Wiosna zaczyna się, kiedy ostatni narciarze-amatorzy odlatują do krainy białego szaleństwa. Jak na zdjęciu, które zrobiłem dziś na wyciągu w Spytkowicach. Bo w Rabce wyciąg na Maciejowej od lat zarasta rdzą i niepamięcią, jeśli wyczytacie to w Ewangelii według św. Józka, to wiedzcie, że to akurat prawda niezmyślona.
Wiosna w Rabce zaczyna się, kiedy biegacze – amatorzy biegania – zjeżdżają z całej Polski na wiosenny obóz Staszewskich. Warszawiaki z Warszawy, z Krakowa, Łodzi i wszystkich tych wielkich miast, przez które Andrzej Duda, prezydent, nie może być pewien reelekcji. A o prezydencie akurat w Ewangelii nie przeczytacie, bo bardzo nie chciałem, żeby była to bieżąca publicystyka, tylko jednak książka w jakiś sposób uniwersalna, ponadczasowa. Tytuł zobowiązuje.
Tak wyglądam teraz na tym Podhalu. Kawał cepra, dzieckiem się zajmuje, bo żona z koleżankami śmiga w Białce Tatrzańskiej. Całe to warszawskie LGBT, równouprawnienie i szusujący feminizm. Tak by to zobaczyli Andrzej albo Jędrek z Ewangelii.
Ale to pół prawdy. Bo ja tym Podhalem przesiąkłem jak przesiąkasz mgłą, kiedy w deszczowy poranek biegniesz na Stare Wierchy. Jutro biegnę rano, bo dziś od świtu do zmroku miałem Dzień Taty i na bieganie nie starczyło miejsca na liście priorytetów. Bo ja tym Podhalem przesiąkłem tak, że jutro kończę dzień wódką z moim serdecznym druhem z Rabki.
Zawsze lubiłem być pomiędzy. Zbyt warszawski na górala. Ale zbyt nasączony Rabką i Małą Polską na mieszkańca Kabat, stolicy problemów pierwszego świata.
Zbyt stary na młodego ojca z moją metryką. Zbyt młody na dziadka z moją energią i aspiracjami wynikowymi. A jestem i młodym ojcem, i dziadkiem (i to poczwórnym).
W czwartek wieczorem zaczynamy tegoroczny obóz. Zajrzyjcie na Facebooka KS Staszewscy Trenuj Bieganie, codziennie coś wrzucimy, zdjęcie, filmik, uśmiech. A na razie się do tego obozu szykujemy.
W środę premiera Ewangelii. Może to dobrze, że jestem tutaj, gdzie łatwiej złapać dystans do marketingowych zabiegów w stolicy kraju. Że będę miał konkretną robotę do wykonania, wycieczkę biegową na Luboń, a jak sytuacja lawinowa pozwoli, to i na Babią.
W Warszawie bym chyba nie usiedział. A tu? Napawać się tym – spójrzcie na zdjęcie niżej – co powstało zanim ludzie wymyślili druk i przetrwa nasze najbardziej uniwersalne historie. Ziemia. Ta ziemia.