Bieganie wzdłuż rzeki

Kurde, nie naładowałem. Zero procent, nie będzie słuchania audiobooka. A szkoda, bo na spotkaniu towarzyskim w sobotę (czy ono było legalne, kurcze, kto wie, co jest legalne, co nie) pewna rowerzystka przypomniała mi o klasycznej książce, która mi umknęła w życiu, a jest na Audiotece. A „Kult” Orbitowskiego skończyłem na półmaratonie, polecam, historia która wciąga w bieganie.

No i stoję pod szkołą Małego Yody z dylematem – wrócić po słuchawki z kabelkiem do domu, ale wiadomo, że się wtedy wszystko opóźni, bo może jeszcze do łazienki, do kuchni, do schowka. Czy biec dzisiaj bez książki na uszach. Wybrałem ten drugi wariant, zamiast słuchać rozglądałem się i myślałem. I sam się czułem jak w książce.

Do lasu nie wbiegnę, bo ścieżki zlodowaciały. A nie chciałem znów biegać po 6:30, bo mnie to dołuje, nawet jeśli wiem, że to przez śnieg i podłoże. Sporo wzdłuż Przyczółkowej, skąd rzeka samochodów płynie z Konstancina i okolic do Warszawy, potem powrót na Ursynów wzdłuż Korbońskiego.

Zdjęcie z fejsbukowej strony PoWarszawsku. Al. KEN 1983 (na górze) i współcześnie. Widok w stronę Lasu Kabackiego, na pierwszym planie Natolin. Ćwierć wieku i co?

Biegnę i skoro powieść żadna mi się nie emituje, to sam zaczynam czuć się, jak w powieści. Powieść historyczna z początku XXI wieku. Gdyby komuś w XV wieku powiedzieli, że jego/jej poczucie, że ludzie się tłoczą na dukcie jest mylne, to byłby/byłaby zdziwiony/zdziwiona (nie no, Anka, nie da się z tą feminatywną hiperporawnością). Gdyby mu powiedzieli, że rzeka pomyj płynąca środkiem ulicy, zamieni się w rzekę samochodów, to by zdębiał.

Co stanie się z naszym światem? Samochody odejdą do przeszłości jak dziadersi z partii, w których zarządach 90 proc. stanowią mężczyźni? Papcio Chmiel w Tytusie przewidywał, że będziemy latać we własnych pojazdach. Ale może ulica stanie się metrem, tak jak przekaźnik staje się przekazem w „Galaktyce Guttenberga”. A może zniknie, bo nie będzie konieczności się przemieszczać na odległość większą niż jeden kilometr, co będziemy robili na nogach, rowerach, segwayach. Bo pracować będziemy zdalnie. Może połączeni z komputerami przez szczepionkę albo bardziej zaawansowane chipy. Jak król Midas z Bajek Robotów Lema staniemy się własnymi laptopami, nasze laptopy staną się nami. Zamieszkamy w sieci i staniemy się siecią.

Po godzinie dobiegłem do domu. 10 km w średnim tempie 5:47 min./km. Trochę wolno, ale może być, bo jednak na skraju Pól Wilanowskich nie dało się uniknąć śniegu.

Wzdłuż rzeki Wisły biegłem w piątek. Miałem w końcu prawdziwy wywiad, twarzą w twarz, umówiliśmy się w Gazecie. Wrzuciłem ciuchy cywilne do plecaka i cotygodniowy półmaraton zrobiłem przez Wilanów Zalewowy (nazwa własna, ale cela, bo ten wał jest obliczony pewnie na dziesięcioletnią wodę, może dwudziestoletnią). Słuchałem „Kultu” Orbitowskiego, wiem, że już pisałem, ale chcę napisać wyraźniej, że to świetna książka jest, od „Pokory” Twardocha nie czytałem czegoś równie dobrego. Pozdrowienia dla wszystkich Jeremiaszy ; )

Zdjęcia w biegu, bo spodobało mi się to słońce za plecami. Dawniej z życiu nie zrobiłbym zdjęcia pod słońce. Człowiek się jednak zmienia i rozwija.

Półmaraton wyszedłem w ostatnim tygodniu dziwnie. Bałem się mrozu (ale już zelżał), czy dystansu? Nie wiem. Na półmetku miałem średnie tempo 6:05, dramat. A potem zacząłem frunąć. Jak zbiegłem z zaśnieżonego wału, kilometry wskoczyły na 5:20-5:30, całkiem nieźle. Dlaczego nie umiem tak biec od początku?

Wziąłem pasek do mierzenia tętna. Średnie wyszło 148, na końcówce trochę finiszowałem i doszło do 166. A tempo średnie na koniec 5:53. Czas – tylko 2:04, najwolniej z dotychczasowych czterech połówek. Taki moment, lekki dołek. Jadę dalej.

Licznik sprawdzianów 2021. Treningowe półmaratony. Styczeń: 2:02:58, 2:01:39, 2:02:31, 2:04:10 (tętno z paska 148). Piątka po trasie parkrunu. Styczeń: 20:54.

Komentarze

5 thoughts on “Bieganie wzdłuż rzeki”

  1. Pict – ja sobie pozwalam do 150 biegać I zakres. Kiedyś miałem nawet 156, z jakiegoś testu na kursie trenerskim, ale szacuję, że mi tęno maksymalne poleciało w dół.

  2. > nie no, Anka, nie da się z tą feminatywną hiperporawnością

    Mi się bardzo podoba, że w angielskim w ciągu ostatnich latach pojawiło się po prostu używanie zaimków liczby mnogiej „they” zamiast „he/she”.

    „Gdyby komuś w XV wieku powiedzieli, że ich poczucie, że ludzie się tłoczą na dukcie jest mylne, to byliby zdziwieni” <- też nie brzmi źle.

Leave a Comment

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *