Biegnij ze mną na 49 minut. Twój zając

Przed Tobą Bieg Niepodległości. Jeśli wiesz, że możesz złamać – to możesz. A ja Ci w tym pomogę. Bo debiutuję w nowej roli – oficjalnego zająca na 50 minut. Takiego z balonikami i stoperem w brzuchu. (A za chwilę dwa słowa o motywacji).

Aktywna Warszawa pozwoliła już dziś pochwalić się zającowaniem. To dla mnie duży honor – poprowadzić grupę na złamanie 50 minut, to będzie chyba największa grupa łamaczy. I wyzwanie – do tej pory dwa razy biegłem jako pacemaker indywidualny. Raz z Pią Nehme, na rekord Libanu w półmaratonie (1:21), ale Pia osłabła na Sanguszki. Drugi raz z Kingą w jej debiucie na 10 km, zakładane 50 minut złamaliśmy z dużym zapasem, ponad minutę. Ale Kinga-zegarynka bardziej chyba pilnowała równego tempa niż ja, ja zająłem się motywacją.

Więc teraz, kiedy jest jeszcze czas sobie wszystko poukładać w głowie, chciałbym Was zmotywować przed startem. Trzema prostymi punktami (i czwartym malutkim).

  1. Jeśli wiesz, że nie możesz złamać jakiejś bariery – masz rację, nie możesz tego zrobić. Jeśli wiesz, że możesz pobiec poniżej 60, 50, 40 min. itd. – też masz rację. Możesz. Ja wiem, że to brzmi jak kołczowska gadka – ale to święta prawda. Żeby mieć szansę na złamanie bariery xxx, musisz w to wierzyć. Bez wiary w siebie nie może być wyniku. Nawet Elid Kipchoge – gdyby wiedział, że nie może złamać dwóch godzin w maratonie, to by ich nie złamał.
  2. Ale bieganie to nie czary mary. To że dasz sobie w głowie zielone światło na łamanie bariery, musisz mieć wytrenowane. Nie biega się głową, tylko fizjologią. Głowa może zepsuć fizjologię – nie pobiegniesz wtedy na wynik, na jaki jesteś gotowa/gotowy. Ale nie może jej zmienić – nie pobiegniesz na lepiej, niż jesteś przygotowana/przygotowany.
  3. Tylko samo wytrenowanie i zielone światło w głowie nie wystarczą. Musisz jeszcze udźwignąć ten bieg. Musisz dać radę wykonać odpowiednią liczbę kroków z odpowiednim rytmem, o odpowiedniej długości. Musisz wytrzymać narastające zmęczenie w nogach, ból mięśni. Musisz znieść wysokie tętno, pieczenie w płucach. Musisz wyjść ze strefy komfortu i biec w niej przez kilkadziesiąt minut.
  4. Te trzy punkty są najważniejsze, ale nie zaniedbaj mało efektownej sfery organizacyjnej. Każdy się chętnie pochwali, jak zacisnął zęby, zafiniszował, wytrzymał. Nikt się nie chwali, jak zadbał o odpoczynek w ostatnich trzech dniach przed startem, jak się nawodnił, jak zadbał o zapasy glikogenu, co zjadł, co wypił, jak się skoncentrował przed zawodami. A to szczegóły, które nie zapewnią lepszego wyniku niż ten, na który jesteś gotowy/gotowa, ale mogą dużo zepsuć.

Zdjęcie otwarciowe oraz to wyżej pochodzi z Biegu Niepodległości w 2012 roku. Ostanie, jakie zrobił mi na tych zawodach Janek. Kończymy rozgrzewkę z grupą Podopiecznych kilkoma przebieżkami. Na metaforę zającowania się nadaje i na wspomnienie o Janku w przededniu listopada.

Wtedy pobiegłem swoją oficjalną wiceżyciówkę na 10 km. Życiówka była rok wcześniej – 36:30 i ten bieg z wynikiem 37:19 odebrałem jako porażkę. Dziś nawet nie marzą o takim czasie. Ale nie o czas chodzi.

Wczytałem się w szczegóły biegu na Garmin Connect. Średnie tempo 3:42 min./km dziś mnie szokuje, ale bardziej w osłupienie wprawia mnie średnie tętno biegu – 179. Przy wymierzonym wówczas HRmax 187, osiągniętym zresztą także na finiszu.

Rozumiecie? 10 km przebiegłem z tętnem średnim powyżej 95 proc. HRmax, czyli mocniej niż w tempie interwałowym. Z odczuwalnym obciążeniem, jakie mamy podczas treningu interwałowego, ale nie w ostatniej minucie interwału, tylko przez ponad pół godziny biegu.

Popatrzyłem na średnie tętno na poszczególnych kilometrach. Na pierwszym jest 171, bo zaczynałem od wyjściowego poziomu, z powodu nerwów zapewne ok. 120-130. Tętno kolejnych kilometrów: 182, 181, 181… To ok. 97-98 proc. HRmax. Najniższe tętno miałem na siódmym kilometrze, kiedy zbierałem siły do finiszu – 178.

To było pół godziny elektrowni Żarnowiec w płucach. Pamiętam chyba jak paliło. Pamiętam, że to był dobry równy bieg. Najwolniejszy był trzeci kilometr (ten z pierwszym podbiegiem, zawsze tam zwalniam) – 3:53 min./km. Ostatnie dwa szybsze od przeciętnej – 3:39 i 3:33. Serce miało moc, bo tętno podskoczyło mi ze 179 na poprzednim kilometrze do 180 i 181 na tych dwóch ostatnich. Tak, pamiętam, że czułem się wtedy jak żywa emanacja Mocy.

Da się tak? Podobno się nie da, ale ja nie wiedziałem, że się nie da. Więcej – wierzyłem, że się da. Czego i Wam życzę za dwa tygodnie w Warszawie i nie tylko.

Podczas życiówkowego biegu na 36:30 rok wcześniej wyglądałem jak wyżej. Zdjęcie Andrzeja Chomczyka czyli Entre.

A poniżej nasze zdjęcie z niedzieli z Lasu Kabackiego. Ostatnia tegoroczna #10do10 – Dziesiątka do Dziesiątej – miała rekordową frekwencję: 35 osób. Nie wszyscy są na zdjęciu, bo ktoś się zagubił, ktoś pobiegł na drugie kółko. Ale wszyscy zrobili próbę generalną. Ja miałem biec na 50:00, ale postanowiliśmy w grupce pociągnąć mocniej – i wyszło 47:00. Na Biegu Niepodległości tego Wam nie zrobię 🙂

Próba nie jest po to, żeby wpadać w euforię albo załamkę. Tylko zobaczyć swoje mocne albo słabe strony. Możecie jeszcze zrobić taką próbę w najbliższą sobotę na parkrunie. Przed moim życiówkowym biegiem na dychę, pobiegłem zawody na 5 km na atestowanej trasie na Siekierkach. I stamtąd mam życiówkę na piątkę – 18:51.

Do mnie już życiówki nie wrócą. Teraz chcę zobaczyć wasze:

 

Komentarze

6 thoughts on “Biegnij ze mną na 49 minut. Twój zając”

  1. @Artur, @Anonim – coś mi się w tym moim samochwalstwie nie zgadzało. I dopiero teraz zobaczyłem – że to ponad 95 proc. HRmax (a nie „zaledwie” ponad 90). Już w tekście poprawione 🙂

  2. Pytanie, czy aby to na pewno HRmax. Ja będąc w formie, nie jestem w stanie osiągnąć HRmax. To mierzyłem tylko na wypoczęciu – start na świeżości po kontuzji, 9km w BC 2 i dopiero ostatni kilometr mocno z finiszem na max pod górę.

Leave a Comment

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *