Zacznę od środka. Rok gdzieś tak 2010, Półmaraton Warszawski, cisnę w okolice wyniku 1:22, ale zaczyna się ciężka faza, za chwilę podbieg na Sanguszki, za którym już blisko do finiszu, a ja już jestem jednym wielkim pojemnikiem na kwas mlekowy. Odcina mnie, walczę, ale tempo spada.
I wtedy dobiega do mnie Fil. Znajomy z oldskulowego biegania, z SBBP na Bielanach, parę lat się nie widzieliśmy, bo mnie życie rzuciło na Ursynów, a Fila nie wiem (wtedy) gdzie. I mówi coś w stylu: Szkielet, finiszujemy, jak rzygać, to z dobrym czasem.
Chyba ma wtedy więcej mocy albo determinacji, bo na podbiegu mnie zostawia, wygrywa. Potem startuje głównie w triathlonach, widzę na Fejsie. I do 2019 roku jest dla mnie duchem z przeszłości.
Przeszłość. Jak człowiek w 2004. roku chciał pogadać z kimś o bieganiu, to najlepiej było wejść na forum dyskusyjne portalu Benneta (którego nazwy za Chiny nie mogę sobie przypomnieć – pomożecie?). Tak trafiłem na SBBP (Sobotnie Bielańskie Bieganie Poranne) i zasuwałem przez całą Warszawę, żeby o 8. rano zameldować się w Lesie Bielańskim. Razem biegaliśmy, gadaliśmy w realu, na forum, spotykaliśmy się, raz był nawet wspólny sylwester.
Na Fila z Kingą, która chwilę później pojawiła się w moim życiu mówiliśmy „posąg grecki”. Młody jak Adonis, spokojny jak filozof i wyprostowany jak struna. Pracował chyba w jakimś korpo, tak nam się przynajmniej wydawało. Biegał z nienaganną techniką. Comming out zrobił (chyba) później.
Chyba, bo to nigdy nie było ważne, kluczowe. Nie pamiętam żadnych oświadczeń, jakoś tak wyszło że wiadomo, że Filip jest homo, tak jak wiadomo, że ja jestem hetero. Teraz widzę, jak bardzo to spójne z alternatywną ścieżką życiową Fila. Nagle życie rzuciło go do Habdzina. Jak pierwszy raz usłyszałem tę nazwę, to myślałem, że to taki dowcip. Ja mieszkam w Habdzinie, a ty gdzie? W Pierdziszewie, cha cha cha? Albo coś w tym stylu.
Okazało się, że Habdzin, to wieś pod Konstancinem koło Warszawy. I że Fil z Marcinem prowadzą tam jakiś ekobiznes dla ekoświrusów, tak wtedy myślałem. Fil wrzucał czasem zajawki o jakichś twarogach albo czymś innym do jedzenia. No na głowę nie upadłem, żeby biec pod Konstancin po twaróg. Powodzenia Fil, ale sorry.
Fil odezwał się dwa lata temu, że organizują bieg. Nie wiedziałem nawet, że odnalazł się w trzonie ekipy z dawnego SBBP, która pod szyldem Entre.pl organizuje sporo fajnych biegów w Warszawie. Szukali kogoś do konferansjerki, a ponieważ ja się niektórym kojarzę z dziennikarstwem, to czy bym nie mógł. Wtedy nie mogłem, bo jechaliśmy na Festiwal Biegowy do Krynicy, ale kiedy Fil zadzwonił za rok, to powiedziałem, że u nas gadane to ma Kinga nie ja, więc razem możemy.
I tak zadebiutowaliśmy jako para przy mikrofonie na ubiegłorocznym Biegu Dzika. Ciekawe, czy odbędzie się w tym roku. Pewnie tak, ale w grupkach, falami, a zamiast konferansjerki będzie puszczany komunikat o konieczności zachowania dystansu społecznego.
Przeczytałem w piątek na Facebooku, że Skład Towarów Wiejskich wznawia działalność i można przyjechać na kawę albo tartę. Google Maps pokazało, że mamy tam na rowerach 9 km wprost, a 12 przez Cieszycę, co daje niezwykłą radość z jazdy po rowerowym Eldorado. Wsiedliśmy z Kingą na rowery i mamy fotkę (otwarciową) sprzed Składu z Filem i Marcinem.
Kawa – palce lizać. Mama Marcina, bo atmosfera rodzinna jak w pastelowej sielance zaaprobowanej przez MEN, powiedziała, że Fil ma akurat urodziny. Fakt, wrzucił na fejsa zbiórkę urodzinową na Miłość nie wyklucza.
Ale tak naprawdę nie na tę kawę jechałem do Habdzina. Jechałem szukać tamtych wspomnień, kiedy 1:22 w półmaratonie było słabym wynikiem, kiedy na Młocinach kręciliśmy kółka z Fredziem, z Ibeksem, z Kociębą, z Zuzą i Joycat, kiedy do grupy dołączyła Mel i wtedy się zrobiły Laski Kabackie, kiedy jeszcze w najmniejszym stopniu nie żyliśmy z biegania, za to bardzo żyliśmy bieganiem.
I jechałem do przyszłości. Bo nie wiem, do kogo należy jutro, ale się po wyborach mocno niepokoję. Nawet nie tyle wynikiem Dudy, co Bosaka. Więc Fil, Marcin – jak będą wam wypisywać i wybijać, to będziemy na kawie co tydzień. I to będzie (oby nie) zwykły ludzki odruch solidarności, a nie żadna kurwa ideologia.
9 thoughts on “Skład Towarów Wiejskich czyli historia o Filu”
Biegaj z nami .pl z 2 republiki biegackiej teraz jest 3 republika a za Hopfera była 1 pzdr 🙂
Pamiętam gościa. To rzeczywiście były czasy, kiedy ten cały cyrk się jeszcze nie rozkręcił. The grass was greener…. Ale samo forum chyba jeszcze istnieje, tylko może już nie tak bardzo się kręci.
Dzięki Michał, Pict. Wczoraj nawet mi się przy pisaniu kołatała nazwa, wpisałem, ale nic nie wyskakuje. Chyba to se ne vrati. A sam Bennet osiadł w Górach Izerskich i nie wiem, co robi.
Fajny wpis, więcej takich poproszę 🙂
Piotrek siedzi w Szklarni czyli w Szklarskiej Porębie. Prowadzi pensjonat. Na prawym (orograficznie) brzegu Szklarki więc to Karkonosze. Zdrówko!
Bardzo dobry tekst. Gratuluję i dziękuję!
Jak tak dalej pójdzie to wszyscy (no 49% 😉 uciekniemy w góry i stworzymy Demokratyczną Republikę Cisnej i Komańczy.
Pict – wracamy do Wolnej Republiki Bieszczad! Punk not dead!!!
Dobrze napisane. Jak to jest, że czasami jedno wspomnienie w głowie tkwi nam przez tyle lat i daje o sobie znać w wielu momentach? Niesamowite 🙂