Słuchawki biegowe dla perskiego ucha

Moja żona Kinga się zakochała. Stało się to na Suwalszczyźnie, na samym początku naszych wakacji. Zakochała się w słuchawkach biegowych.

Historia zaczęła się pod koniec wiosny, kiedy Kindze przetarł się kabelek w słuchawkach do biegania. A że Kinga jest pod względem uszu bardzo nietypowa, zaczął się problem. Jedyne słuchawki, jakie się dla niej nadawały, to słuchawki z pałąkiem, ale nikt już takich nie produkuje, poza wielkim sprzętem dla audiofilów. Wszystkie douszne, z zausznikiem czy bez przeważnie ją gniotły, a zawsze wypadały. Czasem mówię o Kindze, że jest perskim kotkiem, kiedy nie chce zjeść malin, bo widzi pleśń albo awokado, bo coś z nim nie tak. Ale zawsze da się znaleźć maliny albo awokado, które ją zadowolą. Ze słuchawkami do niedawna zawsze było nie tak.

Więc kiedy przetarł się ten kabelek w ostatnim egzemplarzu słuchawek z pałąkiem w galaktyce, zacząłem biadać w internecie. Wychwyciły to chyba skanery firmy TZ Poland, bo zaraz dostaliśmy od nich mail jak z Rowaniemi (gdzie mieszka Mikołaj) – że sprezentują nam słuchawki, które dadzą radę.

Kinga w to nie za bardzo wierzyła, bo w zeszłym roku na stoisku w Krynicy podczas Festiwalu Biegowego mierzyła najdroższe egzemplarze i wszystkie wypadały z ucha. Ale darowanego konia się testuje, więc zabraliśmy słuchawki na Suwalszczyznę.

Po pierwszym treningu słuchawkowym (zrobiliśmy go dzień przed wyjazdem, jeszcze w Warszawie) Kinga wróciła z entuzjastycznym komunikatem: to pierwsze słuchawki, które naprawdę nie wypadają jej z ucha. „Po 45 minutach biegu zdałam sobie sprawę, że ani razu nie musiałam ich poprawiać”. I w dodatku nic nie uciska. No i uwolnienie od kabelka – bo to słuchawki z bluetooth. „Kiedy musiałam iść kucnąć w krzaki, zorientowałam się, że nie muszę uważać, czy mi się kabelek o coś nie zaczepi”.

Dostaliśmy w prezencie dwa model Awei A845BL i Awei A885BL. Testowanie tego drugiego przyniosło też mnóstwo plusów, choć tam większa powierzchnia słuchawki powoduje, że słychać jak obijają się o nią włosy. A Kinga, jak widać niżej, nie lubi wiązać włosów na trening. Biegnie jak ta Jolanda Czeplak.

Przy okazji okazało się, że mamy problem ze startą empetrójką i albo trzeba kupić nową z bluetooth albo biegać z ajfonem. Ponieważ na ajfonie jest łatwiejszy dostęp do zakupów z Audioteki, a oboje słuchamy, namówiłem Kingę na telefon, kupiliśmy fajną opaskę na ramię i jest dobrze. Nie udało mi się tylko namówić Kingi na przetestowanie odbierania telefonu. W domu wyszło – naciskasz jeden przycisk w słuchawce i płynnie przechodzisz od książki do rozmowy. Ale w lesie Kinga nie odbierała, a potem powiedziała, że po to biega do lasu, żeby mieć święty spokój i odbierać telefonów nie będzie.

Słuchawki (na zdjęciu te z prawej strony, te od których jest pudełko) okazały się tak niezauważalne, że niestety zaplątały się w ciuchy do prania i trafiły do pralki. Nie myślcie, że Kinga nie sprawdza kieszeni, bo sprawdza nawet te, których nie ma. Po prostu przyczepiły się do czegoś czarnego, bo Kinga ma wyłącznie czarne ubrania do biegania. Na szczęście prezent przyszedł w dwóch egzemplarzach, więc nadal mam szczęśliwie zakochaną żonę.

A ja po obozie poleniuchowałem, biegałem śladowo aż do piątku. A w sobotę wystrzeliłem na 5 kilometrów w parkrunie. 19:24 to nie jest czas marzeń, ale to jest co najmniej mocna czwórka. Wygrałem przy tym bodaj pierwszy raz z Andrzejem z Vege Runners. A na mecie nagrodę fair play uzyskał Darek z Ergo Treningów, który głośnym krzykiem ostrzegł mnie, że goni mnie – jak Justyna Święty Greczynkę.

To co w telewizorze oglądaliśmy nawiasem mówiąc nie mieści się w ramach jednego odcinka, tylko w sercu i to dużym, z kardiomiopatią przerostową lewej komory jak to u sportowców.

Komentarze

2 thoughts on “Słuchawki biegowe dla perskiego ucha”

Leave a Comment

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *