Nie spać! Zwiedzać! To powiedzenie Rafała, naszego trenera na kursie masażu – właśnie to zdanie wypowiada na zdjęciu otwarciowym – zostanie mi w sercu. Masujemy się tu w grupie na zmianę, raz ty mnie, raz ja ciebie, raz ją, potem ona mnie itp. A uczymy się nie tylko wtedy, kiedy Rafał pokazuje jak robić rozcieranie kciukami, jak czterema palcami, jak całymi dłońmi, a jak kłębem dłoni. Nie tylko wtedy, kiedy próbujemy naśladować jego ruchy, nie tylko płynność rąk, ale muzykę całego ciała. Też wtedy, kiedy leżymy, przymykamy oczy i odczytujemy – co on, ona robi na naszych plecach, udach, łydkach. To „zwiedzanie” jest tu świetnym czasownikiem – bo cały ten kurs masażu to dla mnie wielka podróż po ludzkim ciele.
Wkręciłem się w to niezwykle. W pierwszym tygodniu katowaliśmy masaż sportowy, siedem technik podstawowych. Właściwie sześć, bo głaskanie wykonujemy dwa raz – jako pierwszą technikę, przygotowującą skórę do masażu i jako ostatnią, jako delikatne głaskanie końcowe, zamykające sesję. Każdy kolejny masaż, to coraz lepsza kontrola kolejności technik, coraz większa pewność w stosowaniu różnych sposobów wykonywania techniki na różnych miejscach, ale przede wszystkim coraz więcej muzyki. Oddanie się masażowi całym sercem, całym ciałem. Ruch rąk przy głaskaniu zaczyna się od… no zgadnijcie od czego? Od nóg, od nóg się zaczyna. Tak jak pchnięcie kulą albo rzut młotem – też zaczynają się od nóg. A bieganie z kolei zaczyna się od ruchu ręki łokciem do tyłu.
Strasznie się w tę mechanikę ciała wkręciłem. Ciało jest jak ciasto, tak je można wyrabiać . W sporcie koncentrujemy się na rozciąganiu, regenerujemy mięśnie przez rozciąganie. Wszystko dzieje się liniowo, mięsień pracuje liniowo, zwłaszcza w bieganiu – do przodu, do tyłu. Potem przy stretchingu statycznym likwidujemy ten przykurcz. A masaż jest przy tym jak wyrabianie ciasta, wymieszanie mięśni powięzi, kolejnych tkanek aż do skóry.
Człowiek po masażu robi się luźniejszy. Oddycha swobodniej. Po kilku masażach pleców z rzędu przestała mnie ściskać obręcz, z której istnienia sobie nie zdawałem sprawy. Czuję się wyższy, a przynajmniej mniej pokurczony, mniej skrępowany przykurczami.
W tym tygodniu zaczynamy II stopień, dziś był masaż bańką chińską i masaż sportowy. Myślałem, że ta bańka, to jakaś fanaberia dla lalek, a to świetne narzędzie, coś jakby dłuto, którym bezboleśnie możemy dłubać w tkankach. A masaż sportowy – poezja. To tak jakbyśmy recytowali klasyka – mówi Rafał. Czyli brali z masażu klasycznego te techniki, które dodanego typu masażu sportowego potrzebujemy. Bo inny jest np. masaż powysiłkowy (wieczorem po biegu, nie za metą, naprawdę nie wchodźcie do tych namiotów na masowanie po maratonie), inny przed startem, a jeszcze inny masaż treningowy. Taki, który wzmocni mięśnie, przygotuje je do pracy na wyższym poziomie.
Właśnie taki masaż treningowy robię na tych zdjęciach Karolowi, z którym najczęściej jestem w parze. No, trochę tu zapozowaliśmy – najpierw było głaskanie, a na zdjęciu poniżej oklepywanie.
No i zaraz idę na zakupy. Przez cały tydzień wybierałem w necie stół do masażu i już mam upatrzony, dziś widzę, że dokupię jeszcze komplet baniek. Muszę dopytać jutro Rafała, do którego z masaży sportowych nadaje się bańka chińska.
W każdym razie masaż wchodzi do zasobu KS Staszewscy. Jeszcze nie mam pomysłu w jakiej formule Wam – Podopiecznym i Sympatykom – to rozsądnie zaproponować, ale bardzo chciałbym taką formułę znaleźć. Sensowne wydają mi się nawet pojedyncze sesje w tygodniu po maratonie, ale sensowna jest też cała sesja pięciu (a nawet 10) masaży, to ma efekt terapeutyczny, który potem można podtrzymywać.
Jeszcze nie wiem, ale będę na bank szukał. Może coś podpowiecie? Jakie są oczekiwania biegacza/biegaczki z naszej społeczności względem człowieka, który pragnie masować jak szalony? Bo – pamiętając jak entuzjastycznie zareagowaliście na hasło masaż w schronisku w Suchej Dolinie podczas ubiegłorocznego obozu – w pierwszej kolejności robiłem ten kurs dla Was. Dopiero na miejscu okazało się, że jeszcze bardziej dla siebie. No i dla Kingi, która teraz ma masaż różnych partii ciała codziennie wieczorem.
Gdybyście chcieli wiedzieć, co z bieganiem, to po Chomiczówce i krosie na Treningu Wspólnym zaliczyłem dwa treningi. Rewelacyjnie przyjemne 1 h 15 min. powrotu z kursu do domu w czwartek – w fajnym średnim tempie 5:24 i drugi trening, którego nie powinienem robić Bo nie biega się w chorobie, trener pisał nie raz, prawda? A sam pobiegł, bo sobie wymyślił pierwsze od lipca wybieganie 1 h 45 min., żeby coś dłuższego pobiec przed startem w Janosiku w przyszły weekend. Domęczyłem, ale w tempie, które było jakby go nie było.