Sport i rekreacja nie idą w parze z powagą świąt. Jeszcze z 10 lat temu takie przekonanie było powszechne. A w tym roku w trzy świąteczne dni przebiegłem ponad 30 km po zaśnieżonych górach i dwa razy byłem z rodziną na nartach.
W Wigilię rano wszystko było już przygotowane. Moja rabczańska mama ma to samo co Kinga – nie istnieje dla niej „na ostatnią chwilę”, bo ma wszystko zrobione w pierwszym możliwym momencie. Mięsa, ryby, sałatki, ciasta, cały ten świąteczny sztafaż na którym wiele rodzin kończy święta uzupełniając to zdaje się telewizorem. Nie wiem, bo w Rabce telewizor jest w bocznym pokoju, w salonie jest kominek.
Pojechaliśmy więc prawie całą rodziną, w sumie w piątkę do Spytkowic, bo to blisko. Dobre miejsce na pierwsze narty w roku, na kolejne nie polecam, bo stok krótki i przed jedenastą woła (daremnie) o ratrak. Dlatego jeździmy na 9.00, a nawet na 8.55, chociaż jeszcze wtedy jest zamknięte.
Po nartach wjechałem wyciągiem na górę i ruszyłem do Rabki biegiem. Normalnie 21-kilometrowa trasa byłaby do łyknięcia w dwie godziny z kawałkiem, ale tym razem był to trening siły biegowej. Śnieg po kolana, jeden odcinek specjalny, gdzie przez kilometr zapadałem się w śnieg co dwa-trzy kroki, duł wiatr, na szczęście tylno-boczny. Trening i przygoda. Najbardziej niesamowite było, kiedy w Rokicinach zobaczyłem na szosie biegacza z naprzeciwka. Macham, a on podbiega, witamy się, to Marek z Raby Wyżnej, który był u nas na obozie w Rabce dwa i pół roku temu. Zaklepał sobie już miejsce na najbliższym obozie w marcu. Do zobaczenia.
Zmęczyłem się tym treningiem mocno, nawet za mocno. Wyszły trzy godziny biegu, potem prysznic i Wigilia.
Przyszedł do nas Mikołaj. Przyniósł mnóstwo kurteczek, spodenek, kasków rowerowych, jakby miał jakiś kontrakt. Kindze podarował kurteczkę na rower 4f, leginsy biegowe New Balance, a mnie przecudną cienką bluzę biegową Nike.
Pierwszy dzień świąt. Po śniadaniu podjechaliśmy we trójkę, jeszcze z Sabiną, do górnej Rdzawki i śmignęliśmy naszą rytualną trasę na Stare Wierchy. Sabina niesamowicie cisnęła pod górę, dotarła do schroniska pierwsza, że namawiamy ją na zimowego Janosika. Kawa z kawałkiem ciasta nigdzie nie smakuje lepiej niż w pierwszy dzień świąt lub w Wielkanoc na Starych Wierchach.
Wieczorem kolędy, odwiedzanie, ciasto tyle że nie z kawą.
Drugi dzień świąt. Śniadanie na stojąco i narty w Jurgowie, żeby być na stoku o 9.00 trzeba wyjechać z Rabki o ósmej. Mieliśmy pojechać całą rodziną, ale teściowie stwierdzili, że skoro jest minus piętnaście, to wolą pojechać na narty innego dnia. Dla mnie pewnie były to ostatnie narty w tym roku, bo od poniedziałku siadam do pracy.
Takich nart jak w niedzielę w Jurgowie to jeszcze nie miałem. Sztruks, słońce, niesamowite widoki. Herbatka z Małym Yodą po pięciu zjazdach, bo było okrutne zimno, a potem znów na stok. Będę miał ten wyjazd nie tylko w pamięci, ale i w sercu.
Teraz poniedziałek. Ja zaraz zaczynam pracę na odległość, Kinga pojechała z Sabiną na narty, znów śmigają w Jurgowie. Mama na fitnessie. Ja po pracy pobiegnę na Maciejową. Córka-studentka nie może odżałować, że nie pojechała dziś jeszcze raz na deskę, bo to nowa pasja, ale ma bilet na pociąg do Warszawy.
Takich radości w Nowym Roku życzę Wam dużo, jak najwięcej, do upojenia. Wspólne bieganie, nartowanie, rowerowanie, uprawianie dyscyplin bardziej łączy ludzi niż biesiadowanie i kłócenie się o szczepionki na covid-19. O tym ostatnim obyśmy w roku 2022 już naprawdę zapomnieli.
2 thoughts on “Sportowego Nowego Roku”
Od razu w Nowy Rok można się poruszać z innymi: https://www.facebook.com/events/3058993161048309 Zapraszam!
Świetna podpowiedź Mel! Guzik z Pętelką, jedna z dwóch inspiracji naszego DDD. Polecam szczerze : )