Ostatni raz biegałem w Sylwestra. I koniec.
Zrobiliśmy godzinę piętnaście powoli z Moją Sportową Żoną. Od kiedy MSŻ szykuje się do półmaratonu (czyli od pięciu dni) przestała domagać się skrócenia każdego treningu. I dobrze – bo szykując się do półmaratonu musisz co tydzień robić półtoragodzinne długie wybieganie. MSŻ i tak nie będzie tego robiła na razie co tydzień, ale bodaj za tydzień ma w planie pierwsze 1,5 godziny biegu w życiu.
Jeśli będę jej towarzyszył, to na rowerze. Mój #eksperymentłąkotka pokazał: lepiej nie. Kiedy w górach pękał mi łeb z ciśnienia i niedotlenienia, i poszedłem potruchtać po Krzywoniu – było ok. Kiedy pobiegałem po Starych Wierchach sunąc jak na nartach biegowych, też w miarę ok. Kiedy zrobiłem ostre podbiegi – bolało. To jest taki uczucie, że cię swędzi w kolanie i pojawia się tam w wyobraźni wielki, nieociosany kloc sosnowy. Ułamany w dodatku, więc uwiera.
Po kabackim bieganiu w sobotę nie było najgorzej. Zdjęcia nawet ładne porobiliśmy, bo słonecznie było jak w marcu.
Ale po biegu łąkotka ciągle pytała: po co, po co?
Więc jest plan. Rower zostaje, ale słowo trening otrzepuje się na razie ze śniegu, wchodzi na trzecie piętro, wyciąga sobie matę z szafy, taśmy thera band i idzie sobie podyndać na drążku. Potrzebuję bycia w treningu, poczucia, że nowy rok nie przecieka mi przez palce, ale nie będę tego na razie szukał po lasach, tylko w treningu wzmacniającym. 30 minut ćwiczeń cztery razy w tygodniu – wszystkie, które da się zrobić w domu i nie obciążają stawu kolanowego. Wczoraj były brzuszki na macie i lifty (do tyłu i do boku) też w leżeniu na macie. Nowe wyzwanie, inwestycja w bieganie, kiedy już będę mógł wrócić na ścieżki po operacji.
Sobotnie bieganie skończyło nam się kiepsko, bo pomyliłem drogę, kiedy wracaliśmy z Konstancina, a MSŻ jest bardzo przywiązana do planu, czasu, znanych ścieżek i droży, a nie bezdroży. W bieganiu i w życiu. Inaczej niż ja. No więc, gdybym potem nie bagatelizował, tylko wziął na klatę, to byśmy mieli udanego Sylwestra. W miarę udanego, bo córka gimnazjalistka wyszła na imprezę (pierwszy raz) w swoim kółku tanecznym, więc byliśmy uziemieni z Małym Yodą. Ale bagatelizowałem i wyszło na jeden dzień tyle kwasów, ile w Newsweeku przez pół roku.
Obie rzeczy mam już zresztą rozwiązane. Przegadaliśmy kwasy, a nawet dokopaliśmy się głębiej, bo w takiej sytuacji zawsze jest jakieś głębiej i od godziny znów się do siebie uśmiechamy.
A z Newsweeka zabrałem dziś wszystkie zabawki, cywilne ubranie zostawione w szafie na wypadek, gdybym do pracy pobiegł, pamiątkowy kubek z Egiptu z wyjazdu z Jankiem i dorosłą córką. Itp. Pożegnałem się przełamując się czekoladą i zamieniając dobre słowo.
I pojechałem zameldować się w Twoim Stylu. Chcecie zobaczyć?Przy tym komputerku koło mojego kciuka nadziei będę pisał.
Na koniec postanowienia noworoczne. Sprzeczaliśmy się o to w Sylwestra z MSŻ (a może nie o to, tylko mieliśmy takie emocje, że musieliśmy sprzeczać się o cokolwiek) – czy takie postanowienia mają sens. Dla Kingi to dzień jak co rok. I tyle. Dla mnie to ma sens, symboliczna cezura, która nas mobilizuje do działania.
Więc oprócz regularnego treningu wzmacniającego mam jeszcze dwa inne postanowienia:
- Ruszyć do przodu z angielskim. Ściągnąłem sobie fajną apkę (korzystacie z takich rzeczy?) i będę codziennie trenował 10 minut. Na razie jestem na poziomie 1 minuta biegu, 2 minuty marszu, trochę zbyt łatwym, ale zobaczmy dokąd doprowadzą schody.
- Ruszyć do przodu z blogiem. Nie chcę już biec po 7:00 min./km. Dlatego od dziś do kiedy starczy sił blog zamienia się w gazetę codzienną. Będzie wychodził pięć razy w tygodniu od poniedziałku do piątku. Obiecuję, że pozostałe odcinki – poza poniedziałkowym – będą krótsze. Będzie opis różnych wariantów podstawowych środków treningowych w danym momencie makrocyklu – to dla zaawansowanych. Będą odpowiedzi na proste pytania – trochę dla początkujących, trochę dla beki. Będzie film z ćwiczeniem tygodnia, to zaplanowałem sobie w głowie na środę.
Dużo sobie w głowie zaplanowałem. Trzeba mieć jakąś architekturę Nowego Roku, żeby móc ją wypełniać. Czego i Wam życzę.
I zapraszam tu – jutro, pojutrze, w każdy dzień powszedni.
16 thoughts on “Nowy rok biegania”
Cieszę się, że będzie więcej czytania. Czytać też lubię. Mimo wszystko dobrze, że te swary to w sylwestra, a nie w Nowy Rok. Teraz lżej się oddycha.
Trzymam kciuki za Kingę, żeby się nie nudziła podczas długich wybiegań. Trzeba wymyślić ciekawą trasę. 🙂
Trzymam też kciuki za Ciebie i czekam na teksty pisane przy nowym biurku.
Wszystkiego najlepszego w 2017.
A Młody zadowolony. Pierwsze wrażenie ważna sprawa. 🙂 Niespodziewanie spotkał kolegę, z którym uczył się w tej samej klasie w podstawówce i w gimnazjum. 🙂
Duolingo?
Pict – tak, bingo
Marzena – ja tylko uzupełnię narrację, że Młody zmienił szkołę, żebyśmy przynajmniej z grubsza wiedzieli, o co chodzi
@wojtek – od ponad roku, dzień w dzień, świątek piątek, uczę tym Julka 😉 także jesteście teraz kumplami 😉 ale z doświadczenia CI powiem, że więcej nauczysz się wersją na komputer a nie aplikacją – bo trzeba pisać, a nie wybierać kafelki 😉
Wojtku,
Na wstępnie życzę powodzenia w nowej pracy i szybkiego naprawienia łąkotki. Chciałabym zapytać czy przed rezonansem robiłeś badanie kreatyniny? mam sprzeczne informacje a za kilka dni mam rezonans kolana- z góry dziękuję za odpowiedź. Pozdrawiam
Aniak: ja robiłem rezonans kręgosłupa szyjnego w listopadzie i kazali mi zrobić kreatyninę. O ile wiem ten wynik jest potrzebny jeżeli zachodzi konieczność podania kontrastu, co okazuje się dopiero w trakcie badania.
Kinga: w tym zawieruszaniu się w lasach jest cały urok biegania!
Dziki: w święta pospacerowałem trochę po Puszczy i nazwy Góra Ojca, Nadłuże, Opaleń nie są mi już obce. Piękne miejsca! A z dziesięciolatkiem można poeksplorować Atomową Kwaterę Dowodzenia…
Hej Wojtek,
Takie moje przemyślenie, że nie ilość a jakość się liczy. Zamiast pisać 5x w tygodniu – do czego oczywiście masz pełne prawo bo to Twój blog – to ja jako czytelnik z 6 letnim stażem wolałbym, żebyś częściej włączał się w dyskusję pod blogiem. Ostatnio to się trochę poprawiło, ale bywało w przeszłości, że wiele pytań pozostawało bez odpowiedzi. Głównie mam tu na myśli pytania o jakieś tam porady treningowe, pytania odnośnie sprzętu czy ćwiczeń.
