Maraton, którego nie pobiegnę

Maraton, którego nie pobiegnę odbędzie się w Krakowie w dniu moich imienin – 23 kwietnia. Z żalem, ale w grze, w którą ja gram nie ma miejsca na ten start. Niestety.

Wiecie, co jest efekt motyla? Nasz Podopieczny Szczepan opowiedział mi w pandemii taki żart: efekt motyla to jest to, że w październiku Chińczyk w Wuhan wp… nietoperza, a w maju w Warszawie naciskasz guzik od windy łokciem.

Efekt motyla jest również wtedy, kiedy w październiku idziesz do ortopedy z bolącym kręgosłupem, a wiosną rezygnujesz z maratonu, chociaż w bieganiu kochasz głównie maraton. I rezygnacja bynajmniej nie jest związana z kręgosłupem.

Krótko. Do ortopedy zapisałem się z rok temu, jak bolał mnie kręgosłup od złego siedzenia. Wizyta na jesień, z kręgosłupem było już ok, ale ortopeda stwierdził nadchodzące zwyrodnienie biodra. Zacząłem się w to mocno wsłuchiwać. Ćwiczyć. Jedne ćwiczenia pomagały, inne nie. Wsłuchiwałem się w swoje ciało coraz dokładniej…

I w lutym – dziwny ból w stawie skokowym. Utrudniający bieganie, przechodzący, nawracający. Tydzień przerwy. Potem lepiej, ale potem znów gorzej. A akurat Mały Yoda pojechał na obóz piłkarski i miałem robić mały obóz wytrzymałościowy, na pewno z trzydziestką. Zamiast tego wizyta u fizjo, krótka przerwa, lepiej.

Trzydziestkę chciałem zrobić przed obozem w Rabce, ale znów zrobiło się gorzej. Byle dotrwać do obozu, bieganie po górach… No i na obozie przeszło całkiem.

Potem chyba wróciło. Voltaren, maść Olfen (chociaż nie wierzę w maści, ale na chwilę uwierzyłem). Cały czas bańka chińska (przyczepy mięśnia piszczelowego to odczuły), mrożenie, ćwiczenia.

W końcu półmaraton. Zacząłem na 1:25, możecie sprawdzić, że szło jak w zegarku – na piątym kilometrze miałem prognozę 1:24:44, na dziesiątym co do sekundy taką samą. A potem zaczął się zjazd. Dociskałem, ale nie doganiałem. Tempo spadło o dobre 5-10 sekund na kilometrze.

Może powiecie, że to racjonalizacja, ale pomyślałem, że to byłoby niemoralne, gdybym dał radę złamać 1:25. Bo przeskakiwanie wysoko postawionej poprzeczki powinno być wykonalne po rzetelnym treningu. Po wypalaniu płuc na podbiegach, po wyprawach biegiem do sąsiednich miejscowości, po skutecznych interwałach. A nie po dziurawym jak ser cyklu treningowym bez jednej prawdziwej trzydziestki, nawet bez wytrzymałościowych dwudniówek.

Bo gdyby po średnim treningu człowiek dawał radę pobiec mocno, to jaki sens byłoby robić mocny trening?

Na końcówce się paradoksalnie trochę podniosłem, zacząłem trochę wyprzedzać, choć bywałem też wyprzedzany. Dobiegłem w 1:25:50, minutę poniżej celu. I dwie sekundy wolniej niż w zeszłym roku. A – i o 11 sekund przegrałem z Kamilem, tym Kamilem, który jest zawsze najlepszy we wszystkie sporty, poza tym, że do soboty jednak ja wygrywałem zawsze w bieganiu. Już nie, rewanż na jesieni.

Dla mnie bariera 1:25:00 była ważna jeszcze z jednego powodu – jako minimum kwalifikacyjne na maraton. Gdybym ją złamał mógłbym zaryzykować – że może rzeczywiście nie potrzebuję już takiego treningu wytrzymałościowego, że mogę atakować trójkę w maratonie. Do takiego ryzykanckiego planu zabrakło mi minuty na połówce, czyli jakichś trzech minut w maratonie. Czyli mogę pobiec najwyżej na 3:05, a obawiam się, że przez brak treningu wytrzymałościowego mogłoby to się skończyć okolicami 3:08, jak w pandemii.

To ja dziękuję. Nie biegnę. W maratonie wystartuję na jesieni, dobrze przygotowany (mam nadzieję).

A z tego treningu „z dużą ilością regeneracji” mogę pobiec dziesiątkę. Dlatego w Raszynie ogień. I poprzeczka – poprawić wynik z zeszłego roku. Wtedy pierwszy raz biegłem w stumilowych butach z carbonową wkładką i wyszło 39:15. To będzie pierwsza poprzeczka. Druga wyższa – złamać 39 minut. Trzecia poprawić jesienne 38:34 z Biegu Niepodległości. I czwarta, najwyższa – zrobić M-50 best (38:52 z Biegu Oshee w 2018).

Jeśli efekt motyla się skończył i kontuzja jest już za mną – dam radę się przygotować do walki o takie wyniki. Teraz na półmaratonie po 10 km miałem 40:07.

Podopieczni i Sympatycy KS Staszewscy na rozgrzewce przed półmaratonem. Pobiegli świetnie!

Komentarze

Leave a Comment

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *