Bieg Truskawki w niedziele rano – to mój koniec sezonu wiosennego. A potem była już do wieczora 1 Mila. Reprezentanci KS Staszewscy szaleli, walczyli i zdobywali własne mistrzostwa. A sztafeta KS Staszewscy… o tym na końcu wpisu.
Chłopaki przed biegiem. Ruszamy na sportową niedzielę. Podrzucam Kingę z Małym Yodą na Amatorskie Mistrzostwa Polski w Biegu na 1 Milę. Dużo się tam będzie działo wieczorem, a rano Mały Yoda biegnie na 100 m, idealnie wymierzone na bieżni.
Szkoda, że nie widziałem tej perfekcyjnej techniki na żywo : ) Ale Kinga przesyła mi to na zdjęciu razem z wynikiem. 22:36, poprawa o 5 sekund w ciągu roku! O miejsce tym razem nie walczyliśmy, bo Mały Yoda startuje w młodszym roczniku – razem klasyfikowane są pięcio i sześciolatki. A rok w tym wieku to przepaść. Ale i tak jest siódmy na jakieś 70 dzieci. Za rok porządzi!
A ja w tym czasie biegnę w moim ukochanym Biegu Truskawki na skraju mojej ukochanej Puszczy Kampinoskiej. To moje dzieciństwo, moja młodość, moja puszcza.
Tylko nie mój dzień. Nie wierzcie mi nigdy, kiedy będę pisał, że da się zrobić wynik „na lekkim wyluzowaniu na koniec sezonu”. Wtedy można postawić na torcie malutką truskawkę. Nie wierzcie, jak będę pisał, jaki cudowny efekt dają kulki mocy Fit Bites, którym zawdzięczam razem z Piotrkiem K. świetny wynik na ostatnim Biegu Niepodległości. Albo jak sam zacznę wierzyć, że bieganie treningów w odpowiednim tempie (od miesiąca wreszcie przyspieszyłem z easy do prawidłowych wartości) zapewni sukces.
Dorodne truskawki wyrastają, jak się zrobi wszystko. Porządny trening we właściwych tempach, kulki mocy przed startem, nawodnienie, jedzenie, spanie, solidną dawkę ćwiczeń wzmacniających poprawiających biomechanikę ruchu, systematyczny stretching i zimny prysznic przed zawodami. Przed maratonem jeszcze mini-obóz domowy.
Bez tego po biegu zostają ładne zdjęcia. Satysfakcja, że się obroniłem przed tym facetem w czerwonej koszulce, chociaż naciskał przez trzy ostatnie kilometry. I żal, że z Jaśkiem Sz., z którym na dobre poznaliśmy się na pierwszych trzech kilometrach, mogłem pogadać sobie dopiero na mecie, na którą wbiegłem minutę po nim.
Czas 41:09 słaby, ale jak na ten upał bez biczowania. Miejsce ósme, oczko niżej niż Mały Yoda.
I na tym w zasadzie skończył się mój sezon. Bo potem 5:55 w biegu na #1mila – 19 sekund gorzej niż rok temu – to już było tylko na dobicie. Przegrałem z legendami tego bloga Kamilem i Tomikiem, przy czym Tomik tak pofrunął na ostatnich 400 metrach, że nie wiem, czy do katalogu „must do” nie trzeba jeszcze dołożyć wegetarianizmu.
Pokonali mnie Podopieczni, co akurat cieszy. Przemek (na zdjęciu pierwszy, w białej koszulce) o 3 sekundy. Paweł (niebieska, trzeci) był sekundę za mną.
Szczepan sekundę przede mną.
Justyna (wyprzedza po zewnętrznej) dobiegła w czasie o sekundę gorszym, ale i tak wygrała wszystko.
Marek w czerwonym wygrał oczywiście, bo staruje w lidze rakietowej. Biegła jeszcze Ania, ale szukamy od rana foty w telefonie bez skutku. Chyba tak krzyczeliśmy z emocji na naszym wirażu kibica, że nie pstryknęliśmy.
Zresztą telefon szwankuje trochę. Kiedy nagle Justynę wywołano na podium za zdobycie trzeciego miejsca w kategorii 16-29 lat, zrobił tylko fotę jak z reklamy Rutinoscorbinu.
A prawdziwą truskawką była sztafeta 4 razy 400 m. Wystawiliśmy trzy ekipy. Damską: KS Staszewscy Babia Góra. Męską: KS Staszewscy Stare Wierchy. I mieszaną: KS Staszewscy Turbacz. Gdyby ktoś nie wiedział, to kultowe szczyty z naszych obozów biegowych w Rabce.
Oprócz otwarciowej fotki na ściance – zdjęcia ze strefy startowej. A dalej kilka z walki.
400 metrów to niewiele ponad minuta. A emocje z patrzenia, jak Piotrek łyka przeciwnika, jak to samo robi Dorota, Justyna, jak Renata prawie dochodzi zawodniczkę przed nią, a potem płaci za to niebotycznym zakwaszeniem na ostatnich metrach. Ta odpowiedzialność już nie tylko za swoje samopoczucie oddechowe, ale za to, żeby dać innym od siebie kilka sekund.
Paweł porobił z trybun dynamiczne foty. Zamieszanie w strefie zmian, moje najładniejsze zdjęcie z przekazywania pałeczki ever, euforyczny finisz Doroty. Rozpamiętujemy to całą noc, Kinga mówi, że się o piątej obudziła i myślała, mnie też ten stadion siedzi w głowie.
Sztafeta męska i mieszana robią swoje. Nie dają plamy, ale na podium spoglądają z daleka. A sztafeta kobieca? Czwarte miejsce, małe 5 sekund od podium.
5 sekund o których rozmyślasz już 15 godzin.
I te cyferki. Stare Wierchy pobiegły w 4:34. Sztafeta mieszana Turbacz zaledwie 10 sekund wolniej. Babiej Górze zabrało dwóch sekund do złamania 5:00. I pięciu sekund do pełni szczęścia. Czwarte miejsce, cieszy, smuci, wywołuje złość i motywuje do walki o podium następnym razem.
Na zdjęciu piekielny finisz Justyny w obiektywie Adama. A ja mam na siatkówce cały bieg. Babia Góra górą.
Od lewej truskawka na KS Staszewscy: Justyna, Kinga, Renata i Basia. Brawo Wy!