Wróciłem do miasta. Nowe Centrum Warszawy staje się moim drugim domem, tak jak Las Kabacki, tak jak droga na Gassy, tak jak stadion na Agrykoli.
Zawsze staram się rozpocząć przygotowania do wiosny co najmniej tydzień przed świętami, żeby na ścieżkach w Gorcach już być w gazie. Jak Kinga powie to biegniemy na Stare Wierchy, a wiadomo, że powie – to nawet nie o to chodzi, że nie chcę zostawać z tyłu, tylko żeby to był trening budujący, a nie degradujący. Do kolejnych stopni w treningu trzeba się przygotować pokonując wcześniej niższe piętra. Jak w pałacu kultury.
Pierwszy bieg z pracy robiłem w piątek. Już na drugim dużym skrzyżowaniu wyciągnąłem z kieszeni telefon i zacząłem cykać foty. Jakie to miasto ładne. Dotąd zwykle przez nie przejeżdżałem metrem i nie widziałem, jaki np. pałac zrobił się niezwykły. W otoczeniu tych manhatanów pałac wygląda jak zabytek, jak stary obraz wśród pocztówek z Ikei.
MDM – i znów historia. Warszawa odbudowywana, piosenka o mojej Warszawie przekuta w kamień i przystosowana do mieszkania. A nawet więcej – do życia; to tu w jednej knajpce robiliśmy niedawno zamknięcie sezonu z Podopiecznymi KS Staszewscy, to tu w innej spotkałem się niedawno z dwoma znajomymi i wróciłem niezdrów.
Z pracy do domu mam akurat półtorej godziny. W piąteczek finiszuję o pięć minut wcześniej, bo odbieram po drodze Małego Yodę z treningu piłkarskiego, więc dokręciłem te pięć minut na szkolnej bieżni.
Tydzień zakończyłem niezłym kilometrażem jak na pierwszy tydzień treningowy – 50 km. I niezłym wynikiem w parkrunie jak na sprawdzian po roztrenowaniu – 20:45. Spadłem o jakieś 10 s. na kilometr, a odzyskałem chęć do walki. O wiadomo co prawdopodobnie w Łodzi. Trzeba się będzie zapisać niebawem.
A tu zdjęcie z kina Moskwa. To tu stało kino, w którym grali Czas Apokalipsy, przed którym stacjonował patrol wojska i które sfotografował na wieki wieków Chris Niedenthal. Dziś to centrum Warszawy. Ale już nie takie nowe, bo nowe będzie zielone i przyjazne. Bardziej dla pieszych albo biegaczy, a nie tylko dla samochodów.
1 thought on “Bieganie po mieście”
Wojtku, polecam trase przez Emilii Plater, campus Politechniki, a potem Al Niepodleglosci albo Kazimierzowska. Mniej spektakularne widoki, ale mniej spalin 😉