Druga rzecz- która niejako się wprost odnosi do powyższego punktu. Napisałeś „I dobrze – bo szykując się do półmaratonu musisz co tydzień robić półtoragodzinne długie wybieganie”. Tu chyba trochę przesadziłeś 🙂 Licząc średnio po 6 min/km to 90 minutowe rozbieganie daje 15 km. Cztery takie rozbiegania w miesiącu już dają 60 km. Z matematyki wychodzi, że dokładając do tego pozostałe 3-4 treningi w tygodniu sporo przekroczymy 100 km.
Ja jako amator z życiówkami na poziomie 40:30, 1:31 i 3:23 w życiu nie przekroczyłem tygodniowo 65 kilometrów 🙂
Wszystkiego najlepszego w Nowym Roku dla Was i wytrwania jak najdłużej w postanowieniach, choć nie ukrywam, że zgadzam się w tym wypadku z Kingą i dla mnie też to dzień jak co dzień. Uważam, że zwiększenie aktywności na blogu w sposób jaki opisałeś to świetny pomysł!
Pozdrowienia z Opola, tzn z Trzęsiny:)
panie Wojtku, napisalam 2 maile do pana na podany przez pana adres na gazecie, a pan udaje ze ich nie widzial.
strach pomyslec jak to o panu swiadczy..
Ok123- dziękuję
Pozdrawiam
Rob, podstawowa zasada: trener ma zawsze racje 🙂
Wojtku drogi, z nowym rokiem raźnym krokiem! Końcówkę poprzedniego miałeś na mój gust niezbyt fajną, ale symbolika nowego roku ma ten urok, że można zaczynać od nowa planować. Życzę Ci zatem:
– pogody ducha
– szybkiego powrotu do biegania (a kiedy masz tę operację?)
– pisania w Swoim Stylu, do którego przyzwyczaiłeś czytelników od tylu już lat
– czyli aby nowa redakcja była twoim miejscem na ziemi
– blogowych sukcesów,
– fajnego ojcostwa i syna bez kaszlu
– radości z sukcesów TSŻ, które będą, nie mam wątpliwości 🙂
Kilka punktów to także, siłą rzeczy, życzenia dla SŻ.
Pozdro w biegu!
Aniak – dokładnie, tak jak pisze Piotr. Nie wiem tylko, co się dzieje, kiedy nie ma tej kreatyniny, a trzeba podać kontrast. CZy robią to na miejscu, czy odsyłają? Ale pewnie rzadko sie zdarza. Ja nie miałem i machnęli na to ręką.
Rob – postaram się zadbać o poziom pięć razy w tygodniu.
A co do wyliczeń, to nie rozumiem czegoś. Jedno długie wybieganie w tygodniu 15 km, a piszesz, że „nigdy nie przekraczałeś 65 km”. Czyli na pozostałe 2-3 treningi w tygodniu zostaje 65-15=40 km. Musiałyby one mieć po 13-20 km (zależnie od tego, czy to 2 czy 3 jednostki). A przecież są znacznie, znacznie krótsze.
Skąd więc twoja obawa, że półtoragodzinne bieganie raz w tygodniu zwiększy kilometraż znacząco powyżej 65 km.
Tylko odpowiedz pod blogiem 😉 (może być pod następnym odcinkiem, zaraz piszę)
Norbert – kocham Cię 🙂 Trener
A, Kasia Zanaoria – tu jesteśmy wszyscy po biegowemu na 'ty’.
Dopiero teraz mam możliwość odpisać na twój mail, nie wszystko tu zależało ode mnie. Zajrzyj wieczorem do skrzynki
Wojtku,
Dziękuję bardzo!
Pozdrawiam
Aniak
Ciekawe w sumie od czego zależy konieczność podania kontrastu i czy na pewno dotyczy to np. badań stawów. Ja miałem 3 razy MRI kolana, dwa razy na skierowaniach nie było zaznaczone, że trzeba robić kreatyninę. Tylko ostatnio lekarz zaznaczył, że trzeba. Spytałem się przy zapisywaniu czy na pewno jest to konieczne i pani mi powiedziała, że jeżeli to kolano, to raczej jakaś pomyłka. Trzy razy więc robiłem bez tego, nie było problemu (włącznie z przeglądaniem, za każdym razem lekarz mi pokazywał co i jak na „fotkach”).