźnionych błędach i kulpach 😉
–
sten2007
2010/05/24 22:02:40
Często wydaje się nam, że jestesmy sportowcami. Stawiamy sobie jakieś ambitne cele, niby po to żeby mieć motywację do jeszcze wiekszej pracy, niby po to żeby pokazać sobie jakimi jestesmy twardzielami w dążeniu do celu. W czasie mordęgi w Katowicach, gdy już wiedziałem, że nie będzie zaplanowego celu przegadałem całe 10 km z niesamowitymi ludźmi. Tam pod koniec stawki w oklicach czasu 4:15 – 4:30 zaczyna się inne bieganie. Celem przestaje byc czas, celem jest ukończenie biegu w jak najlepszej formie. Tam jest cała masa ludzi, którzy mogą biegać maratony co tydzień. Może o to chodzi. Wojtek, nie powinieneś pisać takich tekstów. To nie jest budujące, to jest wprawianie w stan refleksji. A przecież my to twardziele co nic nas nie złamie.
–
czepiak.czarny
2010/05/24 22:24:03
I’ve Got Soul But I’m Not A Soldier – The Killers
Rano znów pięta przypomniała sobie, że jest i dawno nie dała mi tego odczuć, tym razem dobrała się w parę z panem Achillesem.
Pobiegałam (potruchtałam), bardzo wolno, musiałam. Z dwojga złego pobiegać z bólem, który po chwili zanika i pomyśleć czy spędzić 2 godziny z fajkami na balkonie i pomyśleć wybrałam pierwszą opcję. Nie wiem, która wersja jest zdrowsza.
–
ocobiegatu
2010/05/24 22:36:20
Ja bym nie stawiał na twardziela w bieganiu. Bo może to byc twardzielstwo rzekome..:).
Ktos naprawdę dobry…wcale nie musi być twardzielem…
Twardziel to nieraz ktoś kto musi sobie coś udowadniać a jak ktos musi sobie coś udowadniać , że jest taki dobry to nieoczekiwanie może tez oznaczac , że tak naprawdę jest i czuje się słaby a ta przykrywka „udowodnienia sobie” ma mu pomóc w pewnych kompleksach.
Skomplikowane to ale nie jest to jasne jak słoń …że kazdy mieniony twardziel jest twardzielem…:). Dobry reżyser filmowy nie walczy z dziennikarzami co robia na niego nagonkę na przykład przy okazji jakiejs drobnej wpadki. On nie jest twardzielem co wrzuci im stek wyzwisk ale zna swoja klasę, podchodzi do sprawy spokojnie , on nie musi nic nikomu i sobie udowadniać , on jest dobry i tyle …nie bedac twardzielem…:).
–
bober.blox.pl
2010/05/24 22:47:28
Bieganie to często miłość bez wzajemności. Kontuzje łapią nas przez to, że najczęściej jesteśmy sami sobie trenerami. Biegacz jakby z definicji nie miał głosu własnego rozsądku. Każdy ból próbujemy rozchodzić, rozbiegać, a nie tędy droga. Regeneracja Panie i Panowie! Uznajmy w końcu drzemkę za formę treningu 😉
–
piotrek.krawczyk
2010/05/24 23:01:59
Biegam żeby dogonić. A co, to już inne pytanie. Ale dogonić, a nie przegonić. „Puścimy się pędem, może dogonimy te 2-3 lata”. – konkurs Dzikiego z nagrodą w postaci biegacza/biegaczki na auto z przesyłką do domu. Skąd ten cytat? John – tak jest jak piszesz. Selekcja olimpijczyków: kto wytrzyma zostaje, kto nie wytrzyma renta inwalidzka.Pracownikiem Ośrodka mojego Stowarzyszenia jest były zawodnik kadry średniodystansowców. 400 biegał poniżej 50 sekund, robił wyniki, aż się skończyło. Biodro, kręgosłup, dużo żalu do systemu szkolenia sportowego. Świetny terapeuta i może dobrze dla swiata, że skończyło się ze sportem.
Dziki
–
piotrek.krawczyk
2010/05/24 23:06:07
Cześć Bober. Tak jest jak piszesz. Drzemka i regeneracja.
–
andante78
2010/05/25 07:43:04
Mąż Klamerki, kiedy patrzy na swoją kontuzjowaną żonę, która stara się rozbiegać swoje boleści, mówi z wyraźną przekorą, „a podobno bieganie jest zdrowe” :-), a kiedy Agnieszka planuje, co tu jeszcze fajnego kupi do biegania, wtedy Kuba mówi (znowu przekornie) „a podobno bieganie to najtańszy sport” 😉 itd. Oczywiście to kibicuje Agnieszcze i nam zazdrości biegania (prawda Kuba? :-)), a sam biega tylko okazjonalnie, ostatnio w ramach akcji PB – wygrał nawet z dyrektorem szkoły. I odgraża się, że nie jest to jego ostatnie słowo.
Jak już kiedyś wspominałem, mnie kontuzje póki co szczęśliwie omijają, choć wynika to raczej z głupoty niż z przyjętej strategii (zobaczymy po Rzeźniku ;)). Po prawdzie jednak, mam swoje skryte uzasadnienie tego stanu, ale na razie nie zdradzę, bo to jeszcze jest faza empiryczna ;).
–
fajka
2010/05/25 08:50:50
Rzeczywiście dość refleksyjny wpis trenera.
Ja nie biegam tak długo jak większość z Was (półtora roku z kawałkiem) i poważna kontuzja jeszcze mnie nie dopadła. Choć mam pewne doświadczenia z pierwszych miesięcy mojej przygody z bieganiem, kiedy gnałem bez opamiętania, dokładałem kilometrów na wyrost, myślałem, że im więcej tym lepiej. Spokorniałem kiedy coś lekko w kolanie strzyknęło, kiedy staw skokowy mocno poczułem..Wówczas nadszedł czas refleksji, poszukiwania wiedzy, konsultacji i planowania. Dziś tygodniowy kilometraż to ok. 50 km i w tym sezonie znacznie chyba go nie zwiększę. Chcę się rozwijać powoli i mieć radość z biegania. Dbam o regenerację i słucham organizmu. A od pięciu miesięcy regularnie dołożyłem trzy razy w tygodniu siłownię (lekko – średnia ogólnorozwojówka), co jak myślę też ma wpływ na moje ogólne funkcjonowanie i sprawność. Na razie bez kontuzji, ale czytając o Waszych udrękach strasznie się jej boję. Serdeczności dla wszystkich kontuzjowanych, nie gniewajcie się, ale ja bynajmniej nie zamierzam nigdy dołączać do Waszego grona, choć zacne ono jest 🙂
Ocoboiega – rozważałem Twoje zaproszenie do Wrocławia 5 czerwca, ale w tym samym dniu w Bielawie, tuż obok mnie odbędzioe się Bieg Szlakiem Buntu Tkaczy Śląskich na 10 km. Poczuwam się niejako do obowiazku uczestniczenia w imprezach biegowych na moim terenie.
–
biegofanka
2010/05/25 09:00:24
Wojtku – więcej wiary… pokora już jest… Biegać, jak najbardziej biegać… z głową oczywiście. Zaszczepiłeś w wielu nas tę formę rekreacji i nie mamy zamiaru przestać, a że trzeba myśleć i wsłuchiwać się w organizm, to już inna sprawa. I o tym właśnie pisz Wojtku, żeby nie trzymać się sztywno planu treningowego, tylko słuchać się, patrząc na swoje postępy, patrzeć też na swoje predyspozycje, aktualną formę, biorąc pod uwagę tryb życia… nie za wszelką cenę super wyniki. Chodzi o to, żeby biegać nie szybko i krótko, tylko może wolniej, a dłuuugo, tak do końca? Dla mnie byłoby super:))
Wszystkim biegaczom tutaj obecnym, mającym chwilową niedyspozycję, życzę wyjścia obronną ręką z tego:))
–
sten2007
2010/05/25 09:05:09
Ocobiegatu – strasznie zapętliłeś. O ile dobrze zrozumiałem, to im ktoś twardszy tym ‚miętszy’:). Siłacze to słabeusze którzy chcą ukryć woje słabości.:) Chudzi to zakompleksione grubasy:)
Moim skromnym zdaniem trzeba zdecydowanie rozdzielić bieganie amatorskie od zawodowego. Jak ktoś jest młody, traktuje sport jako wyczyn, to ryzyko poważnej kontuzji jest wkalkulowane w cały proces treningu. Ale my amatorzy jesteśmy z innej bajki. Mamy swoje cele, ambicje i często nie zdajemy sobie sprawy z konieczności dbania o równomierność naszych poczynań. Mam na myśli: rozgrzewkę, wychładzanie, rozciąganie, ćwiczenia ogólnorozwojowe, odnowę biologiczną, itd. Niech się wypowie w tej sprawie Wojtek, ale zgaduję, że na każdą godzinę biegania powinna przypadać godzina na pozostałe czynności. I tu pojawia się już problem. Dla prawie każdego z nas, bieganie jest ważnym dodatkiem do coddzinnego życia, ale tylko dodatkiem. Staramy się maksimum z niego spędzić w butach, gdzieś w terenie, a nie na jakiś nudnych ćwiczeniach.
–
kalabris
2010/05/25 09:27:14
oj, faktycznie zrobiło się tu refleksyjnie…Powiem jak to jest u mnie. Dla mnie bieganie to (przepraszam za nadmierną wzniosłość wszystkich twardzieli) to medytacja w ruchu. Pamiętam ten”pierwszy raz”, gdy poczułam to tak dogłębnie… jakby ktos odkurzaczem przewietrzył czaszkę, a następnie mózg zresetował… Nowa „ja”.
Bieganie to tez LAS – moja prawdziwa świątynia. To nowe ścieżki
–
kalabris
2010/05/25 09:31:58
dziś o 7.00 poszłam na podbiegi do lasu. Zaplanowane – 10 sztuk. Ale ciężko, chociaz psina dawała z siebie wszystko, by zmotywować panią. Wyszło 8…wiecie… dużo ślimaków było na trasie… Nie, nieprawda. Nie było mocy. Trudno. Tak jak w sobotę, gdy z biegającym małżonkeim zaplanowaliśmy wybieganie ok 1,5h. On miał moc, ja – nie. Ale było mimo to pięknie! Wspaniałe, kręte, pagórkowate leśne ścieżki, słońce między koronami drzew, ech.. I świadomość, że jest się zdrowym, że można…że można tak razem ganiać po lesie jak w harcerskich czasach. Miód na serce moje
–
kalabris
2010/05/25 09:35:36
a po co mi zawody? i te analizy czasów, te życiówki? bo to daje jakiegoś nieokreślonego kopa. Spotkanie innych biegaczy, żart przed i po, rozmowa z sobą w trakcie biegu. No i na starcie nie ma biednych i bogatych, tych z karierą i tych robotników zwykłych, tych na stanowiskach i tych klientów urzędów pracy. Wszystko zostawiamy za sobą. Jesteśmy sami ze sobą, ogołoceni, zdani tylko na siebie…I dajemy radę
–
biegofanka
2010/05/25 10:34:46
A jeszcze co do myślenia „z głową” przy bieganiu. Mam ochotę wziąć udział w biegu na Ślężę w tę sobotę (to już bieg górski), ale mąż próbuje mi to wybić z głowy mówiąc, że powinnam dbać o stawy;)
–
ocobiegatu
2010/05/25 10:38:23
Już dawno naukowcy udowodnili , że twardzieli dzielimy na pospolitych i rzekomych..:).
Tak jak żuczki pospolite i rzekome itd..:).
Twardziel prawdziwy to twardziel co wie , że nie przeskoczy siebie ani 1,8m w skoku w dal..Ćwiczy to długo i mądrze .
Twardziel rzekomy jest pewien , że jest twardzielem ,on przeskakuje siebie , przeskakuje 1,8m …spada , łamie poprzeczkę i nogę a pózniej nazywa sie twardzielem i chce aby go podziwiac.
–
sfx
2010/05/25 11:33:47
oco. skok wzwyż ma się rozumieć :). w dal to by było tak – wpada w piach po szyję i nie może się wydobyć 🙂
–
sten2007
2010/05/25 12:39:48
oco – jest jeszcze kilka wariantów – np. przeskakuje 1,8 i nic sobie nie łamie, albo nie daje rady a i tak sie łamie. To są twardziele „rzekomo pospolici” i twardziele „nierzekomo niepospolici”.
