Po śniadaniu wielkanocnym ruszyliśmy w góry całą rodziną. Podjechaliśmy do Obidowej, tam skąd wbiegaliśmy na Turbacz na ostatnim obozie w Rabce. Grupa piesza poszła najkrótszą drogą do schroniska na Starych Wierchach, a my – cztery osoby, jeden rower – ruszyliśmy najładniejszą z ostatnio odkrytych tras w Gorcach, przez Polanę Rozdziele.
Dziesięć lat temu wpisując Podopiecznym treningi w Święta dopisywałem listę argumentów, że trening trzeba zrobić, bo. Parę lat temu argumentowałem, krócej o alternatywnym spędzaniu chwil między śniadaniem, a obiadem. A teraz?
Teraz podejrzałem na Facebooku Michała z projektu, który prowadzimy Watch My Way with Huawei. Ponieważ trójka naszych Podopiecznych z Huawei dostała zegarki Huawei Watch GT Active i telefony, więc wszystko jest na zrzutach z ekranu. Michał miał zapisane na sobotę 2 godziny biegania – i proszę, są 2 godziny 4 minuty. Przy okazji trener widzi, że Podopieczny biega już w zasadzie we właściwym tempie – 6:30 min./km. Niby wpisałem mu 7:00, ale przede wszystkim chodziło mi o to, żeby to już nie było 6:00, które Michał utrzymywał wcześniej na treningach, a na zawodach nie umiał.
Są Święta, jest trening, proste. Więc kiedy rzuciliśmy w Rabce z Kingą hasło rodzinnej wyprawy w niedzielę, to wszyscy podchwycili. Niektórzy – zwłaszcza Mateusz, ksywka prezes – nie wiedzieli jeszcze, co ich będzie czekać.

Do Polany Rozdziele droga wznosi się spokojnie przez 9 km, no może dwa kilometry są ostrzejsze. Biegniemy z Kingą i Sabiną, Mateusz śmiga na rowerze przed nami. Ale zaczynają się schody, konkretnie śnieg. Jakoś się tu na osłoniętym zachodnim stoku przechowała zima. Doganiamy Mateusza, który raczej musi prowadzić rower, ale potem znów spod śniegu wyłazi ziemia i da się jechać.

Mateusz to osobna historia. Dodał do ulubionych rower i poleciało już 13 kilo w dół. Kciuki (i pozytywne komentarze) za Mateusza.
Pocieszamy go w czasie podjazdu: – Mateusz, dojedziemy do Polany, stamtąd sobie zjedziesz 5 km na Stare Wierchy. Cha cha cha, przyroda Gorców zadrwiła z nas i naszej krótkiej pamięci.

Tu muszę się krótko wytłumaczyć. Zaraz, jak przyjechaliśmy z Kingą do Rabki, pobiegliśmy na Stare Wierchy starą trasą z wcześniejszych dziewięciu obozów w Rabce – z górnej Rdzawki. Tam też zimowa nawałnica położyła las pokotem, ale teraz szlak jest uprzątnięty, przeszkody pousuwane. Straciliśmy czujność i pamięć. Nie pamiętaliśmy tej hekatomby, przez którą biegliśmy na marcowym obozie.
To już wtedy, w marcu, była niezła przygoda. A byliśmy bez roweru.

Dwa razy po półtora kilometra przedzierania się przez naturalne zasieki. Zmienianie się przy rowerze – oczywiście nie kto na nim jedzie, tylko kto go przepycha, przeciąga, dźwiga. Szczególnie, że rower to elektryk (genialna rzecz do podjeżdżania w górach, opowiem jeszcze kiedyś) i waży 22 kg. Runmagedon normalnie.
Nie wiem, czy filmik się dobrze podlinkuje, ale wyglądało to mniej więcej tak [KLIKASZ – OGLĄDASZ]
Michał z Watch My Way with Huawei też zresztą tego dnia wybrał się na wyprawę rowerową z rodziną. I narzekał na fejsie, że mieli ciężką, piaszczystą trasę w Puszczy Kampinoskiej. Michał, wbijajcie w Gorce na odcinek po wichurze – i każda trasa będzie już łatwa.

Kiedy zrobiliśmy sobie fotę pod zdjęciem, przejąłem rower i śmignąłem ze Starych Wierchów trochę szlakiem, trochę drogą polną przez Ponice do Rabki. I wygrałem o minutę z ekipą, która najpierw zeszła, a potem śmignęła samochodami. Cudownie. Wielkanoc, wielka przygoda, wielki dzień.
Jestem jak nowo narodzony. Dużo ładujących momentów zostało w mięśniach, w sercowym także. I taki obrazek z Kingą na wietrze z tego pierwszego biegania, kiedy jeszcze to wszystko było przed nami.

3 thoughts on “Wielkanoc, wielki dzień”
Fajne, aktywne święta. Najbardziej zazdroszczę możliwości naładowania akumulatorów.
Ja, niestety, obecnie nie potrafię tego zrobić. Czuję się jakbym nie posiadała baterii. Staram się żyć, przetrwać z dnia na dzień, nic jednak nie planuję. Moja choroba to efekt ostatnich 30 lat. No i pewnie ostatniej sytuacji polityczno-społecznej. Bieganie nie pomogło. Oczywiście, jestem pod opieką fachowca. Oczywiście, leczę się. Tak. To depresja.
Marzena, przykra rzecz. Dobrze, że zdiagnozowałaś depresję, dobrze, że ją leczysz. Wiesz dobrze – ale piszę, bo może ktoś przeczyta i zobaczy, że ma taki problem – że bieganie pomaga przy pokonywaniu depresji, ale nie jest lekarstwem. Tę chorobę się leczy. Powodzenia 🙂
Majówka dzień pierwszy: Herlikowice – Zaly – Serin – Harachowska Skała – Spindlerowy Młyn. 17 km, 6h30, 980 m podejścia. Plus siedem, pochmurno. Widoki przyzwoite. Wszyscy zadowoleni.