Młody tata chciałby biegać. Wiecie jaka jest do tego droga? Najpierw wysłać żonę na paznokcie.
Po kolei. Czytelnik – bo dziś jest Czwartek Czytelników – czyli gz_81 ze starej gwardii podblogowej napisał, że urodził mu się syn, co go uszczęśliwia, ale komplikuje bieganie: – Najpierw chyba trzeba sen uregulować i jak będzie z pięć godzin, rozpocznę jakoś negocjacje z żoną…

Poradzimy więc z żoną – Moją Sportową Żoną – na podstawie naszych doświadczeń. Odpytałem MSŻ, co jest najważniejsze dla żony, kiedy mąż chce biegać przy małym dziecku:
- Czas wolny. Jak miałam poczucie, że mam czas dla siebie – czy to zakupy, czy koleżanka, czy tenis, czy paznokcie, to nie miałam problemu z twoim ping pongiem i bieganiem. Wyjść z domu. Ewentualnie jak ty wychodziłeś z domu z Małym Yodą, a ja mogłam poczytać gazetę.
- Laktator. To wolność dla kobiet. Tylko taki elektryczny, ręczny to zawracanie głowy. Karmiłam Małego Yodę do drugiego roku życia, ale jak chciałam wyjść na trzy godziny, to odciągałam mleko, zostawiałam i nie było problemu. Jak Mały Yoda miał trzy miesiące, to przyjechała do mnie siostra z Irlandii i poszłyśmy na pół dnia na warsztaty fitness i mleko zamrożone poszło w ruch.
- Nie wisieć nad dzieckiem we dwójkę non stop. Wszyscy są wtedy zmęczeni – mama, tata i dziecko.
- Z obserwacji moich koleżanek, które są kwokami wysiadującymi dziecko, jakby ciągle było jajkiem, że one nie zdają sobie sprawy, ile zyskają wychodząc na chwilę z domu. Jeśli je bardzo kocha, to jak wyjdzie na dwie godziny, nie będzie go kochała mniej, a wręcz przeciwnie, z nową energią.
- Negocjacje z żoną powinny więc dotyczyć nie wyjścia faceta na bieganie, ale tego, żeby kobieta zaczęła wychodzić z domu i łapała oddech i relaks. Albo zabierania dziecka na dłuższe wyjścia, żeby mogła odpocząć w domu. Wtedy nie będzie miała problemu z tym, że mąż TEŻ chce wyjść.
- Niech tata podaje mamie w nocy dziecko do kamienia. Jak kobieta ma poczucie, że mąż się angażuje w opiekę nad dzieckiem to naprawdę negocjacje w sprawie wyjścia na bieganie są sporadyczne 😉
Gz zakończył dramatycznie: – Niech ktoś pocieszy, że jeszcze potrenuje poważnie, a nie już tylko jako pan tatko-sratko.
To teraz ja, jako poważny tatko. Trzy miesiące po urodzeniu się Małego Yody mało co nie zrobiłem życiówki na piątkę, 18:07. Sam do końca nie rozumiem dlaczego. Wtedy intensywnie trenowałem do półmaratonu, który się odbył dwa dni po urodzinach Małego Yody, a potem wyluzowałem z treningiem i niespodziewanie poleciałem.
Potem niestety kolejne półtora roku to były ciągłe niedosyty. Ale w tym roku, przed drugimi urodzinami Yody, zebrałem się do walki. Zakończonej porażkami, ale walczyć już mogłem.
Co może pomóc w treningach? Wpisanie ich w plan dnia. Zamiast jechać do pracy 35 minut (w korkach) robiłem godzinne wybieganie. Treningi w tygodniu minimalizować, niech to będzie półgodzinny akcent siłowy albo szybkościowy. Długie wybieganie – no cóż, wynegocjować (jak wyżej).
Wózek biegowy. Akurat mnie się z wózkiem biegało źle, tempo spadało mi przynajmniej o pół minuty, a bywało, że o minutę na kilometr. Ale znam biegaczy, którym wózek praktycznie nie przeszkadzał.
A i ja wspominam tamten czas pięknie. Długie wybiegania ze śpiącym Małym Yodą, wolny czas dla MSŻ, po prostu bajka. Jak MSŻ zaczęła biegać, to bywało, że wychodziliśmy we trójkę. Albo absolutnie magiczne podbiegi, które robiliśmy razem w ośnieżonej Rabce – dobiegliśmy z Małym Yodą do podnóża Krzywonia, on zasnął w drodze, postawiliśmy wózek na ośnieżonej polance i robiliśmy obok 10 trzydziestosekundowych podbiegów. Nasłuchiwaliśmy, było cicho, tylko śnieg chrzęścił i księżyc świecił.
Z wózkiem miałem jeszcze taką figurę: bieg na stadion przy Koncertowej (Mały Yoda usypia twardym snem), wózek przy bieżni, a ja sobie robię długie wybieganie na bieżni. Bieżnia na Koncertowej ma 333 m, więc jestem koło niego co jakieś 1:45. Jak się zaczyna wiercić, to można spróbować zrobić kółko z wózkiem. A jak to nie pomaga, to wracamy do domu.
Małe dzieci nie ułatwiają raczej treningu biegowego. Ale powodują, że musisz lepiej zorganizować swój czas. A lepsza organizacja życia, to też bardziej efektywny trening. Dasz radę!
To nasze sposoby – a jak u Was to wychodziło, wychodzi?
10 thoughts on “Jak biegać przy małym dziecku? Czwartek Czytelników”
To teraz ja, jako biegający tatko. Bieganie z wózkiem jest bezwzględnie dobrym pomysłem. Jest z tym trochę zachodu, no bo trzeba cały czas popychać, a jak pod górkę, albo błotko w lesie to robi się ciężkawo. Jednak uważam, że zakup wózka biegowego był zakupowym hitem ostatnich lat. Wojtek ma absolutną rację jeśli chodzi o „załatwienie” pewnych relacji na linii ojciec-matka. „Kochanie, mogę pójść biegać? – ależ oczywiście, weź małego i nie wracaj wcześniej niż za dwie godziny.” Cudnie, prawda?
Wózek łączy przyjemne z pożytecznym. Skoro małego trzeba i tak przewentylować, no to chyba dobrze jest polecieć z nim do lasu.. a jeśli się jest w lesie, to dlaczego nie pobiegać przy okazji?
Wózek biegowy ma jeszcze jedną zaletę. Zarąbiście się go prowadzi. Jest leciutki, zwrotny i tak wygodny, że używam go jak normalny.
Tyle ja.
Fenicjanka – twoje pytanie czeka na poleczce z odpowiedzią pani dietetyczki. Wkrótce się pojawi 🙂
Gratulacje i zorganizujecie sie! :-)Tez biegalam z wozkiem, najpierw glebokim dwa muesiace po urodzeniu marszo biegi poznuej z czasem juz wiecej buegi niz marsze az w koncu w 5mcu przesadzilismy się do biegającej spacerowki. Zaliczylam chyba wszystkie opcje: karmienie z butelki w biegu – mleko odciagniete tylko elektro! Wyezucanue butelek z wózka ups.. przystanek na karmienie na agrykoli. Treningi robilam wszelakie: bieg ciagly, interwaly, podbiegi na agrykoli. Wozek parkowalam u podnoza agrykoli i w drogę, albo na biezni i krecilam! Potem rozciaganie z mlodym na kocyku.:-) bezcenne! I nie mogę sie teraz dziwic ze moj syn nie chadza! On wszedzie biegnie!
Gdzieś to zapiszę, wydrukuję i jak kiedyś zdecyduję się na dziecko, to pokażę przyszłej matce mojego syna/córki 😀
Bohaterem odcinku jestem! Może być już tak co czwartek?? 🙂
Dziękuję bardzo MSŻ i Wojtkowi. Rady biorę sobie do serca i doceniam bardzo trud zadany, aby mi odpowiedzieć.
Młody ma już 4 tygodnie. Dzielimy się na spanie raz z nim i raz w pokoju obok, po 4 godziny i to już zmieniło jakość dnia następnego. Przez 4 godziny jestem sam-na-sam, mleko odciągnięte, więc butla do gębuli, raz żona może cyca nie dać. Kupa? – proszę bardzo. Wycie opętańcze – luz, utulę. Smark? – Fridę zapodam. A żona śpi. Zaraz po pracy wracam do domu, a żona stara się iść na spacer. Laktator Medela elektryczny jest z nami.
Doszło do mnie w tym tygodniu, że przecież pracuję w nowiutkim biurowcu by Skanska w Poznaniu o nazwie 'Maraton’. Mamy super prysznice. Więc od tego tygodnia obiadek z domu jem w pracy po cichutku, a potem idę 'na lunch’ – póki co zrobiłem raz 6 i raz 7 kilometrów. Wolno, ale skrzydeł dodała mi duma, że mi się udało pobiec w ogóle. Nerwowe to i szybkie i czasu na rozciąganie nie ma, w tramwaju dźwigam wielką torbę, ale jest! Nie chwalę się tym za bardzo w domu. Tylko regeneracja słaba z tym snem, więc póki co nic mocniejszego. Do pracy mam 3k i żona dokładnie wie ile zajmuje mi dojazd tramwajem – ciężko tu przeszmuglować trening.
Wózek biegowy zawsze brzmiał nieciekawie, bo (ryzykując nazwanie snobem i doopkiem) – ja chcę znowu biegać 35-minutowe dyszki, a nie truchtać za wózkiem. Ale to co piszą komentatorzy i Wojtek ma sens – fajnie będzie się z wózkiem rozbiegać do jakiegoś docelowego miejsca i tam dowalić jakieś interwały. Ale to jak się ociepli.
Zgadzam się z Wojtkiem, że mając cały dzień wolny można czasami 'przesrać’ trening, a mając 25 minut w szalonym dniu z reguły przykładamy się do maksymalnie efektywnego biegu i może być jeszcze lepiej.
Rady wszystkie doceniam, ale chyba wszyscy się zgodzą, że bieganie wymaga pewnej dozy egoizmu. I każdy ojciec, który trenuje np. 6 razy w tygodniu, ponad 100k tygodniowo może sobie wyrzucać, że to 12 godzin tygodniowo nie spędzone z dziećmi, z rodziną. I spędzone samolubnie. I nie spędzone na poprawę dobrobytu. I obciążające żonę. Itd itp. Mój przyjaciel / trener ma 48 lat, jest cholerycznym Włochem, bez dzieci, ma dużo starszą żonę z Chin, jego wojskowa rutyna dotycząca każdej rzeczy od ilości płatków owsianych w codziennej owsiance do tempa zamierzonego co-do-sekundy w dystansie zamierzonym-plus-100m-dla-pewności zawstydziłaby niejednego komandosa…. taki to może sobie biegać i żyć tym do woli. Ja, od 4 tygodni, muszę się hamować z werbalizacją marzeń biegowych i wyrażać swoje biegowe żale tutaj… bo czuję, że patrzą jak na zimnego gada dziwiąc się, że priorytety mi się nie zmieniły po takim wielkim wydarzeniu jak narodziny syna.
Dzięki jeszcze raz i może martwię się niepotrzebnie więc. Dzisiaj patrzę na to z innej strony. Pobiegłem w październiku pół maraton Samsunga w 1:17:41, co było szczytem życiowym i coś mi się wypaliło i od tamtego czasu biegałem jak za karę. Może nawet te krótkie wypady dadzą więcej. I przepraszam czytelników jeśli brzmiałem negatywnie w tak wspaniałym momencie życia. Wiadomo, że jest super w nowym składzie! Tylko kur.. z bieganiem nie ma żartów. I niech nikt mi go nie śmie zabierać – czy jest dorosły i jest kobietą, czy ma 4 tygodnie i nawet słodko wygląda…
Muszę nabyć taki wózek, będę porywać wnuczka – Leonka.
Gz_81: nic nie stoi na przeszkodzie, abyś zrobił na 10 km 35 minut i to z wózkiem. Jak trasa w miarę prosta, to nic nie stoi na przeszkodzie. A jak już nie będziesz musiał biec z wózkiem, to te 35 minut wciągniesz nosem.
A co do kilometraża. Ja z Antkiem w wózku ostatnio zrobiłem na tygodniu 60 km – zaznaczam, że była to późna jesień, więc pogoda nie sprzyjała. Gdybym miał plany na większy kilometraż, i pogoda by pozwoliła, pewnie i zrobiłbym i ze sto. Wózek nie jest żadną przeszkodą – a po takim tygodniu, ciężko nazwać cię biegaczem-egoistą 🙂
Myślę, że bieganie być może ma w sobie cień egoizmu, ale w sensie wychowawczym ma też dodatkowe korzyści. Pokazując dziecku, że tata, mama idą na trening uczymy je, że sport, ruch, dbanie o swoją sprawność jest czymś przyjemnym, fajnym, naturalnym i cool. I dziecko dorastając nie traktuje wuefu jako lekcji, której trzeba unikać, tylko przyjemność i odpoczynek między lekcjami.
Anonim z Antonim – zazdroszczę Ci nie tracenia przy szybkim biegu. Mnie ten wózek cholernie przeszkadzał. Pamiętam Daniela-Źrebaka, który maraton z wózkiem zrobił w Poznaniu bodaj w 3:12 – czyli stracił około kwadransa do swoich normalnych możliwości.
A za chwilę nowy odcinek. Z małą bombą 😉
gz – jeszcze myślę, że mniejszy zapał do biegania przy małym dziecku, to rzecz naturalna. Zmieniają się priorytety, chce się to młode tak kochać, że już nie starcza emocji na inny zapał. Po kilkunastu miesiącach chemia się zmienia, można kochać młode i biegać z sercem na nowo
Anonim z Antonim to Norb z Ursynowa – nie przeszedłem weryfikacji i zostałem robotem 🙂