–
quentino-tarantino
2010/05/25 14:39:57
Wojtek – wracając do tytułu Twojej ostatniej opowieści z mchu i paproci – się za żadne skarby nie zgadzam 😉 Nie wiem jak Ty ale ja jestem sportowcem, nawet jeśli amatorem i popaprańcem to bez dwóch zdań sportowcem 😉
Co więcej, gdyby ugryźć dość mocno sens „bycia” sportowcem to jesteśmy nimi bardziej niz niejeden tzw. oficjalny sportowiec…
Bez biegania chodzę taki nabuzowany jak Winchester gotowy do strzału 😉
kalabris – zgadzam się z Tobą w 100% co do uczestnictwa w zawodach. Biegam dla przyjemności, dla odskoczni, dla zdrowia ale też i dla pokonywania swoich małych szczytów 😉 Rześkie powietrze w porannym lesie, sarenka i wiewiórka na trasie (bo to nie Kampinos z łosiami) sa dla mnie tak samo ważne jak dobry czas na zawodach. A z kontuzji prędzej czy poźniej mądry biegacz wyrasta 😉 Kontuzje tak jak świnkę i buty Relaksy trzeba przeżyć…
–
ocobiegatu
2010/05/25 16:12:09
ja w każdym razie oświadczam , że nie czuję się sportowcem i nie muszę nim być , do szczęscia mi ta nazwa nie jest potrzebna. Jestem kreacyjno-rekreacyjny..:).
Sam przyznaję też iż jestem biegaczem rzekomym , który się podśmiewuje z biegania -pełen luzik , kilometraż w tym roku tygodnio poniżej 10km.
Ale chodziarzem to jestem pospolitym..:)
–
quentino-tarantino
2010/05/25 17:50:28
oco – się nie czujesz ale jesteś 😉 Zmartwię Cię jeszcze bardziej, tak jak jeden z bohaterów literackich…uważaj bo mówisz prozą 😉
–
czepiak.czarny
2010/05/25 19:43:21
Ten wpis buzuje mi w głowie od wczoraj.
Nie jestem i nie będę sportowcem, może nigdy też nie będzie mi dane przebiec maratonu, choć jest to moje wielkie marzenie, mam takie a nie inne stawy i resztę aparatismusa ruchowego. Po części to geny, ale też dzielnie na nie zapracowałam przez dźwiganie nadmiernych kg przez prawie całe dotychczasowe życie. Stawy są wredne, często nie wiem, czy to one bolą i wtedy najlepiej służy im rozruszanie czy też to efekt uboczny ćwiczeń. Boję się łykać przeciwzapalne, rok żyłam bez nich, gdy niedawno zaczełam je jeść zamarkowały mi problemy ze stopą we wczesnej fazie. Tak źle i tak niedobrze.
Dla zdrowia psychicznego muszę biegać, inaczej nie daję rady, zwłaszcza teraz, gdy jestem przed konfrontacją, trudną i bardzo dla mnie ważną. Może przeceniam bieganie, ale wydaje mi się, że to głównie dzięki niemu zaszłam tak daleko w walce o siebie, nigdy jeszcze nie stałam tak mocno na swoich słabych nogach 😉 🙂 Oco, to nie znaczy, że bieganiem coś sobie udowadniam, że leczę w ten sposób kompleksy. Raczej to jakaś „autoterapia”.
Gdy we wrześniu ub.r., po 4 miesiącach truchtania, w tym jednym przerwy piszczelowej, dopadła mnie myśl by przebiec półmaraton św. Mikołajów, robiłam wszystko, by nie ponieść się tej fali, wiedziałam, że to za wcześnie, że z moimi warunkami potrzebuję na to dużo więcej czasu. Może i maraton będzie musiał poczekać, nie wiem. I’ve got soul but I’m not a soldier, niestety.
Dla mnie ważniejsze od robienia planu na 100 % jest słuchanie siebie. Zaczęłam robić plan, który nie był przeznaczony dla mnie, z 5 treningami w tygodniu, i po 8 dniach myślałam, że wyzionę ducha, nie z powodu km, bo tych było mało, ale zbyt dużej częstotliwości treningów. Skończyło się awarią pięty. Gdybym słuchała siebie km byłoby więcej, ale bieganych co 2 dzień.
Biegofanko, Kalabris – podpisuję się pod Waszymi słowami 🙂
–
piotrek.krawczyk
2010/05/25 20:44:21
Cześć. Poryczałem się przy czytaniu tekstu Piotrka Hercoga w „Bieganiu”. O Biegu Rzeźnika i o tym do czego przygotowywałem się pół roku. Zew Połonin. Nie dla mnie. Wszystko było w tym tekście, żeby się Dziki rozkleił, zabralibyśmy jeszcze linkę holowniczą – świetny pomysł na kryzys w teamie. Weźcie linkę. Dziki
–
ocobiegatu
2010/05/25 21:21:14
Czepiak – a ja przeciez nic nie uogólniałem.
Jeden w bieganiu marzy o tym aby zachwycic teściowa , że przebiegł maraton, kogoś innego fascynuje walka ze sobą , kilometraż 200 tygodniowo i zmagania z kontuzjami ,ktos szaleje za obieganiem 20 razy dziennie swojej willi a jeszcze kogos innego interesuje bieganie tylko w tym aby sąsiadka nazwała go twardzielem , którym od dawna nie jest i nie byl nim nigdy..:). Niech każdy coś tam wydobędzie dla siebie . Jesli jednak to bieganie ma byc jak wydobywanie diamencików radości z kopalni to raczej trzeba się zastanowic aby to robic efektywnie i aby nas ściana nie przywaliła…:). Bo wtedy to bieganie naprawde nic nie jest warte i wypada przenieść się do kopalni z napisem Chód Sportowy co gwaratuje wypasione wydobycie..:).
No na poważnie- dla mnie bieganie nie zasługuje na kult i nic nie jest warte jesli ma przynosić kontuzje – a jesli tak to wtedy trzeba je po prostu w pewnym okresie (Aleksandra zdrobniale)ć…:) – a wtedy ono powróci do nas w pełnej krasie bo się wystracha , że np. kupimy sobie kijki NW…:)
–
czepiak.czarny
2010/05/25 22:16:17
Dziki, cholernie mi przykro.
Oco, nie mam absolutnie nic przeciwko NW, ale to mój koszmarny sen, sen, że nie będę mogła biegać i pozostanie mi tylko to. Gdy jestem w lesie, łapię zew 😉 nie potrafię iść na spacer do lasu. Przykład: byłam w sobotę, żeby sprawdzić jak idealna jest moja górka do przyszłościowych podbiegów, czyli pobawić się zasadami terenoznawstwa w praktyce. Marudziłam już na początku, przecież np. jak biegasz komary jakoś mniej gryzą niż podczas chodzenia. Potem odkryłam zagrożenie deszczem, widmo suszącego się prania i.. trzeba było pobiec do domu i je zabrać, to oczywiste, prawda? 🙂 Górki w efekcie nie obadałam.
Kopalnia odkrywkowa ChS pozostaje dla mnie do odkrycia na zaś 😉 Ocomistrzu Ch.S., wiem, do kogo zwracać się o porady 🙂
–
johnson.wp
2010/05/25 23:33:18
ocobiegatu – Twoje refleksje są wykładnią Twego zacnego pseudonimu 🙂 Podpisuję się pod nimi obiema rękami. Obie kategorie twardzielstwa – (a) żeby zaszpanować przed innymi, (b) żeby zrealizować jakieś marzenie, a nawet wizję siebie – obserwowałem wśród bardzo dobrych wspinaczy. Im dalej w las, czyli im trudniej, tym % pierwszych zdecydowanie spadał, czasem niestety na tzw. glebę. Dochodzi oczywiście kategoria (c) stadionowa, nie górska, podziwiana w telewizorach, czyli tzw. wyczynowcy – zbyt często opiera się na zasadzie, o której pisze sten – wyeksploatować swoje ciało, żeby zarobić jak najwięcej kasy. Niektórzy, Ci z głową, pożyją z tego dłużej. To jest twardzielstwo na pewien czas. Prawdziwy twardziel nie przestaje, nawet wtedy gdy inni nie widzą jaka to konkurencja.
kalabris – jednak to Twoje wyjaśnienie jest dla mnie idealne. Bieganie to nowe ścieżki. Piękna sentencja do medytacji 🙂
–
tomikgrewinski
2010/05/26 00:43:26
To ja dla poprawy statystyki z lekka nuta optymizmu napisze tylko ze po 6 tygodniach cwiczen rehabilitacyjnych w ortoreh i 4 tygodniowej przerwie w truchtaniu jestem juz w pelni sil.od kilku tygodni robie juz 4 treningi tygodniowo … pauza uswiadomila mi co istotnego trace nie biegajac,i ze strachu przed kontuzja zaczalem bardziej przykladac sie do rozgrzewki i do rozciagania.mam nadzieje ze troche mnie to uchroni,
choc tak jak pisze Sten wciaz brakuje mi na to czasu i wolalbym go spozytkowac w butach niz na cwiczeniach…
–
klamerka.1
2010/05/26 08:35:07
Ostatnio często zastanawiam się co takiego jest w tym bieganiu (mam teraz czas na zastanawianie się – zimą mocno próbowałam być twardzielem rzekomym, a teraz leżę pod poprzeczką już trzeci miesiąc i co rusz próbuję się podnieć). I już wiem to bardzo wyraźnie – kiedy biegam czuję się wolna. I czuję wtedy, że żyję dwa razy.
–
klamerka.1
2010/05/26 08:37:21
Andante brutusie!! To ja płaczę do słuchawki nad niezrealizowanym biegiem, a Ty wypisujesz: „Po prawdzie jednak, mam swoje skryte uzasadnienie tego stanu, ale na razie nie zdradzę”??? Poczekaj!!! Zatęsknisz jeszcze do jajeczek kurki zielononóżki i szyneczki od tatusia!!
–
quentino-tarantino
2010/05/26 09:48:18
10 DNI POSTU ZAKOŃCZONE
Przed jutrzejszym rezonansem postanowiłem wyjść na małe roztruchtanie. 10 dni było bardzo pracowite – codzienne rozciąganie, zestaw ćwiczeń „kołderkowych” i kilka razy domowa siłka. Praktycznie codziennie pracowałem nad wzmocnieniem układu jezdnego.
Brałem pod uwagę 3 km wolnego tuptania ale po tej trójce zobaczyłem, że wszystko działa doskonale i dodałem „od siebie” jeszcze 2km. Tempo wolne ok.5:50.
Gdybym nie miał wcześniejszego doświadczenia to skakałbym teraz z radości – zero bólu, wszystko doskonale funkcjonowało, pięknie.
Niemniej jednak w podświadomości pozostaje niepokój czy aby na pewno będzie wszystko dobrze. Jestem dobrej myśli ale bez huraoptymizmu.
Teraz mam zamiar spokojnie dawkować sobie kolejne dystanse z umiarkowanym tempem. Wszystko z jeszcze większym wsłuchiwaniem się w podszepty organizmu.
Jeśli dziś zobaczycie w swoim mieście, lesie, na trasie biegowej kogoś ze słońcem na twarzy to pewnie będę to ja 😉
–
ocobiegatu
2010/05/26 10:00:13
Quentino-ptaszek z (ptaszkiem) wyleciał z klatki ! …:).jak to miło, znów poczytamy o BNP…Byle spoko bo inaczej będzie rokokoko , jak mawiała pewna kura co mówiła – bieg to bzdura..:). Quentiono – specjalnie dla Ciebie nie piszę już prozą..:)
Czepiak – zew to zew , piekna sprawa jak zewał tak zwał , jak poczujesz zew na chodzie to chetnie pomoge.
Johnson – chyba dzieki Tobie polubie wspinaczke. Bo w moim wieku juz sila zaczyna sie liczyc a nie sama szybkosc..:). Skipa w zyciu nie zrobie ale wspinaczki do wyobrazni przemawiaja.
–
ocobiegatu
2010/05/26 10:11:09
Muszę jednak poprawic ten spontaniczny wierszyk na cześc Quentino- na porządnego osmiozgłoskowca..:)
Wyjść z kontucji trzeba SPOKO
bo inaczej KOKOKOKO
jak mawiała pewna kura po co biegac ? bieg to bzdura..:)
–
quentino-tarantino
2010/05/26 11:24:09
oco – trzeba być ostrożnym z tymi porównaniami do ptaszków…mamy piękne orły bieliki, sokoły, demony ale mamy też..kolibry i..sępy 😉 Jaki znak mój – orzeł biały, poproszę 😉
–
tomikgrewinski
2010/05/26 22:53:01
sluchajcie a jak to jest z tym bieganiem boso po plazy…
bo ja w zeszlym roku po 20 minutach mialem juz odciski i wiecej nie sprobowalem…
–
wojciech.staszewski
2010/05/26 23:24:45
biegaj po 10 minut na początek. plaża dobra, piasek dla stopy aktywizujący, bezpieczny. a i trening siłowy mega mega.
