Dycha w 50 minut

W niedzielę zrobiłem pierwszą próbę. Miała być dycha w równe 50 minut. Dlaczego i jak wyszło?

Treningów tydzień drugi. Spędziłem to w Rabce mając najlepszy tydzień jesiennych wakacji w życiu. Mimo tego, że zawalony pracą. Ale jeśli przed pracą idziesz sobie pobiegać na Maciejowej, na Krzywoniu, dzień wolny zamiast w niedzielę robisz sobie we wtorek i idziesz z Małym Yodą na Trzy Korony? Żadną kartą za to nie zapłacisz, bo żeby wszystko zadziałało, to musisz mieć jeszcze Domowe Przedszkole, a ściślej Babciowe Przedszkole. I warsztaty z Dziadkiem o jesieni w postaci zbierania grzybów w lesie na Piątkowej.

 

Bieganie w Rabce w tygodniu było trzy razy. Godzina z kawałkiem na Maciejową i prawie dwie godziny prawie na Stare Wierchy, bo trochę poplątałem sobie drogę przez Ponice, a potem dzikie szlaki. Tak lubię biegać po górach – abstrakcja topograficzna i abstrakcyjne wskazania zegarka.

Był jeszcze trzeci trening w Rabce – na bulwarach nad Poniczanką i w parku zdrojowym z Małym Yodą na rowerze. To był taki lekki rozruch, lekki fartlek, bo parę razy się pościgaliśmy do latarni. Otwiera nam się chyba nowa ścieżka do treningów easy. A w przyszłości biegów ciągłych.

Tak obiegany, obchodzony i zregenerowany wróciłem w sobotę do Warszawy. A w niedzielę przed wyborami zrobiłem sobie sprawdzian. Na naszej dziesiątce w Lesie Kabackim. A, uwaga, uwaga! W niedzielę 27 października robimy ostatnią w tym roku edycję #10do10 – czyli dychy z handicapem na tej samej trasie. Zaczynamy – przypomnę – w okolicy 9., każdy o swojej godzinie, tak żeby skończyć o 10.00. Zapraszamy Podopiecznych i Sympatyków. Można to potraktować jak próbę generalną Biegu Niepodległości na przykład. Przybywajcie!

Ja ten trening potraktowałem mniej więcej w ten sposób. Bo – to taka nieoficjalna zapowiedź na razie – mam w pewnym biegu na 10 km na jesieni zadebiutować w roli zająca. Na 50:00. Stwierdziłem, że dojście do takiego poziomu – żeby bieg na 50:00 był spokojnym startem, w którym nie będę musiał biec na 100 proc., tylko będę mógł motywować innych na 110 proc. – to odpowiednie wyzwanie na październik.

Pierwsza próba wypadła dość optymistycznie. Byłem ciekaw, co dała mi Rabka, gdzie jestem. Bo w jakiej Polsce, to się dowiedzieliśmy wszyscy w niedzielę wieczorem.

A w niedzielę rano wyszło: 50:02. Tętno średnie 159. Najciekawsze na wykresie z Garmina jest to, że najwyższe tętno miałem około 4 kilometra. A potem jakby organizm zaadaptował się do wysiłku i dojechałem do końca prawie na czas. Na zawodach będę chciał być oczywiście o 2 sekundy przed czasem, a nie po.

W ostatnią niedzielę tych dwóch sekund nie udało się urwać. Trochę się zagapiłem na kilometr przed metą, myślałem, że mam więcej zapasu. I finisz, jak widać na zdjęciu, trochę mnie kosztował.

Komentarze

1 thought on “Dycha w 50 minut”

Leave a Comment

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *