Listopad biegacza

W przedostatnim dniu listopada przyszedł listopad. Psychologowie mają wyliczony najgorszy dzień roku, blue monday 17 stycznia. To jak w takim razie nazwać tę piździawkę za oknem?

Jest potwornie zimno, bardziej przenikliwie niż będzie w styczniu przy minus 10, bo wtedy organizm będzie już zaadaptowany do niskich temperatur. Jest wilgotno i pochmurno, jak w horrorze klasy B. Jest ciemno, coraz ciemniej, z dnia na dzień. Cała ta okropna noc polarna jeszcze przed nami. Nie ma jeszcze śniegu, który trochę rozjaśnia świat, jest jakąś wartością dodaną. No i nie ma biegania.

Bieganie poszło się roztrenowywać. U mnie, u większości Podopiecznych, u wielu biegaczy. Potrzebny jest taki czas na nabranie chęci do biegania. Już mi się chce ruszyć z kopyta, ale jeszcze czekam w blokach. W weekend w ogóle nie pobiegałem, przejechaliśmy się tylko z Małym Yodą na rowerach 11 kilometrów, z czego chyba ze dwa po pump tracku. Macie w pobliżu to spróbujcie? Najlepiej teraz, bo w maju śmiga tam sfora szczeniaków, wyskakują na rowerach pół metra do góry na każdej hopce i aż trochę wstyd początkować.

Do treningu wzmacniającego nie mam dużej mobilizacji, pomachałem trochę gumami, porobiłem trochę ABC fitnessu, super ćwiczenie przysiad bułgarski, zauroczył mnie na nowo. Pompki robię, ale mało. Na drążku podciągam się niespektakularnie, miałem parę miesięcy temu ambicję dojść do dużych wyników, ale teraz robię 4 powtórzenia w serii, za to z całkiem wyprostowanych rąk. Czujesz potem skośne mięśnie brzucha, a to dowód, że to ćwiczenie na całe ciało, a przynajmniej całą górę.

Na Treningu Wspólnym rzucaliśmy piłkami. Pogoda nie była taka zła, jak na tych zdjęciach, ale ponieważ dzisiaj jest gorsza, więc zdjęcia pasują. Mało marketingowe, mocno nostalgiczne, taki czas.

Podpytujecie mnie, jak w nowej pracy. Wywołałem już pierwszy kryzys, jeśli czytaliście w zeszłym tygodniu coś o Placu Inwalidów, to przeze mnie. Chciałem dobrze, ale instynkt dziennikarski wygrał z zadaniami głównego specjalisty. I teraz już dokładniej rozumiem te zadania. Kto nigdy nie zaczął na zawodach za szybko i nie musiał zwolnić, bo kolka, niech pierwszy rzuci kamieniem.

Jeśli przeczytacie coś o hackathonie, to będzie to dzięki dobrej realizacji tych zadań. A hackaton to nie jest odmiana triathlonu, tylko programistyczny maraton, którego efektem może być fajna apka albo nowa funkcjonalność w starej apce miejskiej. Jeśli za ileś miesięcy będziemy przed śmietnikiem odpalali apkę i robili fotkę, do jakiego pojemnika wrzucić np. ubrudzony majonezem słoik, to wiedzcie, że byłem przy tym, kiedy pomysł się rodził.

Przy okazji hackathonu dowiedziałem się, jak naprawdę działa apka 19115. I zgłosiłem właśnie dziurę w ulicy pod domem. W trzy minuty miałem potwierdzenie. Zdjęcie dziury też wrzucę i będę dawał Wam znać.

Zaczynam biegać 10 grudnia. Ułoży mi się wtedy ładna logistyka między pracą, a domem. A Wy? Podopieczni wiedzą, ale wszystkim też radę ruszyć z treningiem przed świętami. Teraz – w grudniu, w styczniu – możemy nabiegać kilometry, które dadzą podstawę wytrzymałości pod kwietniowe, majowe starty. I nie da się tego nadrobić jak w korpo.

Komentarze

Leave a Comment

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *