Bankowcy

Normalnemu człowiekowi krew w żyłach płynie. U mnie chyba biega. Bieganie mam w sercu jako pasję. W planie tygodnia jako kamienie milowe. A ostatnio coraz bardziej w pracy. W jednoosobowej działalności gospodarczej, ale o tym na końcu. W pracy w gazecie, bo już pierwsze trąby oznajmiają nadbiegającą akcję Polska Biega. W pracy dodatkowej na Agrykoli, we wtorek zrobiliśmy z bankowcami zawody na 5 km. Wszyscy, którzy biegli i teraz, i w listopadzie poprawili się w przedziale między pół, a 3 minuty.

Nie mogliśmy biegać dookoła kanałku, bo z powodu meczu Legii z Ruchem ścieżka była zamknięta przez służby, obstawiona przez policjantów z psami, zaaresztowana. Przenieśliśmy się więc na stadion obok, stałem i liczyłem okrążenia. Widziałem cudowną ekonomię biegu u wszystkich zawodniczek i zawodników poza jedną osobą. Z wyglądu nieznaną. Zagadałem, próbując skorygować lekko brak przedniego wahadła i pracy rąk – okazało się, że kolega nie chodził na treningi, biegał na własną nogę.

Wiedziałem, że z bankowcami tym razem nie pobiegam, więc wtorkowy trening zrobiłem rano, po ping pongu z robotem i coli z Dzikim. Sześć pętli po 666 m na ul. Agrykola. Jak to się robi? Agrykola to podbieg, po 333 m jest z prawej strony charakterystyczne ukośnie rosnące drzewo. Biegłem do góry te 333 m dość szybko (w tempie ok. 4:10 na kilometr, co oznacza, że trochę się opieprzałem, bo w najlepszych czasach biegałem po 3:50 i to na samą górę, pełne 500 m), a potem od razu 333 m na dół jeszcze szybciej (ok. 3:20-3:40). Gdzie ta szybkość? Muszę ją dogonić przed Raszynem.

W środę – łagodne BNP. Łagodne, bo długo, ponad 20 min. prawie przetruchtałem w pierwszym zakresie, byłem po wtorku trochę wymęczony w nogach. Potem 15 minut po 4 hakiem na kilometr i 8 minut poniżej 4.

W czwartek tylko brzuszki, na które w środę zabrakło mi zapału. Oraz herbata z Markiem T., który finiszuje właśnie z organizacją Półmaratonu W. Ma już prawie 4 tys. zapisanych i opłaconych uczestników. Kilkuset więcej niż w zeszłym roku dobiegło do mety. A tu jeszcze tydzień z hakiem.

Bankowcy też biegną. Metodą prób na danych źródłowych zestawioną z kalkulatorem McMillana stworzyłem ładny wzór: wynik półmaratonu to 5 razy wynik z 5 km odjąć 5 minut. U Was się sprawdza?

Dziś nadrabiam to, czego nie napisałem nie o bieganiu. Piszę w pewnym sensie o bankowcach, a raczej o ich klientach. Długi, kredyty, spłaty – opisuję pętlę kredytową, mechanizm wpadania w bagno. Człowiek nie może tylko biegać w obłokach, czasem musi też chodzić po ziemi.

Moja Sportowa Żona też posadziła mnie na ziemię z naszą działalnością czyli sierpniowym obozem biegowym pod hasłem Kancelaria Sportowa Staszewscy. W poniedziałek dzwoni do pensjonatu w Rabce ustalić z panem szczegóły zaliczki. I będziemy musieli się zdecydować, ile miejsc rezerwujemy. 20, a może tylko 15 albo 10?

Bez ściemy jest tak, że mamy parę wstępnych deklaracji – dwie od blogowiczów znanych z imienia i nicku – ale żadnych konkretów i dużo znaków zapytania. Mnie to tak kręci, że jestem gotów ryzykować, że chętni się pojawią. Nie wyobrażam sobie sierpnia bez obozu. Tylko trochę się boję, czy nie będę sobie w ramach obozu biegał sam ze sobą i w dodatku spał jednocześnie w 20 łóżkach jak ten król z opowiadania Stanisława Lema. Pamiętacie, jak on się nazywał?

Lema próbowałem słuchać na empetrójce, ale nie zdzierżyłem. Wgrałem sobie dzisiaj nowego Murakamiego, coś o Kafce. Jeśli Kamil się spóźni na jutrzejsze długie wybieganie, to biegnę z Murakamim.

Updated: 17 marca 2011 — 18:55

Nie ma możliwości dodania komentarzy do Archium Bloga.

Zapraszam do komentowania nowych wpisów ksstaszewscy.pl/blog/.