Trzydziestka

Wsadziliśmy Małego Yodę do autokaru – pojechał w niedzielę o 7. na obóz sportowy. Stwierdziłem, że teraz mogę zrobić wszystko – czyli co? Pójdę sobie na długie bieganie. No i pierwsza trzydziestka roku za mną. A wiecie po co robimy ten trening?

Bo nie ma wolności bez wytrzymałości. To parafraza hasła z innego porządku, ale wytrzymałość jest naprawdę najważniejsza w bieganiu. Możecie czarować treningami progowymi w formie biegu ciągłego albo wielokrotnych powtórzeń na odcinkach po 2-3 km. Albo biegiem zmiennym. Albo czymkolwiek. Ale bez wytrzymałości nie ma dobrego maratonu. A w bieganiu jak wiadomo liczy się tylko maraton, cała reszta to gry (por. Ernest Hemingway: Są tylko trzy dyscypliny sportowe: walki byków, wyścigi samochodowe i alpinizm. Reszta to tylko gry).

Gadaliśmy sobie o tej wytrzymałości z Kamilem, jak już przegadaliśmy 15 kilometrów o życiu. Kiedyś razem pracowaliśmy w Agorze, dziś w Ratuszu. Zawsze mamy co obgadać ze spraw, którymi trudno się dzielić na łamach. Więc gadaliśmy o tej wytrzymałości, Kamil słyszał teorię, że w pewnym wieku wytrzymałość już mamy i nie musimy nad nią pracować. A ja wiem, że ile razy uległem pokusom, żeby zaeksperymentować, przygotowywać się do sezonu szybszym bieganiem, kończyło się to klapą. Wiem też, jak pobiegłem ostatnie trzy maratony. Poniżej oczekiwań. Ale jak się jeździ na rowerze zamiast robić długie wybiegania, to się na zawodach ma za swoje.

Na rowerze należy jeździć OPRÓCZ długich wybiegań. Dla przyjemności, bez oszukiwania się, że to coś da. Przeliczniki, że 30 km na rowerze to jakby przebiec 10 km są słuszne – ale pod warunkiem, że przejedziemy te 30 km z takim tętnem, jak na bieganiu. A kto potrafi jechać na rowerze z tętnem choćby 140? Z moich znajomych chyba tylko Rączka, a i tego nie jestem pewien.

Robisz trzydziestkę, żeby przećwiczyć zasilanie tłuszczem. Żeby rozbudować sieć naczyń włosowatych dostarczających tlen do komórek. I żeby przyzwyczaić głowę do tego, że będzie ciężko.

Bo kiedy już na sam koniec zeszliśmy na gadanie o pracy, to mnie było już naprawdę ciężko. Kamila niosło do przodu, bo miał w nogach o 10 km mniej, a ja włączałem intensywniej ręce, żeby pobiec ostatni kilometr w 5:45, co przyznajmy nie jest zabójczym tempem.

Przy okazji odkryłem, gdzie jest w Garmin Connect informacja o przebiegniętych kilometrach w miesiącu. Rok temu było tak: w grudniu 115 km, w styczniu 211 km, a w lutym 216 km. Teraz: w grudniu 132 km, w styczniu 253, a w lutym na razie jest 216.

Dobrze widzę mój maraton. Biegnę Łódź, a wcześniej połówkę w Warszawie.

Komentarze

Leave a Comment

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *