Romantyzm w Rabce

Przez śnieg, w słońcu, więc śnieg zmienia się w chlapę. Sponiewierany brakiem zasilania, bez jedzenia, bez wody, więc wyszukuję na Krzywoniu połać czystego śniegu, odgarniam z wierzchu i wreszcie mogę uzupełnić poziom wody w organizmie. Więc finisz – na dół do Rabki i do domu rodzinnego Kingi – robię jako tako. Jak na niespodziewanie trzygodzinny trening na dystansie 22 km.

Zrobiliśmy sobie tydzień ferii. U mnie nie będą to do końca ferie od pracy – we wtorek oddaję tekst do Newsweeka, a potem siadam do pisania planów. Ale będą ferie od miasta, od codzienności.

Przyjechaliśmy w sobotę wieczorem. W niedzielę było bieganie na Stare Wierchy z Górnej Rdzawki, stara trasa, nowy wzrusz. Zdjęcie otwarciowe – od lat próbowaliśmy je zrobić, było na tyle ciepło, że można było się poprzymierzać. A poniżej trenerka brnie przez śniegi.

Wieczorem pospacerowaliśmy z teściami po łąkach na Tatarowej. Rodzice jeżdżą praktycznie w każdy weekend na rowerach albo na biegówkach. A w niedzielę, kiedy myśmy biegali po Gorcach poszli z Małym Yodą na basen. Patologia sportowa w naszej rodzinie jest głęboko zakorzeniona. 

Poniedziałek. Narty z rana. W Spytkowicach – stok przygotowany jak nigdy i pusto. A potem Kombinacja Beskidzka. Przed ostatnim wjazdem z karnetu zrzuciłem ciuchy narciarskie i sprzęt do samochodu, Kinga wróciła z Małym Yodą do Rabki szosą. A ja wjechałem sobie na górę i dobiegłem do Rabki.

Mógłbym się tłumaczyć, że Google Maps pokazywał 13-15 km pieszo, ale górami wyszło 22. Że byłem przygotowany na dwie godziny biegu, ale nie na 3 h 14 min. Ale tak naprawdę byłem nieprzygotowany – za mało picia od rana, zbyt lekkie śniadanie. Brak picia i jakiejś przekąski energetycznej w kieszeni.

To się nie liczyło. Ważny dla mnie był spektakularny powrót z odległych Spytkowic. Widoki, które pamiętałem, że na tej trasie są niesamowite. I są. W tle Babia Góra, skarbnica wspomnień.

Kiedy po dwóch godzinach biegu już nieźle przeczołgany wbiegałem na Piątkową do kościółka, pomyślałem, że to nie jest wypadek przy pracy. Tylko tęsknota do romantycznego biegania. W którym nie wszystko jest policzone, przeliczone, efektywne, sparametryzowane. Tylko człowiek rzuca się na góry jak dzik na tygrysa.

Jako trener czasem piszę Podopiecznym, nie biegnij tych dwóch długich zawodów w odstępie dwóch tygodni, nie rób teraz tak długiego treningu, bo już zmniejszamy obciążenia, nie rób niczego nierozsądnego. Sobie też to mówię. Ale od czasu do czasu, jeśli nie mam za chwilę maratonu, przed którym wszystkie dźwięki pasażu muszą wybrzmieć odpowiednio, lubię się dziko rzucić na góry.

Bye bye, Babia.

Licznik sprawdzianów 2021. Treningowe półmaratony. Styczeń: 2:02:58, 2:01:39, 2:02:31, 2:04:10 (tętno z paska 148), 1:59:18. Luty: 1:59:12, 1:59:42, 1:57:53. Piątka po trasie parkrunu. Styczeń: 20:54.

Komentarze

Leave a Comment

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *