Coś się kończy, coś się zaczyna, jak u Sapkowskiego. Dziś dwa słowa o klubach fitness, które były rozpowszechnione w Polsce przełomu wieków.
Historia. Pisałem tekst o siłowniach do „Gazety”, wieki temu, kiedy w polityce można było stracić stanowisko za niewpisany do rejestru zegarek. W innej epoce. I ktoś mi wtedy wyjaśnił, skąd taki boom na fitness w Polsce. Bo naprawdę jesteśmy z tym w europejskiej czołówce, metodologii, płynności tranzycji, jaką opanowały polskie instruktorki, świat może nam pozazdrościć.
Co było dalej? Fitness kluby się rozmnażały jak na grzybni. Przybywało też instruktorek, także takich, które nie czują rytmu, nie potrafią w fitness. Ceny karnetów zaczęły spadać, w klubie, w którym pracowała ostatnio Kinga w ciągu pięciu lat cena miesięcznego karnetu spadła z dużo ponad 200 do niecałych 100 pln. Kluby zaczęły wprowadzać promocje typu miesiąc za złotówkę. Druga strona medalu, to zarobki instruktorek, które poleciały też o połowę w dół. I naciąganie wszystkiego, płacenie pod stołem, wielka lewizna. Słyszałem o klubie, który, żeby zatrudniać instruktorki na umowę o dzieło (korzystniejszą dla klubu od umowy zlecenia) kazał przedstawiać im dzieło – „układ choreograficzny na piśmie”. A podczas zajęć następowała „prezentacja konspektu”.
Więc te pandemiczne pomysły, że klub robi odpłatną prezentację sprzętu zamiast zabronionych zajęć nie wzięły się znikąd.
Dlatego powiem Wam, że kiedy Polska bolała nad zamknięciem siłowni, to miałem dwie sprzeczne myśli. Z jednej strony współczucie dla branży, która dezynfekuje się jakby była ministrem Szumowskim oraz współczucie dla klientów, którym zamknięto miejsce ćwiczeń, jak nam Szumowski kiedyś zamknął lasy. A z drugiej strony, takie nieładne zygu-zygu. Narzekacie, że dostaliście małe wsparcie z tarczy, a dlaczego? Bo wszystko było pod stołem. Oszukiwaliście fiskusa, wyzyskiwaliście pracownice? To niech to sczeźnie.
Nie życzę źle ludziom, nie życzę źle żadnej branży. Ale też rozumiem, że świat nie przejdzie przez pandemię bezkosztowo. Że wyjdzie z niej inny. Myślę, że bez grzybni klubów fitness, może zostaną takie relikty na podobieństwo sal do tenisa stołowego, w Warszawie jest ich dosłownie kilka.
A gdzie będą ćwiczyć ci, którym wykroki, squaty, plank albo burpees sprawiają więcej przyjemności niż bieganie czy rower, czy tenis stołowy? W parku, w lesie, na skwerze. Bo to nic wstydliwego, bo to godne podziwu. Bo jeśli coś zaczniemy po tej pandemii doceniać, to właśnie kontakt z naturą, docenimy trening wśród drzew, a nie w czterech ścianach choćby nie wiem jak odpicowanych.
Kinga kocha ten bit przy którym ciało zaczyna pulsować, zrobić szase-mambo, potem heel-back i cztery kolana. Wiem, że chciałaby do tego wrócić, chociaż na godzinę, na dwie w tygodniu. Ale obawiam się, że świat się zmieni. Że fitness world se ne vrati. Że będziemy o siebie dbać inaczej, w innych miejscach, w inny sposób. I jestem dumny z mojej fantastycznej żony, że idzie w awangardzie tej zmiany.
Zrobiliśmy filmik, na którym Kinga z córką-licealistką prezentuje kilka ćwiczeń, które można zrobić w parku z prostym, mieszczącym się torbie sprzętem: taśmy mini-band, hantle, drabinki koordynacyjne, piłka lekarska, mini-płotki. Można go zobaczyć TUTAJ. Ma wersję pandemiczną z dodaną scenką dezynfekcji sprzętu i taką, którą będziemy pokazywać po pandemii. Zdjęcia we wpisie, to wycięte klatki z filmiku.
Na koniec: cieszę się, że poznałem Kingę. I nie piszę tu o wszystkich korzyściach w relacji, o wsparciu i energii, bo to na inny odcinek. Ale cieszę się, że dzięki Kindze zdałem sobie sprawę z tego, że biegacz naprawdę potrzebuje tzw. sprawności ogólnej. Że nie wystarczy tylko łoić kilometrów, ale też wzmocnić, usprawnić, zwiększyć efektywność. Mam swoje miłości – kiedyś deska, potem lifty z taśmą mini-band, później pompki. I nie zostanę mistrzem pompek, nawet klaty nie zdołałem sobie rozbudować robiąc po kilkaset pompek na treningu. Ale dzięki temu w bieganiu wyciskam ze swojego ciała więcej ekonomiki ruchu.
Grafik Kingi zaczął się wypełniać 12 godzin po umieszczeniu filmiku na Facebooku. Warszawa, okolice Ursynowa – spieszcie się. TUTAJ oprócz filmiku jest info kontaktowe.
Acha, jak tak sobie patrzę na otwarciowe zdjęcie Kingi, to taka prośba do Was – napiszcie jej, żeby przestała się wstydzić zdjęć, dobra?