Pawłowi Ochalowi pojawiła się w środku zdania podkówka na ustach. Olga Ochal sięgała po chusteczkę. A ja wykrzywiony z hamowania łez i tak musiałem ocierać oczy dłonią.
Tak wyglądał mój wywiad z Olgą i Pawłem Ochalami na początku grudnia. Oczywiście nie cały, bo człowiek nie może cały czas funkcjonować na takim diapazonie. Ale kiedy Olga doszła do całkowitej emocjonalnej szczerości, kiedy dołączył do tego Paweł, który nie musiał grać „jesteś zwycięzcą”, tylko mógł – być może po raz pierwszy tak publicznie – mówić o stanach depresyjnych, lękach, lekach… więc kiedy to się zadziało, to i ja poczułem się zwolniony z maski dorosłego człowieka. Przeżyłem tę rozmowę, zawsze jak się zaszwędam w Galerii Mokotów w okolice knajpki, w której wtedy siedzieliśmy, to pomyślę.
Zaczęło się tak:
Wojciech Staszewski: Brałaś?
Olga Ochal: – Brałam. Wtedy, gdy lek był dozwolony.
Co brałaś?
Olga: – Vazonat. Lek, w którym znajduje się meldonium.
Dlaczego, Olga?
Olga: – Bo u nas nie jest tak różowo i kolorowo, jak to wygląda na zdjęciach. Mamy swoje życie, swoje choroby, tak jak zwykli ludzie. Napiszę na Facebooku „Cześć, mój mąż jest chory i przyjmuje leki, a ja nie wiem, co ze sobą zrobić z nerwów”? No nie. Piszę: „Byłam przedwczoraj pierwsza w zawodach, a wczoraj fajnie było”. A potem wyłączam komputer i ryczę w poduszkę.
Kiedy tak ryczałaś?
Olga: – Najbardziej rok temu, przed igrzyskami wojskowymi w Korei. Przeszliśmy całe przygotowanie w Szwajcarii, było dobrze, wróciliśmy do Bydgoszczy, zostały dwa tygodnie do maratonu. Ja miałam wylot do Korei, Paweł miał mnie zawieźć do Warszawy. Ale budzi mnie tego dnia o 3.30 nad ranem. Mówi: „Jest źle ze mną, całą noc nie śpię, chyba mam zawał. Boli mnie w klatce”. I panika. Zapomniałam, że mam te igrzyska.
Paweł Ochal: – A to twój chleb.
Więcej – o kolejnych wizytach u lekarza, o bezdechach, które nie wiadomo, skąd się biorą, o spaniu na siedząco albo nie spaniu w ogóle – możecie przeczytać w najnowszym numerze magazynu „Bieganie”. Do kupienia w kioskach oraz w sieci. Kto się nie poryczy przy scenie w karetce, to nie wiem.
Scena w karetce jest o tyle mocna, że my – ja i wielu z Was – tam byliśmy, tuż obok, no może trochę później. Na mecie Półmaratonu Warszawskiego w 2011 roku.

Tematu meldonium dla mnie nie ma. Wszystko jest w wywiadzie wyjaśnione, a werdykt i argumentacja Komisji Antydopingowej nie pozostawiają wątpliwości. Olga ma prawo startować z czystymi butami.
Nie mam dobrego zdjęcia Olgi, ale jest zdjęcie Pawła sprzed blisko 10 lat (sam robiłem). Z wyprawy do Bydgoszczy nowym Peżotem 206 z Jankiem. I kropka.
Jaki Paweł był wtedy młody, wszystko przed nim. Jaki ja byłem wtedy młody, w trzecią niedzielę stycznia startowałem zawsze w Biegu Chomiczówki i nie było dyskusji, czy się złamie godzinę, tylko o ile.
Wczoraj pojechaliśmy z Moją Sportową Żoną i Małym Yodą stanąć przy trasie Biegu Chomiczówki i kibicować. Spotkaliśmy Dzikiego z małymi córkami, no trochę się może tam umówiliśmy, ale w innym czasie i innym miejscu. Tak się w to kibicowanie wciągnęliśmy, takie oldschoolowe, szczere, krzykliwe, że zapomniałem o zrobieniu zdjęć na blog. Poratował mnie Dziki, tyle że z emocji zdjęcia Zuzi – biegającej następczyni – robił w zasadzie wtedy, kiedy Zuzia już przebiegła (patrz: Pciuch/Bromba i inni). Ale przynajmniej jest jakiś ślad na siatkówce oka, nie tylko w zwojach.
Zuzia pokazuje kciukiem lajka. A ja patrzę na tę dziewczynę, ładniejszą i młodszą wersję Dzikiego i zdumienie mnie ogarnia nad przemijaniem. W jej wieku nie startowaliśmy jeszcze w zawodach, ale już biegaliśmy regularnie po Puszczy. Biegaliśmy o życiu.
Na mecie dałem Zuzi „prezent”. Zuzia jest inżynierem, właśnie zaczęła pracę. A „prezent” to suwak logarytmiczny, z którym w 1950 roku po budowie w Solcu Kujawskim chodził mój Ojciec.prl. I to też jest przyczynek do myślenia o życiu.
Nigdy nie zrozumiałem zasady działania suwaka, chociaż pytałem ojca parę razy. Ocobiegatu by pewnie potrafił wyjaśnić. Ale gdzie jest Oco?
PS.
Dostałem właśnie zgodę Podopiecznego i Fotografa na zamieszczenie jeszcze tego zdjęcia. Fot. Wojtek Łachut (dzięki), na zdjęciu Podopieczny Lubomir. Chyba najszybszy w tej chwili w KS Staszewscy (sorry, Pict, nie poddawaj się, tylko napieraj 😉 Na Chomiczówce pobiegł 58:01, zabrakło mu jednej (!) sekundy do życiówki. Pierwsze miejsce w kategorii H-40 (H jak hipster).
Zagadaliśmy się z Lubomirem, kiedy podszedł do naszego punktu kibicowania, że przegapiliśmy finiszującego Przemka, zwycięzcę kategorii Ch-30 (Ch jak Choszczówka). A potem był jeszcze Podopieczny Piotrek, Ziggi i Tomik spod bloga. Tylko gdzie jest Ocobiegatu?
1 thought on “Z biegiem życia”
Tu Dziki
Zuzia pobiegła wspaniale. Zuzia doceniła prezent od Wujka Johna, suwak logarytmiczny Made in Danmark A.D 1950.
Zuzia po 15 – kilometrowym mocnym treningu na Chomiczówce, i z perspektywami na poprawę kilku elementów do wiosny, Zuzia jest na 1:40:00 – 1:42:30 na wiosennym Półmaratonie Warszawskim. Nie oddam Zuzi żadnemu trenerowi 🙂 Chociaż ją czasem straszę: a to Staszewskim, a to Lipcem 🙂 Never! Moja Zawodniczka! <3
Dziki