–
johnson.wp
2010/05/27 00:01:27
tomik – u mnie po godzinie biegania po plaży wyskoczył problem z piętą – stopa grzęznąc w piachu wyginała się nieortopedycznie
sfx, andante, dziki (prezesie) – spokojnie, powyzszy opis dotyczy zeszłego roku. Na ten rok przewiduję raczej kapiele błotne :))) Zajrzyjcie do super fotoreportarzu picasaweb.google.pl/doliniarze.com.galeria.nr.1/Rzeznik2009#5347650259089649186
Dla mnie The Best. Chciałbym żeby nam też tak sie powiodło. Nie mogę się juz doczekać. Chyba pojawia sie wymagany „głód biegania”, ale jestem konsekwentny i dzisiaj znowu rower, 1h/27km.
–
sfx
2010/05/27 07:00:19
Piękna galeria.
Po artykule jestem pod wrażeniem. I zazdroszczę Wam przygotowania Rzeźnickiego.
Będę najzieleńszym SFinXem na trasie 🙂
Choć szczerze mówiąc, przebyłem przez zaspy w zimie i robiłem w sumie kilka ładnych wybiegań 30 i 30+, no i pracowałem w falistym terenie – czyli tak jak to opisują 🙂
Piasek – po plaży na boso… pęcherze pojawiły się ok. 15k (na dużych paluchach), a miałem jeszcze kawał z powrotem – było ok. 20-25k, ale wtedy przesadziłem… lepiej faktycznie przyzwyczaić nogi.
Wtorek: 20k +/-600
Tętno: średnio 150 (hrmax192)
Tempo: 5:36 – stanowczo za mocne
Środa: 10k (pierwsze 5,3k na +/-180, reszta +/-90) Tempo: 5:59 – w normie
Tętno: średnio 138bpm – nadspodziewanie dobre – w trakcie nie spoglądałem, bo wydawało się, że jest nie najlepiej… a w najgorszym momencie 161… dawno nie było tak dobrze.
–
bolek.03
2010/05/27 11:04:05
Johnson-super zdjęcia. Ja nieśmiało myślę o Rzeźniku 2011. Wszystko zależy od jesieni 2010;)
–
johnson.wp
2010/05/27 14:01:27
oco – pomóz – po obejrzeniu zbliżeń na dolne kończyny u Rzeźników zabieram się na poważnie za szycie skarpet z goretexu i mam pytanie do ocobudowlańca jaka jest najmocniejsza taśma wodoodporna żeby okleić buty. Mam w piwnicy taką bitumiczną do reperacji papy dachowej ale wtedy waga butów może być zbyt duża
–
johnson.wp
2010/05/27 14:03:26
sfx – jak zzieleniejesz za mocno to Cię oskrobiemy z glonów, nie bój nic
–
sfx
2010/05/27 15:11:54
Dżonson. słuchaj. daj sobie spokój ze spec-technicznymi wymyślunkami. daj przyrodzie się troszkę sponiewierać. wynalazki chyba tu niewiele pomogą, a mogą uprzykrzyć tylko zabawę. już widzę te techniczne zabiegi podczas biegu, gdy coś zacznie się odklejać, zwijać, zawijać czy cokolwiek innego. butki i tak się zmoczą i tak…
–
johnson.wp
2010/05/27 17:23:12
Sfiks, odklejanie taśmy już przerabiałem i to rzeczywiście jest kicha, ale też nie raz przerabiałem rozmięknięte stopy. To może zabawę po prostu zakończyć, a więc od stóp zależy połowa sukcesu. Wyobraź sobie że tracisz czucie w podeszwach (mi jednego razu w górach wróciło dopiero po dwóch dniach) albo że robią Ci się nie zwykłe bąble a dziury, tak np. na 5mm w głąb. Buty zmienisz dopiero w Cisnej, a skarpety zmienisz ze cztery razy. Oprócz tego warto mieć przy sobie ze dwie pary. Poza tym przy każdej zmianie smarowanie. Zabawa będzie dopiero wieczorem 🙂
–
ocobiegatu
2010/05/27 19:44:54
johnson – nie mam pojecia jaka to moglaby byc tasma . Sa rozne tasmy uszczelniajace baseny albo dylatacje (szczeliny) miedzy budynkami ale sily sa male no bo ile moze „chodzic” budynek jak sloneczko przygrzeje i sie mu chce troche porozciągać..
No fakt , budynki lubią ćwiczenia rozciągające..:). A pozniej sie fasady rysuja.
Moze skierowac uwage na medycyne – jakies bandaze czy co tam , licho wie..:)