Ta uśmiechnięta góralka nie zawsze biegała. Ale zawsze pytała, jak trening (serio, gdzie biegałem, ile kilometrów, jakie tempo), na zawodach była przy trasie, podawała żele. Bo wspólny bieg przez życie to niekoniecznie robienie wszystkiego razem, tylko bycie blisko przy drugiej połówce, kiedy ta druga połówka coś robi.
W Walentynki z rana pojechaliśmy na rowery, ale na krótko, godzina i wystarczy, bo mróz. A jednocześnie taka przyjemność ze wspólnego zmęczenia się. Bo zawsze lubiliśmy ruch, druga randka na wycieczce na Luboń w środku zimy, w pierwszym tygodniu znajomości zaliczyliśmy jeszcze Stare Wierchy oraz badmintona z ping pongiem i basenem (Kinga, to był basen, bo nie jestem pewien?) w Zakopanem. Roweru wtedy Kinga akurat nie miała, bo z dziecięcego wyrosła, a do dorosłego jeszcze nie dorosła, a ja wtedy też akurat wolałem samochód.
Potem, już w Warszawie zawsze tak planowaliśmy weekendy. Ja mam maraton, półmaraton, ty masz festiwal fiteness, konwencję, warsztaty, szkolenie. Jak to poukładamy, żeby każdy mógł wziąć udział w swoim, co wtedy z dzieckiem. Nigdy się nie zdarzyło, żebym usłyszał „ty ciągle jeździsz na te swoje zawody, zostań w końcu w domu”, ani żebym takie zdanie wypowiedział. To taka filozofia życiowa, której nie musieliśmy pisać czy uzgadniać, bo była dla nas oczywista: nie po to jesteśmy związkiem, żeby sobie związać ręce, tylko żeby wspomagać się nawzajem w naszych pasjach.
Tak mi się to ładnie ułożyło, że powtórzę. Nie po to ludzie tworzą związek, żeby sobie związać ręce, tylko po to, żeby się wspomagać w swoich pasjach.
Więc jeździłem na konwencje, zwykle z córką jeszcze nie nastolatką, zobaczyć układ, który wyćwiczyły albo przeżywałem, jak Kinga przywiozła z warsztatów taśmy mini-band. A Kinga stała przy trasie, podawała żele, krzyczała Wojtek dawaj. I mam w archiwum nawet piękne zdjęcie, jak kibicuje mi, kiedy ustanawiam swój PB w maratonie.
Kinga z lewej, obok Sabina, ok. 35 kilometra.
A jak Kinga zaczęła biegać? Jeżeli macie pomysł, żeby wciągnąć drugą połówkę w bieganie, to ja oczywiście nie znam sposobu, ale chętnie podzielę się własnym doświadczeniem. Patrzyłem czasem z lekką zazdrością na pary biegające w Lesie Kabackim, ale skoro Kinga nie chciała, to nie. Czasem robiliśmy treningi, że ja biegłem, a Kinga jechała na rolkach albo na rowerze, ale bez nacisków na bieganie.
Kinga potrzebowała jakichś 10 lat, żeby się przekonać, że ja jej do tego biegania nie przymuszam. I jak urodziła Małego Yodę, to poczuła zew krwi. Wyszła na pierwsze 5 km i oczywiście zaczęła za szybko, nie była w stanie wrócić biegiem. Ale za dwa dni wyszła znów na trening i nie zauważyłem jak i kiedy, ale w zimie już sobie robiliśmy podbiegi na Krzywoniu w takim śniegu, jak teraz za oknem.
Zdjęcie z sankowania, zapamiętajmy ten śnieg, bo nie wiadomo, co będzie. A poniżej z Lasu Kabackiego. Pod spodem jest wprawdzie lodowisko, ale śniegowy koc, żeby nie powiedzieć kołderka, umożliwia dość wygodne bieganie. Tylko nadal jakby po grząskiej ziemi, więc nie przejmujemy się tempem.
Treningowe półmaratony biegam teraz po asfalcie. Ostatnio norma to 1:59. Czekam aż zima puści i połówki przyspieszą. Chociaż w tym sezonie, który znów stoi pod znakiem przesuwania i odwoływania, nie będę się jeszcze tak bardzo spieszył z szybkością.
Zbudujemy taką bazę na jesień, że covid zdębieje.
Licznik sprawdzianów 2021. Treningowe półmaratony. Styczeń: 2:02:58, 2:01:39, 2:02:31, 2:04:10 (tętno z paska 148), 1:59:18. Luty: 1:59:12, 1:59:42. Piątka po trasie parkrunu. Styczeń: 20:54.